#21 Co każdy rodzic powinien wiedzieć, zanim jego dziecko pójdzie do przedszkola?
GOŚĆ: Agnieszka Puzia
Jak przygotować dziecko przed pójściem do przedszkola? Jak wygląda opieka nad dzieckiem z perspektywy przedszkolanki? Co dzieje się za drzwiami przedszkoli i co zauważają nauczycielki wychowania wczesnoszkolnego czego nie widzą rodzice? Zapraszam do wysłuchania rozmowy z Agnieszką Puzią.
Patronem podcastu jest Platforma Edukacyjna
Sylvia Wilczyńska : Pani Agnieszko, bardzo się cieszę, że mogę Panią gościć u nas w studio. Chciałabym z Panią porozmawiać na temat tego, jak przygotować trzylatki do pójścia do przedszkola. Myślę, że jest Panią idealną osobą do poruszenia tego tematu.
Agnieszka Puzia: Witam serdecznie wszystkich oglądających. A ja witam osobę Panią Sylwię, która mnie zaprosiła na dzisiejszy podcast. Ten temat jest na czasie. Mamy okres wakacji, a rodzice się zawsze zastanawiają już, kiedy mamusie są w ciąży, gdzie moje dziecko trafi do przedszkola. Bo większość jednak mam, już jest pracujących. Trafia do przedszkola i teraz do przedszkola trafia, gdzie są nauczyciele wychowania przedszkolnego i chciałabym odczarować to słowo. Można mówić przedszkolanki, można mówić nauczyciel przedszkola. Można w jakikolwiek sposób. Chciałabym tylko odczarować, że w tejże placówce są nauczyciele po wyższym wykształceniu. Wszyscy. Nie ma tak, że to są opiekunki do dzieci. Przedszkole, a żłobek to jest jakość inna.
No właśnie, jaka to jest jakość? Dlatego, że przed nagraniem sobie rozmawialiśmy o tym i ja sama powiedziała o moim doświadczeniu, że mój syn poszedł do żłobka i od razu tam w tym miejscu miał też przedszkole. I siłą rzeczy ludzie, tak rodzice odbierają, że to jest to samo, dlatego że obowiązek szkolny jest od szóstego roku życia.
Może zacznę od tego, że kiedyś tak było, że placówka żłobek, a przedszkole mieściło się dość blisko siebie albo było w tym samym budynku podzielone na żłobek i przedszkole. W dzisiejszych czasach mamy przedszkola w tych zespołach szkolno-przedszkolnych i żłobki jednak są w innych miejscach. Jak jest w przedszkolu, a jak jest w żłobku? Muszę zdradzić, że jako nauczyciel zrobiłam zarządzanie oświatą i napisałam wtedy pracę swoją na temat „Dwu i pół latek w przedszkolu”, bo wtedy były takie propozycje, że może już dwu i pół latek powinien u nas się znaleźć i się wtedy znalazło dość sporo dzieci. Więc postanowiłam pójść do żłobka. Ja kiedyś byłam w żłobku, ale tego czasu nie pamiętam najlepiej, a najlepiej wejść do środka. Co się okazuje, w żłobku na tamten czas, kiedy pisałam pracę było ośmioro dzieci dla opiekunki. Ta osoba może mieć średnie wykształcenie, ta osoba może kochać dzieci, ta osoba na tamten czas nie musiała mieć wyższego wykształcenia. Ona ma się zaopiekować, zmienić pampersa, pobawić się, być kiedy dziecko płacze, nakarmić, zadbać o to. W przedszkolu natomiast otrzymujemy, najczęściej w grupie jest 25 dzieci albo 27 osób i jest jeden nauczyciel, wychowawca. Jeśli jesteśmy w przedszkolach integracyjnych, to jest nauczyciel prowadzący, czyli wychowawca i nauczyciel współorganizujący, czyli są dwie osoby. Dlaczego? Bo w tej dwudziestce, piątka dzieci to jest piątka ze specjalnymi potrzebami, to są dzieci, które mają orzeczenia, mają opinię albo są w trakcie orzeczeń. I na nich trzeba zwrócić jeszcze większą uwagę, dać im więcej czasu na cokolwiek Zatem w dzisiejszych przedszkolach, kiedy przychodzi rodzic i chce zapisać, no to nie jest tak, że staje w drzwiach i mówi: „zapiszę swoje dziecko”.
