#14 Jak rozpoznać i co zrobić z wadą wymowy u dziecka?

GOŚĆ: Aleksandra Tomaś

Wady wymowy to nie tylko kwestia estetyki, ale też zdrowia, również tego psychicznego, ponieważ mogą rzutować na poczucie własnej wartości u dziecka. Jak rozpoznać, że dziecko zaczyna mieć problemy oraz co zrobić, jeśli czujemy, że zaniedbaliśmy sytuację? Do kogo się zgłosić i w jaki sposób pomóc dziecku? Zapraszam do wysłuchania rozmowy z logopedką Aleksandrą Tomaś, która na co dzień pracuje z dziećmi.

Patronem podcastu jest Platforma Edukacyjna

Podcast do przesłuchania również na Spotify oraz Apple Podcasts:

Sylvia Wilczyńska: Olu, bardzo się cieszę, że przyszłaś porozmawiać. Jesteś logopedką, jesteś aktorką, prowadzisz swój profil na Instagramie – bardzo polecamy! Powiedz, jak się profil nazywa? 

Aleksandra Tomaś: W ogóle witam wszystkich bardzo serdecznie i dziękuję za zaproszenie. Mój profil to jest logotolka. W zasadzie ja jestem logotolką. Logotolka powstała już jakiś czas temu. Pomysł jest bardzo kompatybilny ze mną. To jestem po prostu ja. Ja w całości. I staram się w tym moim logotolkowym świecie łączyć dwie pasje, czyli właśnie i aktorstwo, i logopedię. Cały czas mam kontakt z dzieciakami, więc to wszystko się przenika płynnie. I ten profil powstał z potrzeby. Tak zazwyczaj tworzą się różne rzeczy. W odpowiedzi na prośby rodziców, na to, że widzę, że potrzebują pomocy w ćwiczeniu z dzieciakami. Nie wiedzą w którą stronę iść, jak zachęcić dzieciaki do ćwiczeń. To mówią jako pierwszą rzecz tak naprawdę. Rodzice nie wiedzą jak ćwiczyć, jak zachęcić, bo dzieciaki w domu nie chcą ćwiczyć. Więc pomyślałam sobie, żeby to była na tyle atrakcyjna forma, żeby jakoś zahaczyć te dzieciaki i żeby poprzez zabawę, poprzez śmiechy, żart, spróbować wykonywać różne ćwiczenia. Bardzo często one nawet nie wiedzą, że to robią, bo są tak pochłonięte jakąś historią i na tym mi zależy. I to jest właśnie logotolka. Więc to są ćwiczenia logopedyczne. Mówię o swoim podcaście, bo jest podcast Ecie Pecie Logotolki, w którym właśnie staram się to łączyć. I Ecie Pecie Logotolki to jest podcast, czyli jakby słuchowe ćwiczenia w takim sosie zabawnej historii, gdzie zawsze dzieciaki muszą mi z czymś pomóc. Bo ja mam różne przygody życiowe, mam psa, mam Mariana, który też różne psikusy mi robi i wszystko wzięło się z życia, tak naprawdę. Więc to wszystko jest w takim sosie maniowo-logotolkowym. Dzieciaki pomagają mi w międzyczasie robić ćwiczenia. I też oprócz tych ćwiczeń dzieciaki ćwiczą różne głoski. A głoski ćwiczą poprzez wierszowanki, które również tworzę. Tworzę je razem z moją przyjaciółką Basią Derlak. Świetną tekściarą, również muzyczką. Więc tworzymy to w taki sposób, żeby dzieciakom było łatwo ćwiczyć różne głoski, kiedy już idą do logopedy i są na takim etapie, że np. ćwiczą coś w izolacji, czyli sylaby sa, za, wa itd. To właśnie pomagają im te wierszowanki. Czyli piosenka, ale nie do końca piosenka, bo to jest krótka i prosta forma. Taka, żeby dzieciaki łatwo mogły to zapamiętać. No i poprzez fajny rytm po prostu zaczęły to śpiewać i ćwiczyć. Także to jest logotolka: to są podcasty, to są wierszowanki i różne ćwiczenia, które również instruktażowo na swoim Instagramie logotolkowym zamieszczam.

Bardzo zachęcamy do wejścia, zobaczenia, co tam się znajduje i skorzystania. Ale tak jak powiedziałaś, stworzyłaś to w odpowiedzi na zapotrzebowanie. Powiedz mi proszę, jakie są takie najczęstsze problemy dzieci w wymowie? 

Najczęstsze? Ja pracuję w przedszkolu, pracuję w centrum terapii. Mam też swoje dzieciaki poza centrum. I stety, niestety najwięcej dzieciaków obecnie obserwuję z tzw. międzyzębówką, czyli z wymawianiem głosek s, z, c, dz, albo też l, t, d, n, wszystkie te przedniojęzykowo-zębowe z języczkiem między zębami. To ma niestety wiele przyczyn. Tutaj logopeda jest trochę takim detektywem, który musi dojść, dlaczego tak się dzieje. I tutaj już mogłabym mówić długo. Przyczyn jest bardzo dużo. I mi się od razu zapala taka lampka, bo często rodzice pytają, no dobrze, no to jak s, z, c, dz, to pracujemy na tym. Ale zanim, bo jakby s, z, c, dz i ta międzyzębówka i ten język, to widać, bo kwestia estetyczna i słuchowa to jest dla nas najczęściej pierwszy taki radar, że coś jest nie tak. To słyszymy i to rodzic słyszy i to zwraca uwagę. Dlatego idziemy do logopedy, bo widzę, że wysuwa język, bo słyszę, że sepleni, mówiąc potocznie. A ja mówię wtedy, że okej, ale zanim do tego dojdziemy i usiądziemy przy stoliku i będziemy ćwiczyć sylaby, czy nawet będziemy chociażby korzystać z moich wierszowanek i używać tego w piosence, w mowie spontanicznej, to musimy zrobić 43 tysiące kroków wstecz czasami. Dlatego, że ta międzyzębówka może mieć różne powody. No i tutaj musimy się przyjrzeć przede wszystkim temu, jak dziecko oddycha. Czy oddycha przez nos, czy oddycha przez usta. Trzeba się przyjrzeć temu, czy dziecko słyszy. Jak stawia kroki, jak w ogóle wygląda jego postawa. Bo to jest kolejna rzecz, którą obserwuję u dzieciaków. I w ogóle jest nawet taki termin wśród logopedów, terapeutów. To nie jest profesjonalny zwrot, natomiast jest coś takiego jak smartfonowa szyja. Chodzi o to, że żuchwa i w ogóle głowa dzieci jest wysunięta do przodu, przez co tworzy się garb. Dzieci bardzo często siadają w literkę W. I to już jest taki sygnał, że gdy wchodzę do sali, do przedszkola, do jakiegoś miejsca, gdzie są dzieciaki, to jest mój pierwszy taki sygnał aha, tutaj może być już koleżanka do pracy, kolega do pracy tu i tu i tu. Dlatego, że to są takie rzeczy, od których się zaczyna. Smartfonowa szyja, nie musimy się domyśleć, dlaczego tak jest. Dzieciaki bardzo dużo korzystają z technologii, wysokich technologii. Tablety, telefony, co się przekłada na koncentrację, na uwagę, na skupienie tej uwagi, które jest bardzo krótkie i wydłużanie tego czasu, to jest długa praca. To jest bardzo długa praca i to jest systemowe. To nie jest też do załatwienia tylko i wyłącznie na zajęciach logopedycznych, tylko to jest jakby sygnał dla rodzica, żeby zwrócić na coś uwagę, żeby w swojej przestrzeni to się zmieniło. A od czego zaczęłyśmy? [śmiech]

Zaczęłyśmy właśnie od tego, jakie są przyczyny tych problemów.

No tak jak powiedziałam – oddychanie przez usta. A jeszcze krokiem wstecz są tak zwane czynności prymarne. Czyli należy się przyjrzeć, w jaki sposób maluch je, jak gryzie, czy odgryza prawidłowo, czy szarpie, czy gryzie na przykład jedną częścią i przesuwa tę masę na drugą część i tymi trzonowcami rozgniata, czy potocznie mówiąc ciamka, ma otwartą buzię, czy odrywa na przykład skórkę od chleba. Czy w ogóle coś gryzie, jakie je struktury. Czy to są twarde pokarmy, czy raczej takie trochę papkowe. Ja mówię o dzieciakach przedszkolnych. Nie mówię o starszych, nie mówię też o niemowlaczkach. Mówię o takich od dwóch lat do powiedzmy sześciu. Także temu się należy przyjrzeć, jak odgryza, jak przełyka pokarmy, czy to jest infantylne przełykanie, które jest normatywne i które jest ok do mniej więcej trzeciego roku życia, natomiast potem musi się to zmienić. Czyli jeżeli widzimy, że nasz czterolatek pije wodę i wsadza język między ząbki, albo na przykład kompensuje sobie przełykanie robiąc taki gest ustami, mocno napinając wargi, to znaczy, że tam język też nie pracuje. Więc jest naprawdę dużo rzeczy, którym się trzeba przyjrzeć zanim zaczniemy pracę nad konkretną głoską, czyli nad tym, z czym rodzic do mnie przychodzi i mówi: popracujmy, bo sepleni, a chciałbym, żeby nie sepleniło.

A jeżeli rodzice nic nie zrobią na przykład z tym siedzeniem dziecka przed smartfonem albo właśnie w tę literkę W, to czy zajęcia z logopedą przyniosą efekt?

Na pewno przyniosą, z tym, że czas bardzo mocno się wydłuży, a efekt może być zauważalny dopiero za jakiś czas, a może nawet i nie. Dlatego, że na efekt składa się nie tylko praca z logopedą w gabinecie, ale to jest trochę tak, że o logopedii i w ogóle o artykulacji nie można myśleć w kategoriach zajęć. To jest sposób myślenia. Bo jeżeli pomyślimy sobie, że to jest tylko ćwiczenie na przykład unoszenia języka do góry i pionizowanie, i ja to będę robić codziennie po 5 minut, OK, w porządku, ale przy tym dziecko dostanie smartfon, na którym będzie scrollowało różne rzeczy, będzie grało, będzie oglądało sporo bajek, gdzie nie będzie nabywało nowych słów, bo nie będzie musiało tworzyć nowych relacji itd. – no to ten czas nam się bardzo, bardzo mocno wydłuży. Jeżeli spojrzymy na naszego malucha i zaproponujemy mu jabłko, on powie, że nie, bo woli coś innego i zostawimy to, nie zastanowimy się nad tym, pójdziemy dalej, to… Może nie wybiórczość pokarmowa, bo to już jest za duże słowo, ale nie przyglądniemy się temu tematowi, dlaczego nie chce gryźć? Dlaczego nie sprawiają mu trudność? Dlaczego np. wkłada coś do buzi i manipuluje przy niej? Dlaczego wkłada kciuk? Czy obgryza paznokcie? Czyli pojawiają się takie parafunkcje. Jeżeli to zostawimy, nie będzie takiego globalnego myślenia nad młodym człowiekiem, no to te zajęcia mogą być taką… nie to, że kroplą w morzu, ale na pewno czas bardzo mocno się wydłuży. I w tym momencie pracujemy nad świadomością takiego maluszka, natomiast jeżeli jego możliwości będą ograniczone, bo skupienie uwagi będzie, jakie będzie, bo obręcz barkowa, bo mięśnie tułowia, bo mięśnie miednicy nie będą pracowały, bo gdy mało się ruszamy, to po prostu nie ma szansy pracować. Logopeda jest jedną z cząstek, które składają się całość sukcesu.

Z tego co mówisz, to to nie jest tylko wymowa, to co nam się rzuca na pierwszy rzut oka i ucha, tylko to jest całość, to jest też sprawność fizyczna.