Otwiera się system w pewnym okresie, w każdym mieście tak jest. I w tym momencie, bo nie mówimy o przedszkolach prywatnych, to jeszcze na pewno inaczej funkcjonuje, ale w tych, które podchodzą pod urząd miasta w danym mieście, to system się otwiera, rodzice muszą uzupełnić wszystkie dane. I tutaj do rodziców wielkie dziękuję, bo pytania czasem wchodzą w ich życie prywatne. Czy to są mamy samotnie wychowujące, czy na pewno tatuś jest, pytamy o te rzeczy. Czyli tam się nabywa pewnych punktów, te punkty dają potem możliwość wyboru pierwszej placówki, drugiej lub trzeciej, bo trzeba sobie wytypować. Można się nie dostać do pierwszego, gdzie się chce, bo się mieszka bardzo blisko, tylko można dostać się do tej trzeciej propozycji, którą rodzic wyniósł. Dlatego, że muszę przyznać, że najczęściej w dzisiejszych czasach te punkty zyskują samotnie wychowujące mamy. To są dzieci z wielodzietnych rodzin, a rodzice, którzy pracują wtedy troszeczkę się boją o to, że nie dostaną się do przedszkola. I zdarzają się łzy, rozpacz i czasem zażenowanie, że pracują mama i tata, a dziecko nie może. Może gdzieś się dostanie, oczywiście ten system przerzuca te dzieci. Ale fakt faktem, jakby my nauczyciele nie mamy nic wspólnego z tym, że jak sobie tą panią uwidziałam z tym dzieciątkiem i chciałabym, żeby było w moim przedszkolu, to wszystko wychodzi w systemie. I później są dzieci na liście rezerwowych, bardzo każdy z rodziców stara się przychodzi, potwierdza, że jeszcze chce i następnie czekają w tej kolejce rezerwowej. Później zatrzymuje się cały system, otwiera się informacja, ile dzieci do jakiej grupy może się dostać. Też trzeba powiedzieć, że w przedszkolach jest 17 grup, bo te zespoły, to są czasami dwie placówki, to może być 15, 12 grup wiekowo, trzylatki mają dwie grupy albo jedną, czterolatki, pięcio i sześcio. I w tym momencie rodzic dziecka trzyletniego, jak już wie, że trafił do danej placówki, to powinien się do niej udać. Ale pierwsza rzecz, podpisuje jeszcze dokumenty, które tam otrzyma i ja jako mama i nauczyciel przedszkola, a przeszłam jedno i drugie, czyli byłam nauczycielem, miałam 10 lat pracy i wysłałam po raz pierwszy wtedy moją córkę trzylatkę do przedszkola, przeżywałam to ogromnie, czyli stanęłam po drugiej stronie. I dzisiaj bym mogła tak zdradzić, co trzeba by było zrobić, żeby dwie strony były zadowolone, ale najważniejsze jest w tym wszystkim dziecko, a strony to rodzic i nauczyciel. Żeby rodzic odwiedził przedszkole i je zobaczył od środka. I są tak zwane dni otwarte. Zazwyczaj dzieje się to w czerwcu albo później, to zależy od tego, jak dyrekcja poinformuje rodziców. I drogi rodziców przychodzisz z dzieckiem na taki dzień otwarty. Wtedy zazwyczaj jest tak, że dziecko przechodzi do każdej z sal, odwiedza te dzieci, które już tam pracują, są, czyli zobaczy też dzieci starsze, jak mają sali, może pooglądać, może coś dobrego zapamięta, bo to jest przeżycie. Ale wtedy rodzic go nie zostawia, jest z nim na każdej z sali albo na jednej jest ten program dla dzieci przygotowany i dzieci spędzają z rodzicem.
A na co zwrócić uwagę, jak jesteśmy na takim dniu otwartym? Co powinno mieć dla nas znaczenie?
Jako mama, człowiek, nauczyciel i kobieta ja zwróciłam uwagę na jadalnię, bo muszę powiedzieć, że dużo przedszkoli odeszło od tego i jadalnie nie istnieją, czyli nie ma kuchni. Zazwyczaj jedzenie jest przywożone, czyli z zewnątrz, a zapach kuchni, co daje nam błogość, wspomnienia, a może jakieś właśnie z babcią, a może właśnie z mamą. To jest pierwsze, co poczuje rodzic, jeśli przychodzi na dzień otwarty w trakcie, kiedy przy szkole żyje, nie jest to w wakacje, kiedy placówka jest zamknięta, tylko kiedy ona żyje. No i w tym momencie myślę, że rodzic zobaczy łazieneczki, bo właśnie, to jest ważne, w łazienkach przedszkolnych, a mówiłam właśnie o tym żłobku, że zobaczyłam, że są nocniki. A w przedszkolach nie ma nocników, te dzieci są trzy i wyżej, zatem ono już też urosło, kiedy było w żłobku od jeden trzy. I tu właśnie bardzo ważny aspekt, o którym chciałam jeszcze bardzo powiedzieć. Rodzic, kiedy wybiera placówkę i dostaje się do niej, to wypisuje, że dziecko jest samodzielne i to jest czarodziejskie słowo, bo ja mogę je rozumieć inaczej jako nauczyciel wychowania przedszkolnego, a mama pomyśli samodzielne, bo odejdzie od niej kawałeczek, ale samodzielność drodzy państwo, to jest, że się załatwia. Podam tu przykład. Mama myśli słowo „załatwia się”, odpampersowała, jest to chłopczyk, a chłopczyk potem wchodzi do toalety i stoi. My mamy tak dużo dzieci pod opieką, stoimy też w tej łazience, pokazujemy, uczymy, jak myć ręce, no i są dwie, trzy kabiny do toalety i dziecko stoi. Zastanawiamy się, ale co się stało? Dlaczego stoisz? Albo on sam spodenek nie rozbiera, czyli to jest samodzielność, że mama rozbiera. Dziecko, nadal stoi. Więc teraz chcesz usiąść, bo często się dzieje, że chłopcy jednak siadają, a te toalety są dla dzieci mniejszych. W grupie starszej będą wyższe, ale on nadal stoi. Okazuje się, drodzy państwo, że dziecko czeka, aż ja, jak to zacytuję „podniosę ptaszka” i on się załatwi. To nie jest samodzielność. Czyli do tej czynności załatwiania potrzebna mu jest mama, osoba kolejna. A my mówimy samodzielność, to znaczy, że staje, ściąga spodenki, czy dziewczynka sukieneczkę, czy potrzebuje, tylko siada lub stoi, załatwia swoją potrzebę. My pomagamy oczywiście, bo myślę, że największym dramatem często rodziców jest, czy dziecko się załatwiło, no mówimy słowem kupka, czy była. Muszę przyznać, że dzieci muszą do tego dorosnąć. Jednak, jeśli my dorośli chcemy mieć poczucie prywatności w toalecie, a mamy toaletę, gdzie grupa stoi, to tu może być większy problem, nie zawsze, ale może być i dzieci się załatwiają, ale druga część to jest dopiero w domu. I teraz samodzielność, że się rozbiera, czy usiądzie, czy stanie, wyjdzie z tych ruchomych drzwi, bo to nie jest nic zamykane na klamkę. Teraz naprawdę propozycje łazienek dla dzieci są przepiękne. Dziecko otworzy sobie drzwiczki, wyjdzie, uczymy myć ręce. No i punkt drugi, co to jest samodzielność w jedzeniu? Co się okazuje, przychodzi dziecko samodzielne, a ono nic nie chce zjeść, ono nie umie trzymać łyżeczki. Ja mając trzylatki, ja pracuję już 32 lata i my zazwyczaj jesteśmy w takim systemie od malucha do sześciolatka, czyli taki biologiczny zegar.