Tak, to jest też sprawność fizyczna. Wszystko zaczyna się od takich malutkich rzeczy, czyli od sprawności rąk, bo przecież maluchy poznają świat właśnie dotykiem, czyli wszystkimi zmysłami, czyli ten rozwój sensomotoryczny jest bardzo ważny. Dotykanie, wąchanie, czucie, co właśnie wpływa na sprawność całą motoryczną, czyli dużo biegania, naprzemienność ruchów, to wszystko wpływa na nasze połączenia w mózgu. I te wszystkie manualne, małe rzeczy, przesypywanie groszku… Są zajęcia nawet, które nazywają się terapia ręki, które mają usprawniać rękę, koordynację oko-ręka. To chociażby przekłada się na to, że dziecko potrafi podnieść łyżkę i włożyć łyżeczkę do buzi. Chodzi po prostu o koordynację. Przekłada się to też na część naszego mózgu, która odpowiada za tworzenie, za mowę, za tworzenie nowych wyrazów, za wypowiadanie się, za opowiadanie i tak dalej. Za całość jakby naszego bycia.

Olu, ale zdarza się też, że rodzice myślą, że jak oddadzą dziecko, powiem tak nieładnie, oddadzą dziecko do logopedy, to logopeda zrobi całą robotę i już nic więcej nie trzeba, no bo dziecko chodzi. Ale czy to jest prawda? Czy tak jest, czy nie? Czy jest jeszcze jakaś część, którą rodzice muszą wykonać?

Czy mnie tutaj rodzice słuchają? Tak, to jest absolutna nieprawda. Tak jak powiedziałam wcześniej, sukces logopedyczny to jest sukces wspólny. Ja jestem takim wskaźnikiem. Bardzo często rodzice przychodzą, zajęcia trwają około godziny i to jest raz w tygodniu. No zastanówmy się, czy jeżeli pójdziemy raz w tygodniu na siłownię, czy nasze mięśnie się wzmocnią, czy ten efekt będzie troszkę mniejszy. No będzie mniejszy. Niestety. Ja jestem w ogóle taką wyznawczynią, że wolę, żeby wykonywać zajęcia krócej, ale częściej. Nie raz, ale takie kombo, że po prostu na trzy godziny puszczę to dziecko, niech poćwiczy, to zaraz będzie pięknie. Nie. Rytmicznie, regularnie, krócej, ale konsekwentnie. Wtedy będzie efekt. I jeszcze chciałam powiedzieć, bo chyba ci nie odpowiedziałam w efekcie na to pytanie, że ja jestem takim drogowskazem. Ja wskazuję rodzicowi, jak powinien to robić, jak ćwiczyć, jak pilnować, gdzie, którędy, dlatego że dziecko poza gabinetem spędza większość swojego życia. Większość spędza w przedszkolu, w domu. I to jest ta przestrzeń do automatyzacji różnych rzeczy. Także niestety, drodzy rodzice, czy chcecie, czy nie chcecie, my potrzebujemy Waszej pomocy.

Ok, i teraz na przykład jestem takim rodzicem i chcę ćwiczyć. To jaka to ma być częstotliwość? No bo mówisz, że lepiej częściej, a krócej, niż raz na rok, a długo.

Tak, dokładnie tak. Ja mówię zawsze rodzicom, że ja w ogóle lubię rytuały. Dzieciaki lubią też rytuały, bo to jest bezpieczne, to jest pewne. Dlatego zawsze mówię im, żeby znaleźli sobie taką porę w ciągu dnia, żeby dziecko nie było przemęczone. Nie trafiamy w zły nastrój, w jakieś bóle, czy kłótnie. Jeżeli widzimy, że czasami jest jakiś nerwowy dzień, zostawmy to, ale znajdźmy sobie stałą porę raczej. Umówmy się z maluchem, że nie wiem, po myciu zębów wieczornym, albo przed myciem zębów, zaczynamy taką sesję wyciszeniową, nazwijmy to. I wtedy, żeby dziecko wiedziało, co go czeka, co będzie. Takie mycie zębów nawet, to już jest super część ćwiczeń, dlatego że można sobie dostymulować tutaj tę część orofacjalną, to się tak nazywa, dziąsła, język, policzki od środka wyszczotkować. Można z tego dużo, dużo wycisnąć. To może być jako ta część stymulacyjna. Więc może akurat te 5 minut przed myciem zębów, albo kiedy jesteśmy w łóżku, kiedy jest rozluźnienie, wyciszenie, wspólne czytanie bajek. O bajkach też mogłabym coś powiedzieć, bo właśnie mi wpadło do głowy.

Mów, mów, słucham.

Ja to w ogóle jestem fanką może nie czytania, ale opowiadania. Uwielbiam czytać, natomiast dużo bardziej wolę wymyślać. I to też proponuję rodzicom bardzo często, zwłaszcza takich maluszków, dwulatków, że nie czytajmy po literach, co się tam dzieje, tylko opowiadajmy. Dlatego, że podczas opowiadania, po pierwsze, to jest nieprzewidywalne, za każdym razem może się zdarzyć coś innego. Dwa, dziecko jest zaciekawione, co dzisiaj będzie nowego, a co było wczoraj, więc tutaj jest takie pole do opowiadania, do ćwiczenia pamięci słuchowej. Logopedycznie tutaj jest naprawdę dużo rzeczy, a poza tym możemy stworzyć sobie taki super nastrój również do wplatania tutaj ćwiczeń logopedycznych, że te przygody mogą się zmieniać. Mówię o jakiejś tam książeczce. Także nie czytać, a opowiadać, wymyślać i prowokować, jak się może zakończyć. Wtedy też sprawdzamy uwagę, czy maluch słucha, bo jeżeli coś czasami zmienimy, to jest, ej, nie, on przecież inaczej. A widzisz! Ja w ogóle lubię pracować na takim zaskoczeniu. Ja lubię robić sobie, potocznie mówiąc, nieprofesjonalnie, jaja. Bardzo często coś dzieciakom gdzieś upycham, wyciągam, coś robię nieprzewidywalnego, żeby właśnie tworzyć zaskoczenie. Ja uwielbiam ten moment, kiedy dziecko na mnie patrzy i ono nie wie, co się zadzieje zaraz. A jeżeli wie, to czeka bardzo na ten moment. Kiedy mam dzieci np. ze spektrum, u których rozwój mowy przebiega troszkę inaczej, to ja wiem, że to jest motywacja do tego, że zaraz może pojawić się to słowo, że ono chce, że wyrazi jakąś chęć. Także z tej długiej wypowiedzi taka rada dla rodziców, żeby nie bali się wygłupiać, nie bali się zaskakiwać swoje dzieci. Ja wiem, że to może być trudne w codzienności, przecież nie można cały czas robić sobie żartów. Natomiast ostatnio miałam takie pytanie od mamy, kiedy była u mnie na zajęciach i obserwowała, jak ja właśnie z dwulatką się bawiłam, powiedziała, ale to jest trudne. I mnie to zastanowiło bardzo, bo może też trochę to jest to, że ja jestem aktorką, pracuję w teatrze, więc wiem też co działa. I nie sądziłam, że często rodzice mogą nie wiedzieć, jak można rozmawiać ze swoimi dwulatkami, że można je zaskakiwać, że można powiedzieć coś inaczej, coś przeciągle, coś skomentować i to niekoniecznie tak spieszczając, tylko po prostu zwyczajnie po dorosłemu się zdziwić z wyobraźnią. Absolutnie to nie jest żaden broń Boże przytyk do rodziców, tylko ja nie byłam tego świadoma, że rodzice nie wiedzą. Stąd moja misja, żeby właśnie jak najwięcej mówić o tym, w jaki sposób mówić do małego dziecka. Że to nie jest koniecznie zalewanie mową, które trzeba też doprecyzować, wyjaśnić, bo to jest ok. Trzeba mówić do dziecka, tylko chodzi bardziej nie o ilość, a jakość. Tak bym powiedziała. Ja Cię zagadam. [śmiech]