Poznajemy dzieci bardzo, bo rosną z nami i rodziców. Dziecko nie wie, jak jeść. Ja uposażam je w fartuszki, bo to się coś wyleje, bo ja jestem przy innym stoliku. Pamiętajmy, że kadra jest okrojona, to jest wychowawca w przedszkolu nieprywatnym i nieintegracyjnym. On jest sam. Pani z obsługi, która wozi wózeczkiem, wyjeżdża do innej sali. My zostajemy sami. Często nauczyciel wychowania przedszkolnego musi pokarmić, musi podać, skończyło zupkę, podać, jeśli pani z obsługi przygotowała już talerzyki. No drodzy Państwo, tam naprawdę się pracuje. To nie jest tak, że my oddajemy dziecko jak paczuszkę i ona tam gdzieś wokół siedzi, ona przeżywa. A często my odpampersowujemy dzieci, bo dziecko ma pampersa, a przecież napisane zostało samodzielne. I taki trzylatek wchodzi z pampersem do przedszkola, a rodzic nie powiedział. I teraz idziemy do toalety, okazuje się, że jest i znowu zostajemy z tym sami. I to jest taka praca w trzylatkach, że to my bierzemy na siebie, bo rodzic często sobie nie radzi z tym. Ja różne rzeczy usłyszałam, najczęściej od mam, że nie będą dbały o to, nie mają czasu, są zapracowane, są z dzieckiem bardzo późno. Przedszkola też są w godzinach 6.30 do 16.30, 18.00. Słyszymy też o prywatnych do 19.00. No drodzy Państwo, to dziecko tam prawie zaczyna się uczyć życia. Tam jest cały dzień. Więc jeśli mama nie ma na to czasu, może też jest bezsilna w tym, że dziecko trzeba kładąc spać jeszcze wysiusiać. Potem, kiedy ona się kładzie o 23.00 i jeszcze na śpiocha wziąć dzieciątko. I nad tym się pracuje, bo to układ nerwowy już wszystko ma swoją rację bytu. To wszystko jest po coś. I wtedy my nad tym pracujemy.
Ale dlaczego rodzice o tym nie mówią? Oni się boją, że dziecko się wtedy nie dostanie do przedszkola. Jaki jest powód, dla którego rodzic, bo wyobrażam sobie, że rodzic wie o tym, że to dziecko nie jest w stu procentach samodzielne. No tak jak Pani wspomniała. Dla każdego znaczy to co innego, ale jednak myślę, że rodzice, bo też jestem mamą, zdają sobie sprawę z tego, że dziecko na przykład, nie jest do końca samodzielne, jeżeli nie umie skorzystać z tej toalety. I teraz jaki jest problem, żeby się do tego przyznać?
Pierwsze to jest ten chyba druk, który wypełniają. Tam jest tylko odpowiedź, dziecko jest samodzielne, rodzic pisuje tak lub nie, albo skreśla. To jest wszystko. Czyli pierwszy kontakt z dzieckiem to będzie, kiedy mama go przyprowadzi tego 1 września w poniedziałek, jeśli tak będzie wypadało w kalendarzu, a nie drugiego, przyprowadza go mama i wtedy jest jakby ten pierwszy kontakt. Tu nie ma jeszcze miejsca, a powinno być na to, co rodzic właśnie na dniu otwartym zwrócił na to uwagę, poprosił wychowawcę. Proszę Panią, z moim synem jest jeszcze tak, że ja już w wakacje nad tym będę pracować, bo on jeszcze ma pampersa. Jest komunikacja i ja sobie zahaczam, może być jeszcze pampers, ale będę nad tym pracować. Ja drodzy Państwo i tu chcę powiedzieć, że jestem nauczycielem z tak dużym stażem, ale ja dziecko jestem w stanie wykąpać, jeśli trzeba. Jest biegunka, są wymioty i to jest następna rzecz ważna, rodzic o tym nie myśli. Teraz kolejny punkt, samodzielność w załatwianiu, w jedzeniu. I teraz ta samodzielność to znaczy, jaka jest komunikacja, bo musi być samodzielne, czyli rozumiem, że dziecko trzyletnie powie Pani siusiu albo już zaakceptował tą toaletę i sam chce iść. No ale my mamy jednak tą dwudziestkę parę dzieci pod sobą, uczymy się tego, żeby jednak zgłaszały, a jak się coś stanie, to trzeba przebrać w komforcie. I teraz następna rzecz, co powinno być w szatni? Worek, a w worku: skarpetki, majtusie, jak są cztery po roku to rajstopki, geterki, bluzeczka i rodzice też powinni być wcześniej, żeby ten wychowawca miał tą przestrzeń powiedzieć. Bo ja bym chciała zadbać o komfort dziecka, bo ono będzie chciało jutro do mnie wrócić. Albo się zacznie kryzys, a mówimy o tym, że trzylatek ma tak zwane trzy tygodnie asymilacji. No i dzisiaj bym chciała jeszcze powiedzieć o ważnej rzeczy. Przedszkolak taki trzyletni w przedszkolu, co wtedy z rodzicami? Często jest tak, że mama musi, tata musi, więc dziecko może być tak powiedzmy w emocji niezgody. Ja traktuję dzieci bardzo poważnie. Ja zazwyczaj do dzieci mówię proszę państwa, albo drodzy państwo, oni wszyscy patrzą. Chciałabym, żeby rodzice, mama rozmawiała o tym, co się wydarzy później. Czyli jeśli bliziutko mieszkają, zobaczmy sobie to przedszkole, bo na przykład nie byliśmy na dniu otwartym. Możemy go zobaczyć zewnątrz, wejść do ogrodu przedszkolnego, bo przegapiliśmy ten czas spotkania. Zebranie z wychowawcą pojawia się często, albo jeszcze przed wakacjami, albo tak jak w mojej placówce, w drugi dzień pobytu dziecka w przedszkolu. Zazwyczaj to jest poniedziałek z dziećmi widzimy te kryzysy, te kłopoty, a już we wtorek mogę wszystko sprostować dla dzieci nowych, bo nie tylko 3 latki to są nowe. Może przyjść 4 latek, 5 latek nowy i oni mogą mieć ten sam kłopot z asymilacją, ten sam. Emocjonalność domowa, a to jest nowa sprawa, nowi ludzie, nowe dzieci, nowe miejsce. On może mieć przekonanie, że tylko jego fotelik i jego krzesełko to jest do jedzenia, a tu je cała grupa i on tu i teraz ma zjeść. Czyli naprawdę tysiące rzeczy się pojawia. Dla mnie na przykład ważnym jest, żeby ten woreczek w każdym wieku w przedszkolu był. Drodzy Państwo, on może psiknąć i jedzenie mu wychodzi. Czy ja mam mieć pretensje? Nie, ale ja bym chciała, żeby to dziecko nie było mokre. Przebieramy się, jest w kulturze bycia i w takim zaopiekowaniu, bo my najpierw komunikujemy się emocjami. Cóż 3-latek może powiedzieć, nie wszystkie mówią. Tu w przedszkolach mamy logopedów. Mamy kadrę świetną, która pomaga czasem i rodzicom. Jeśli już jest w późniejszym wieku, to trzeba się dzieckiem zaopiekować, wysłać, ćwiczyć, robić. Moi drodzy, tam tysiące rzeczy jest, które logopeda może zdradzić. Rodzic korzystając z tej wiedzy, ćwiczy, bo tylko ćwiczenie czyni mistrza, nie inaczej. Ja zdaję sobie sprawę, że rzucam te wszystkie tematy, ale chciałabym tak nie przegapić ani jednej myśli z tego, jak to jest ważne w tym wieku przedszkolnym. No i teraz rodzic przyprowadza dziecko, jest worek, 3-latek wchodzi na grupę, jest przerażony. I teraz powiem o bardzo ważnej rzeczy i tu odniosę się także do siebie. Kiedy pracowałam już 10 lat na swojej placówce i potem miałam już własne dziecko, kiedy przyprowadziłam je, stałam za drzwiami. Łzy mi płynęły po policzkach i zadałam sobie pytanie, czy ja jestem dobrą mamą, bo ja wtedy byłam z drugim maleństwem w domu. Ale daję do moich koleżanek, znam je, do mojej placówki, byłam rozedrgana. Wydawało mi się, że potrzebna jestem dla mojego młodszego syna, a moja córa mnie również potrzebuje, na pewno tam się coś dzieje, na pewno krzyczy, płacze. Drogie mamy, jedna ważna rzecz. Jeśli przerzucimy emocje na dziecko, to takie dziecko dostaje ten nauczyciel wychowawca na grupę. Czyli wasze emocje, z którymi sobie nie radzicie. Bo wy także jeszcze często pępowina nie odcięta, ale chce wrócić do pracy. Wy