Super, mi się fantastycznie Ciebie słucha. Przez to, że jesteś też aktorką, a aktorzy trochę mają dziecka w sobie, to nie jest aż takie trudne dla Ciebie, ale faktycznie domyślam się, że niektórym rodzicom może być ciężej to przełamać. Ale chyba warto.

Warto, warto to przełamać. Nawet przyszła właśnie do mnie mama z wątpliwością, że jej maluszek nie mówi dźwiękonaśladowczych wyrazów, nie ma onomatopei, to był dwulatek i faktycznie w tym całym potoku tych różnych dźwięków trudno było tam wyselekcjonować coś. Natomiast kiedy usiadłyśmy sobie i dziewczynka sama podjęła inicjatywę, że chciała książeczkę i tak dalej, to sposób w jaki ja z nią rozmawiałam, prowadziłyśmy dialog, a był to dialog, dlatego że tam były znaki zapytania u tej dziewczynki, u dwulatki, mimo że nie było mama, tata, tradycyjnego rozumienia, tylko to była właśnie taka nowomowa dwulatkowa, to tam były pytania, tam było zaskoczenie i pojawiały się te dźwięki, pojawiały się dźwiękonaśladowcze wyrazy, czyli tam jakieś warkoty, jakieś silniki, jakieś stukania i tak dalej w książeczce i mama powiedziała, że ha, ale to jest trudne, że ona nie wie, że to tak należy, że w ten sposób jakby nie pracowała, nie ćwiczyła z nią, że dla niej jest to sfera trochę nowa, więc da się, da się, tylko trzeba czasami sposobem i ja próbuję jakby te sposoby rodzicom podpowiadać.

No bo wyobrażam sobie też, że rodzice często, jako dorośli ludzie, podchodzą tak zadaniowo, typu mamy teraz ćwiczenia logopedyczne, siadamy, proszę robisz to, to i tamto.

Tak, tak. I oczywiście każdy robi jak lubi, bo znam bardzo wielu logopedów i jeden woli być w białym kitelku, bo woli tradycyjnie. Też zależy z kim pracujemy, bo jedni mają specjalizację bardziej z dorosłymi, drudzy bardziej ze szkoleniakami, jedni z przedszkolem, żłobkami i tak dalej. Każdy logopeda, że tak powiem, ma swojego konika, gdzie, z kim najbardziej lubi pracować. Ja natomiast lubię pracować na podłodze, ja lubię w zabawie. Owszem, to nie jest tak, że nie siadamy i nie robimy ćwiczeń przy stoliku. Bardzo często się to zdarza, natomiast lubię to przemycać w zabawie, więc w pracy mam dżinsy bądź dres i tak to właśnie wygląda. Moje kolana są do wymiany, ale to działa. Czasami przychodzą rodzice, siedzą z boku i widzą, że ja się wygłupiam z maluchami. Zastanawiam się, czy oni sobie myślą: no tak, przyszedłem tutaj, a pani się bawi, biega po podłodze, coś tam wyjmuje, coś krzyknie i zastanawiam się, czy myślą, czy to jest na serio, czy to wszystko tam gra. Ale tak, gra, dlatego że jest masa badań, która mówi o tym, że najlepiej uczymy się wtedy, kiedy coś nam sprawia frajdę. I kiedy ja widzę, że dzieciak jest obecny i jest skupiony, kiedy jest zaangażowany, to ja wiem, że to zostaje. Tak że kiedy maluch jest zaangażowany, to jest ten moment, kiedy ja wiem, że osiadła wiedza, kiedy się zadokowało. I to zaowocuje. Za chwilę, za jakiś czas. Bardzo często jest tak, że rodzice mówią, że przyszli do domu i zaczął odtwarzać zabawę z gabinetu, więc to jest już taka pierwsza rzecz, że coś się spodobało.

Że nie jest za karę.

Tak, że nie jest za karę. Tak, to prawda.

Super. Myślę o tym, jak chcielibyśmy rodzicom dać taką wskazówkę, czy jest na przykład coś normalnego, naturalnego dla konkretnego wieku, a co powinno nas zaniepokoić?

Jeżeli coś nas niepokoi, to zawsze trzeba to skonsultować. I to jest bez względu na wiek, bez względu na etap rozwoju.

A czy jest jakaś taka norma, że na przykład dziecko do tego wieku nie mówi R, albo…

Czyli pytasz o taki rozwój mowy przeciętnego dziecka, tak jak to powinno przebiegać? No to powiem ci, jak to wygląda w teorii. W teorii jest tak, że około dwulatek powinien mówić. Niezbędne minimum to jest takie 50 słów. Za słowo uważamy to, co jest powtarzalne. Czyli to może być sylaba B, to może być nawet głoska Ś. To może oznaczać, że chce włączyć światło. To już rodzic musi wiedzieć, co każda głoska czy dźwięk oznacza. Natomiast jeżeli to jest powtarzalne i to jest konsekwentnie używane, to to jest słowo. Nawet jeżeli to brzmi jednym dźwiękiem. I takich wyrazów powinno być u dwulatka do około 250-350. Niektóre źródła podają, że nawet 500 słów może mówić dwulatek. I jeżeli chodzi o trzylatka, bo trzylatek to jest taki wiek, że tutaj najczęściej dzieciaki idą ze żłobka do przedszkola i tutaj często, gęsto te rzeczy się uwidoczniają i to jest ten moment, kiedy rodzice interweniują. Jeżeli trzylatek mówi niewyraźnie, jeżeli rodzic nie rozumie, co mówi trzylatek, bądź w ogóle trzylatek nie mówi, no to to jest alarm. To jest bezwzględny moment, że trzeba pojawić się u logopedy. Trzylatek powinien mówić w sposób zrozumiały dla otoczenia. Powinien konstruować normalne zdania. Normalne w rozumieniu dorosłym, czyli złożone. Natomiast trzylatek może… Zazwyczaj trzylatki nie mówią samochód, sowa, zegar, tylko powie ziegar, bez r tylko z wymianką na l oczywiście. Ziegar, siamochód i tak dalej. U trzylatka to jest ok. U czterolatka pojawiają się sy, zy, cy, dzy. Czyli sowa, zegar, samochód. I przyglądamy się temu, czy to jest właśnie międzyzębówka, czy ten język leży tam gdzie, ma leżeć, czy jest wysunięty. U pięciolatka powinny się pojawić te wszystkie szumki, czyli szuflady, żołędzie, żołnierze i tak dalej. Jeżeli pięciolatek mówi zołnies, interweniujemy. Jeżeli mówi ziołnieś, bezwzględnie interweniujemy. Natomiast jeżeli chodzi o l i ry, bo to też jest takie dla rodziców… no ale nie mówi ry. On musi iść do logopedy, bo nie mówi ry. Ry może pojawić się nawet do siódmego roku życia. Więc to jest ostatnia głoska, która się pojawia. Ona jest najtrudniejsza, bo ten język musi być naprawdę dobrze spionizowany. Już potrzebuje dużo siły, żeby tam leżeć na podniebieniu swobodnie. Plus czubek, żeby drżał. Więc dlatego to jest ostatnia głoska. Natomiast jeżeli ona jest wymieniana na piękne, normatywne l, to wszystko jest ok. Czyli taki sześciolatek, jeżeli mówi lovel, ale mówi czyste, ładne l, jest to ok. Natomiast nic nie zaszkodzi, żeby wprowadzać ćwiczenia wprowadzające gdzieś tam do ry. Czyli dmuchanie na czubek języka, podgryzanie tego czubka, stymulowanie go, żeby on już się tam powoli budził. Natomiast nie ćwiczymy de facto ry, jeżeli l jest ładne.

To jest bardzo interesujące, ale myślę sobie, że może być tak, że rodzice nie mają tej wiedzy.

Oczywiście mają pełne prawo.

I jest na przykład za późno. Znaczy, czy w ogóle może być za późno? Bo to jest moje pytanie: na przykład dziecko ma już, nie wiem, już tak naprawdę polecę daleko, 12 lat. Czy to jest za późno i nic już z tym nie zrobimy?

Ale mówisz o jakiejś wadzie wymowy?

Tak.

Wiesz co, wada wymowy to jest jakby czubek góry lodowej. Bo jeżeli ona jest, to znaczy, że tam dużo rzeczy nie gra. Jeżeli mówisz o 12-latku, który ma wadę wymowy, to ja dam sobie dwie kończyny obciąć, że prawdopodobnie tam jest wada zgryzu. Więc dużo wcześniej należałoby już odwiedzić ortodontę, żeby się przyglądnął temu zgryzowi, bo jeżeli język na przykład leży sobie na dnie jamy ustnej cały czas, on pociąga żuchwę za sobą, co może dawać znaki, że aha, ten młody człowiek prawdopodobnie źle oddycha, bo oddycha ustami. Dlaczego źle oddycha? Bo może ma alergię, bo ma jakieś infekcje, a może ma na przykład przerost trzeciego migdała, który mu utrudnia oddychanie, stąd buzia jest cały czas otwarta. Jeżeli buzia jest cały czas otwarta, język leży na dnie, to on nie ma miejsca, on jakby nie rozszerza szczęki. Czyli bardzo często dzieje się tak, że żuchwa jest szersza i większa i na przykład jest z przodu, tworzy się przodozgryz, a szczęka jest jakby schowana, albo tworzy się w taki kształt grota, bo język nie rozpycha u góry szczęki, tylko ta szczęka zanika poniekąd, bo nic ją nie rozpycha, bo język jest nie spionizowany, ale to nie dzieje się w dwa dni. To jest proces bardzo, bardzo długi. Pytanie, dlaczego jeszcze ten język tam leży. Jak już powiedziałam, oddychanie, żucie, może migdał, a może w ogóle obręcz barkowa, która jest osłabiona, a może obręcz barkowa jest osłabiona, bo mięśnie brzucha są bardzo osłabione, i mięśnie grzbietowe, bo to jest jak taki maszt. Masztem jest jakby kręgosłup, a liny są z przodu i z tyłu. Jeżeli jedna lina z przodu ciągnie, one nie pracują równomiernie, tylko któraś jest nadwyrężona, to zawsze będzie jakiś… Będziemy egzystować, będziemy pracować, będziemy mówić, będziemy robić wszystko, natomiast jakościowo będzie to gorsze. To jest tak jak w pracy. Jeżeli masz swoją pracę i wiesz, co masz robić, robisz to dobrze. Jeżeli okazuje się, że musisz jeszcze przejąć obowiązki koleżanki, to to zrobisz. Ale zrobisz to dłużej, zrobisz to możliwe, niekoniecznie tak, jakby należało, a potem się okaże, że trzeba robić korektę i dokładnie to jest to samo. Czyli jakby mięśnie pracują, ale pracują nie te, które mają pracować. I to wszystko musi po prostu być równomiernie rozłożone. Nad wszystkim trzeba czuwać. Dlatego też logopedia już dawno przestała być taką nauką, że się myśli aha, logopeda, czyli ten pan od sy. To nie jest pan czy pani od sy, tylko to już jest naprawdę duże spojrzenie, bo dzisiaj logopedzi zajmują się terapią karmienia, kiedy dzieci mają wybiórczości jedzeniowe. Są terapeuci miofunkcjonalni, czyli jakby kwestie masażu, stymulacji, rozciągania też. To jest jakby stały element zajęć, masaż i tak dalej, ale terapeuta logopeda musi być świadomy tego, jakie mięśnie są, gdzie należy czasem ucisnąć, co rozmasować i jak to zadziała, jaki będzie tego efekt, żeby nie spiąć czegoś na przykład. Stąd nasza wiedza o tym, że kiedy widzimy maluszka, takiego przedszkolaka i widzimy, że stawia stópki do środka, czyli że wewnętrzne części stopy są zbliżone do siebie, to jest efekt. To nie jest przyczyna seplenienia, tylko to jest efekt tego, że napięcie mięśniowe w ciele nie jest równomiernie rozłożone. I tutaj jest współpraca z fizjoterapeutą, z rehabilitantem, czasami z osteopatą. Jeżeli mówimy o na przykład migdałkach wcześniej, to mamy jeszcze laryngologa. Także wiedza musi być naprawdę z wielu dziedzin. Oczywiście nie wchodzimy w kompetencje tutaj lekarzy, fizjoterapeutów, natomiast świadomość tego, że tak jest, jest bardzo ważna, bo możemy przez to podpowiedzieć rodzicowi, w którą stronę, jak zareagować, co można poprawić, co sprawdzić, żeby zadziałało.