macie też swoje sprawy prywatne, kłopoty, każdy je ma. I to dziecko zostaje troszkę tak na siłę w przemocowości i my wtedy mamy, proszę państwa, my także jako ludzie, nauczyciele, wychowawcy, mamy także trudny miesiąc. Te wszystkie emocje odbieramy. Chciałybyśmy dobrze, mamy złote środki. Ja bym mogła powiedzieć tej mamie i to powiem dzisiaj. Jeśli mama ma duży problem, to niech nie przeprowadza i nie jest najgorszą mamą na świecie. Ale jeśli tata sobie radzi bardziej, bo jest stanowczy, wie po co przyszedł, wie, że to jest dobre, to on tak odprowadza, wpuszcza dziecko, całuje po dwukroć, po dziesięciokroć, kocha bardzo i mocno przytula. A mama to zrobi w domu, zamieńcie się. Jeśli nie radzi sobie tata, albo go nie ma, a może jest w rozjazdach, nie wynikam. To może ta kochana babcia, która radzi sobie z tą emocją, bo wie, że włożyła od zero prawie, po noworodka do trzech lat potencjał. Teraz jako babcia odpoczywa, więc wpuszcza to cudo do nas z uśmiechem, ona jest całkiem inna. My mamy, jesteśmy bardzo emocjonalne, to jest w nas, myśmy je nosiły pod serduszkiem. Jak oddać ludziom? Może jeszcze nie teraz, a może jeszcze uprosimy mamy. To się dzieje, to jest nagminne, to jest życie. Ja mam wielką prośbę. Nie radzimy sobie, wpuśćmy kogoś, kto sobie radzi. Bo te trzy miesiące asymilacji, które jest zbadane się nam przeciągnie. Najpierw będzie bunt na dzień dobry, albo wszystko jest przez tydzień dobrze, a od poniedziałku trach. I mama nie wie, co się dzieje, no wiemy, co się dzieje, bo dziecko słyszy, co wraca po przedszkolu. Te emocje mamy, te łzy na przykład w mankiet tatusia, może źle robimy, to wszystko słyszy. Drodzy Państwo, ja muszę tu powiedzieć jeszcze ważną rzecz, najbardziej otwarte, inteligentne, to jest dziecko 3-4 letnie. Te zwoje pracują. Wiecie, jak nie mówiło dzieciątko wam, a zaczyna, tyle słów poznaje. Mówi słowa, których wy nie mówicie w domu, bo my czytamy, my opowiadamy, my mamy właśnie bogatą wymowę, my próbujemy tę komunikację wdrożyć, w każdym aspekcie, żeby nie była emocja, a jak jest, to komunikacja, bo wtedy przychodzi rozwiązanie. A my najczęściej mamy to wszystko zamknięte. Muszę przyznać jako nauczyciel z takim stażem, że widząc dziecko wiem, co się dzieje w domu. To też nie jest łatwe, a ja to muszę wziąć na siebie. Dam przykład. Trzylatek, chłopiec, bije mamę w twarz w szatni. Ale kiedy? Kiedy go odbiera. Więc stoję, ja nie daję na to zgody, ale to już odbiera mama. Ja tylko pytam, czy jest tata? W sensie wiem, że jest, ale czy jest w domu? A pani mówi, że mąż jest w rozjazdach. I co? Patrzę na trzylatka i mówię, to mamy drugiego. On jest tatą w domu. On jest decyzyjny. On chce pokazać, że mu źle zrobiono, że go dano. To były te pierwsze dni. To nie znaczy, że mąż bije żonę. Ja tego tak nie widzę. Ja bardziej widzę tak, że ten trzylatek jest mężczyzną w domu, jak nie ma taty. Mama wszystko układa, chce dobrze. Mąż wyjeżdża, zarabia na rodzinę. Ona także pracuje. Ale on wyraził w jaki sposób? Emocjonalny. Więc jak dzieci biją w twarz swoich rodziców, to nie znaczy, że widziały, że ktoś je bił. Nie idźmy w tą stronę. To patologia, to nie o to chodzi. Bardziej chodzi o to, że trzylatek nie umie się inaczej komunikować. On albo się śmieje, albo ma złość, albo tupie, albo się położy na ziemi. A kto jest w kłopocie? Rodzic. I ja szczerze na tych zebraniach, kiedy widzę się z rodzicami po raz pierwszy, chcę im o tym opowiedzieć. Z czym się spotkają? Co zobaczą? Tak, my w przedszkolu robimy dobrą robotę. Robimy