Tak jak słucham, to wydaje się, że to jest takie podejście holistyczne. Nie tak, jakby się wydawało, że przychodzisz tylko się nauczyć mówić i oczekujesz efektów. A to nie jest takie proste. To trzeba sprawdzić. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych rodziców może być to po prostu za dużo, że muszą sprawdzić i to, i to, i pójść tu, i pójść tu.

Na szczęście rodzice coraz częściej przychodzą z coraz młodszymi dziećmi, coś ich niepokoi. Czyli jest świadomość. Jest to bardzo fajne, bardzo podnoszące na duchu, że świadomość się budzi, że rodzice są po prostu obecni, chcą być świadomi. Także to jest dobry znak. Edukacja.

Myślę o tym, że jeżeli faktycznie ta wada jest taka słyszalna bardzo i to przeszkadza, no to rodzice mogą być zmotywowani, żeby coś z tym zrobić. Ale są czasami takie wady, które nam nie przeszkadzają w życiu. Nie wszyscy są w stanie usłyszeć, że coś jest nie tak. Specjalista usłyszy. Ale czy wtedy warto powiedzieć takim rodzicom, żeby i tak coś z tym zrobili? No bo rozumiem, że to może wykluczać w niektórych na przykład zawodach.

Jasne, że tak. I trudno przewidzieć, będąc mamą czy tatą pięciolatka, czym maluch będzie się chciał zajmować w przyszłości. Bo tak, jakby nie ma granicy wieku, żeby pójść do logopedy. Ale im szybciej zaczniemy terapię, im wcześniej, tym większa szansa na to, że będzie to jakby w pełni naprawione, w pełni zrobione. Nigdy nie dajemy gwarancji. Dlatego, że czasami zdarzają się takie rzeczy, które po prostu są poza możliwościami, jak budowa anatomiczna. Pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Na szczęście, jeżeli na przykład mówimy o wadach zgryzu, ortodonci mają bardzo duże zaplecze, żeby pomóc. Natomiast jest tutaj praca równoległa z logopedą wtedy. Jeżeli zakładamy jakiś aparat, trzeba chodzić do logopedy, dlatego, że jest zupełnie inne ustawienie języka itd. To wszystko się tworzy, na nowo buduje. Więc te wzorce mówienia i układanie języka muszą się po prostu od początku wytworzyć. Natomiast mówisz tutaj o tym, że dziecko może chcieć być radiowcem, a nie mówię ry na przykład. Jest to jakaś przesłanka do tego, żeby rozpocząć, bo nie wiadomo dlaczego dziecku mamy zabierać taką możliwość. Natomiast ja bym pomyślała o czymś innym. O samopoczuciu dziecka w przedszkolu, w szkole, dalej. Dlatego, że może ono czuć się inne, może czuć frustrację, może się wstydzić tego, że mówi inaczej niż inni, a to może wpływać na jego samopoczucie. I po co fundować jakiś rodzaj negatywnych emocji, skoro można wcześniej pomóc i załatwić. Ja nie mówię, że tak jest, ale zdarzają się takie przypadki, że dzieci są naprawdę sfrustrowane z tego powodu, że koledzy ich nie rozumieją. Co też wpływa na jakość zajęć logopedycznych, bo są zdemotywowane do wszystkiego, do mówienia, do komunikowania się. Więc trzeba tutaj bardzo wielopłaszczyznowo pracować nad budowaniem takiego poczucia własnej wartości, pewności. Trzeba tutaj mocno sobie wyważyć. Ale już odchodząc od tej kwestii estetycznej, tego co słychać. Jeżeli mamy jakąś wadę wymowy, może to wpływać na jakość naszego chociażby snu później. Mam bardzo dużo znajomych dorosłych, którzy chodzą do logopedy, bo na przykład poprzez to, że język jest niespionizowany, nie utrzymują języka w takiej spoczynkowej pozycji na podniebieniu u góry, tylko język im leży. Albo nie skupiają się w ogóle nad tym. W ogóle też dowiadują się tego, że język jest normalnie, kiedy słuchamy, kiedy coś oglądamy, kiedy piszemy, nie mówimy, język jest za górnymi zębami. I to jest dla nich nowość pewnego rodzaju. Można to zaobserwować podczas snu, że na przykład śpią z otwartą buzią. Kiedy śpią z otwartą buzią, chrapią. Kiedy chrapią, dużo w ogóle mniej powietrza wpływa do organizmu. Są niedotlenieni, są zmęczeni, mają problemy z koncentracją. Więc to są takie drobne rzeczy, na które możemy nie zwracać uwagi, ale jeżeli się tym nie zajmiemy, to to będzie rzutować na naprawdę wiele sfer w naszym życiu. Mówimy tutaj o śnie, o wypoczęciu, o koncentracji, a możemy też powiedzieć o tym, że sposób gryzienia, przełykania jest inny, nie jest normatywny, co może powodować m.in. też bruksizm, czyli ścieranie się szkliwa, tarcie tych zębów. Więc tutaj też wchodzi praca ortodonty, który też interweniuje w takich kwestiach. Bardzo często trzeba iść do fizjoterapeuty, dlatego że to może wynikać z napięcia tutaj w stawach żuchwowo-skroniowych, które są pospinane. Kiedy mamy stresy, nerwy, czyli, nie oszukujmy się, często, powoduje, że zaciskamy szczęki, więc to jeszcze nie pomaga, to sprzyja temu, żeby ścierać szkliwo i to są po prostu naczynia połączone, tego jest bardzo, bardzo dużo. Mówiąc już o takich kwestiach estetycznych czysto, czyli nie mówi ry, to to może być najmniejszy problem, że nie mówi ry, bo może być po prostu niedotleniony chociażby z tego powodu, że język nie pracuje tak jak powinien, bo nie ma świadomości, bo nie jest ułożony.

A jakby spojrzeć odwrotnie, czyli na przykład nasze dziecko ściera zęby, słyszymy w nocy, że ściera zęby, to czy to taka wskazówka, że może mieć w przyszłości albo nawet teraz jakiś problem z wymową?

Może tak być, należałoby się przyjrzeć temu, w jaki sposób gryzie właśnie, jak oddycha, ale też fizjoterapeutycznie jak wygląda napięcie tutaj w obrębie twarzy, w obrębie barków, plus przyjrzeć się kwestii takiej emocjonalnej, czy to wynika właśnie z tego. Bo bruksizm jest też powodowany od strony emocjonalnej.

Czyli znowu wiele czynników po prostu na to wpływa i trzeba spojrzeć na to całościowo. Wspomniałaś o tym migdałku i to też jest taki myślę duży temat, bo często się w ogóle z tym spotyka, że dzieci mają z tym problem i słyszałam, że rodzice czasami się boją, że jak usunął ten migdał trzeci, to że będzie gorzej. Czy to jest możliwe?

Chyba wiem o czym mówisz, bo gdzieś kiedyś słyszałam, że jest taka teoria, że będzie gorzej mówiło, że jest inny głos, że jest bardziej nosowy, natomiast nie oznacza to, że on mówi gorzej. Jakby na własnym doświadczeniu widzę tylko dobre efekty wycięcia migdała. Rodzice się boją z różnych względów wycięcia, bo to jest zabieg, bo jest w znieczuleniu ogólnym i tak dalej i to może zniechęcać, natomiast patrząc długofalowo, trzeba wyważyć pewne rzeczy. Co jest cenniejsze. Czy częste infekcje, otwarta buzia, język leżący i współpraca wielu terapeutów w przyszłości, czy jednak spróbujemy sobie zawężać tę drogę i im bliżej do celu po prostu. Dlatego, że migdał słychać, więc ja potrafię na słuch ocenić, że może być trzeci migdał przerośnięty. Jest bardzo nosowa wymowa, jest taki tubalny głos, taki jakby troszkę z beczki, takie odnoszę czasami wrażenie. Natomiast po wycięciu ja czuję ulgę słuchając i widzę u moich młodych podopiecznych ulgę, że oni słyszą tę różnicę, że mówią inaczej. W ogóle słyszą, bo bardzo często jest tak, że on uciska, tak jak już powiedziałam, uciska na trąbki, więc może powodować niedosłuch, słyszą inaczej, odbierają inaczej różne bodźce słuchowe, są bardziej wyraziści. Ale często pozostaje ten nawyk otwartej buzi. Dlatego, że to się przeradza w nawyk w pewnym momencie i z tym przychodzą rodzice. Mimo że wycięliśmy migdał, to on dalej ma otwartą buzię. Bo to nie jest tylko tak, że go wycinamy i sprawa załatwiona, tylko trzeba zwracać uwagę na to, żeby te nawyki odkręcać. Czyli właśnie logopeda i pionizowanie języka, zamknięta buzia, ta spoczynkowa praca warg, żeby była dobra. Czyli usta złączone, oddychanie noskiem, wszelkie ćwiczenia, które ćwiczą oddychanie noskiem z językiem na podniebieniu. Więc wtedy trzeba częściej przypominać, zwracać uwagę, żeby domykać buźkę.

Ale słyszałam też o tym, że rodzice idą do lekarza z tym trzecim migdałem, a lekarz mówi, okej, widzę, że jest przerośnięty ale na razie obserwujmy. Ale na przykład my słyszymy, że nasze dziecko właśnie mówi nie tak jak powinno. I teraz, czy mamy iść do logopedy i pomimo tego, że ten trzeci migdał jest, walczyć o cokolwiek, czy udać się do innego lekarza i walczyć o to, żeby go wyciąć?

Jeżeli pytasz mnie, co ja radzę rodzicom – iść do innego lekarza. Żeby nie było – ja nie jestem lekarzem i nie jestem fanką przeprowadzania operacji na dzieciach, natomiast konsultacja dwóch, trzech specjalistów i odrębne zdanie kilku na jeden temat to jest zawsze lepsze niż tylko i wyłącznie jedna informacja. Dlatego że lekarzy jest wielu, każdy ma swoją teorię, każdy ma swój sposób. Ja się z tym zgadzam, to jest okej. Jeden lekarz powie, że trzeba poczekać. Jest też wiele sposobów na migdała, wycięcie to już jest ta ostateczna droga. Są różne spraye obkurczające itd. Lekarz wie, co ma robić i ja nie wchodzę w kompetencje, natomiast zawsze radzę rodzicom, żeby skonsultowali to jeszcze z jednym, z dwoma lekarzami, dlatego że jeżeli my widzimy też, że jest to dyskomfort dla dziecka, że ono nie dosłyszy, że się męczy, że jest niedotlenione że ma gorszą koncentrację, że jest zmęczone, że jest rozdrażnione, to to jest bardzo wiele czynników, które przemiawiają za tym żeby jednak podjąć jakieś działania, nie czekać. Więc konsultacja z innymi specjalistami, dlatego że chociażby spotkałam się wielokrotnie z tym, że a co wy tam logopedzi wiecie i wracali do mnie rodzice z kwitkiem często zdenerwowani, że wymyśliłam, a przecież lekarz powiedział, że nie, gdzie po dwóch tygodniach okazywało się, że mieli już termin na wycięcie w innym miejscu. Więc czasami warto drążyć. Jeżeli coś nas niepokoi, nie zostawiajmy tego po prostu, tylko konsultujmy do skutku.

Wyobrażam też sobie to, że lekarz słyszy, że dziecko mówi, dla niego to jest ok, bo miał do czynienia z milionem innych, cięższych przypadków, a my mamy też obowiązek zadbać o jakość życia naszego dziecka.

Tak. Poza tym my je znamy najlepiej i wiemy, co odbiega od normy, a co jest normą. Więc zaufanie do rodzica jest jak najbardziej i to rodzic wie i czuje najlepiej.

A jeśli sam rodzic ma na przykład wady wymowy, to czy dziecko może to przejąć jakoś?

W slangu logopedycznym mówimy, że to są czynniki środowiskowe, które przemawiają za tym niestety, że bardzo często dzieci mają podobne wady wymowy. A dlaczego? Dlatego, że słuchają, najczęściej są otoczone takim dźwiękiem, są przyzwyczajone do pewnego brzmienia, więc bardzo często czynniki środowiskowe determinują to, że dzieciaki też mają wady wymowy. Bardzo często jest z erką taka ciekawa sprawa że jeżeli rodzic ma gdzieś tam rotacyzm, czyli nieprawidłową wymowę głoski R, jakieś francuskie, gardłowe, to dzieci też to przejmują, tak może być.

A czy drugi rodzic, który poprawnie mówi, może być jakimś ratunkiem?

Wiesz co, nie prowadziłam aż takich badań, natomiast z międzyzębówką mogę ci powiedzieć na 70%, że jeżeli rodzic ma międzyzębówkę, to maluch, który do mnie przychodzi, też ma. Bardzo często to jest. Bądź jakieś szaleszczenia, takie rzeczy się zdarzają. Możliwe, że to jest kwestia DNA, czyli napięcia mięśniowego, które gdzieś tam jest podobne.

Myślę też właśnie o tym, co możemy w takim wypadku zrobić? Pójść do logopedy, ale już rozumiem, że praca z dzieckiem, kiedy sami mamy jakiś problem, no to może nam nie do końca to wyjść. Czy właśnie wyjdzie? No to też jest pytanie?

Dlatego my zawsze zapraszamy rodziców do nas na zajęcia i mówimy, jak powinno konkretne ćwiczenie wyglądać, na co zwrócić uwagę. Rodzic może się osłuchać, jak powinien brzmieć prawidłowy dźwięk. Że gdzieś tam czasami powietrze, które powinno biec środkiem języka, a nie bokami. Czyli są rzeczy, które rodzic może zrobić, ale są też takie, których nie może i wtedy wchodzi logopeda. Natomiast staramy się nie narzucać rodzicom i nie przytłaczać ich tym, czego nie są w stanie ogarnąć. Zazwyczaj to jest taka kwestia korekty słuchowej i wizualnej, czyli widzi mama czy tato, że ten język jest dobrze ułożony w takiej pozycji, czyli że na przykład przy sy leży płasko na dnie jamy ustnej, a przy szy jest szeroko uniesiony u góry, że boki mu nie spadają, że przy l nie ma naleśnika, tylko jest język również szeroki i czubkiem dotyka konkretnie tam tego wałeczka. Rodzic jest to w stanie ocenić po uprzedniej wizycie u logopedy, bo logopeda wszystko wyjaśni pokaże, dotknie, więc z tym nie ma absolutnie problemu.

A kiedy już nasze dziecko się nauczyło, umie, czy to jest znak, żeby przestać, czy jeszcze nie? Na przykład z tym R. Już mówi. Albo jeszcze jakaś inna wada, inny problem i słyszymy, że ok, już jest w porządku – to zostawiamy, to czy jeszcze nad tym pracujemy, żeby to jakoś utrwalić?

Generalnie jest tak, że ostatni proces pracy nad głoską, jakąkolwiek, to jest proces automatyzacji. Czyli to jest ten proces, kiedy już jesteśmy wolnymi strzelcami i potrafimy rozemocjonowani coś opowiedzieć, podzielić się z mamą jakąś przygodą, i to brzmienie R czy tam jakiejkolwiek innej głoski jest poprawne. Dlatego to się nazywa automatyzacja, bo nie kontrolujemy tego, nie myślimy o tym, że tam język musi się unieść i nie bierzemy oddechu wcześniej, nie przygotowujemy się, tylko to już idzie jak woda. Jeżeli tak, to praca jest zakończona. Wiadomo, że trzeba mieć na względzie, żeby doglądać pracę oddechu, czy właśnie te ustka się domykają, czy oddycha noskiem, gdzieś to się kiedyś może w ramach jakiejś infekcji np. oddychanie ustami znowu obudzić i wejdzie nawyk, który już został załatwiony, a się nagle obudził. Może tak być, natomiast rodzic już jest wtedy czujny i o ile nie wywołało to wpływu na np. zgryz, który trzeba doglądać u stomatologa czy ortodonty, to praca jest zakończona i wtedy żegnamy się z pacjentem. I płaczemy, ale życzymy mu wszystkiego dobrego.

Olu, dziękuję Ci bardzo za tę rozmowę.

Już?!

Już. Ten czas tak szybko leci, naprawdę. Ale świetnie mi się ciebie słuchało. I zachęcam wszystkich rodziców, żeby weszli do Ciebie na Instagram, zobaczyli, popracowali sobie z dziećmi i może to ich zachęci, żeby pójść do logopedy.

Jak najbardziej. Ja chciałam bardzo podziękować za zaproszenie. Było mi bardzo miło i czas mi zleciał tak, że nie wiedziałam kiedy. I co? I może jeszcze jakieś spotkanie? Może ktoś by chciał posłuchać?

Bardzo chętnie! Zapraszam Cię, jesteś tu mile widziana cały czas!

Super! Bardzo wszystkim dziękuję i Tobie dziękuję również.

Dziękuję.

Inne odcinki również mogą cię zainteresować!