wszystko w tych trzylatkach. Dam następny przykład. Dziecko jest samodzielne. Okazuje się, że w kryzysowych sytuacjach wkłada palec i szuka czegoś. A rodzic mi nie powiedział, że jest taka cudowna przytulanka. Może być to zabawka, może być to materiał, który się kładzie na poduszkę, kiedy zasypia. To może być jego poduszka. I on to potrzebuje. A ja o tym nie wiem. A dziecko? W sensie kryzysu to dostaje, bo się wyciszało do trzech lat, bo zasypiało z tym, tak? A ja tego nie wiem. No i drodzy państwo, przemocowość jest wtedy jak? No na dziecko olbrzymia. A my nie wiemy, a musimy sobie poradzić z sytuacją. I potem odkrywam w tej szafce. Smoczek, butelkę ze smoczkiem z soczkiem zostawioną Czyli ze smoczkiem to dzieciątko szło do przedszkola. Trzymało butelkę, bo jeszcze popijało ze smoczka. A w przedszkolu jest łyżeczka, widelczyk, kubeczek. I sytuacje trudne, które się wydarzą, przypominają mu, czyli mają to bezpieczeństwo, to jest ta jego zabawka, to jest ten materiał. Ja muszę o tym wiedzieć. To jest także moja deska ratunku, że jak się coś dzieje, to ja po to zmierzam, żeby dziecko się mi wyciszyło, żeby poczuło nawet ten zapach. Jako wychowawca kolonijny to też tak powiem, jechałam z najmłodszymi po raz pierwszy, a potem przez 12 lat. I powiem szczerze, kiedy miałam najmłodsze grupy, najlepszą rzeczą była fotografia rodzica. Bo wiecie, w maluszkach jak i na koloniach, dziecko śpi. A z czym mu się to kojarzy? Że obudzi się i zobaczy rodzica. Na wyjeździe go nie zobaczy. Kiedy mama ma przytulać, całować przed snem, a ja kładę tego malucha i nie jestem mamą. Tam jest tysiące rzeczy. Rodzic sobie nie zdaje w ogóle z tego sprawy. My wychodzimy tak upocone, zmęczone psychicznie i fizycznie. Ale jeśli ja mam duży bank informacji, a ja wcześniej też sprzedam swój bank rodzicom, to my jesteśmy w komunikacji i wszystkie oczy zwrócone są na to dziecko.
Właśnie ta komunikacja, ja myślę, że jak tak słucham, to jest po prostu podstawa, to jest bardzo ważne. I teraz jaki jest problem, że my się nie potrafimy komunikować, czyli rodzice z paniami z przedszkola. Przed chwilą pani powiedziała, że przedszkolanka nie jest uwłaczające, ale jak myślę sobie o tym, że to są osoby wykształcone, to są osoby, które nie tylko uczą takich rzeczy, które przygotowują do szkoły, czyli takich merytorycznych, ale jeszcze opiekują się dziećmi i dbają o tę stronę emocjonalną, to jest bardzo dużą, wydaje mi się, że to jest ogromna robota. Więc powiem po prostu w ten sposób, że pani z przedszkola. Właśnie, jaki jest problem w tej komunikacji?
No i teraz bym tak powiedziała tajemnicę. Każdy z rodziców ma jakąś sytuację. Każdy rodzic jest jakoś wychowany, z jakiegoś domu wychodzi, sam znana własnym i myśli, że tak trzeba. Ja nie chcę tutaj wchodzić w tematy, jak oni byli wychowani, czy bardziej surowo, czy wchodzili do przedszkola, rodzic nie miał czasu, to jest tylko wejdź i rodzic ucieka, tam nie było przytulenia. Rodzice tego nie zna, więc kto go tego nauczyć miał? I znowu powiem tak, że jeśli rodzic jest plastyczny i bardzo mu zależy na dziecku, chociaż źle może powiedziałam, wszystkim zależy, ale radzą sobie jak potrafią, to jeśli ja zasygnalizuję rodzicom, że to jest dla dziecka ważne, bo ja tu pracuję już tyle lat, mam wiedzę i też chcę dobrze, też chcę przeżyć te godziny w pracy. To jest to, że ja często mówię coś do rodzica i on jest zaskoczony. Pani o tym pomyślała? A ja w ogóle nie wzięłam tego pod uwagę. Więc uczmy się, bo my mamy możliwość pogadać. Z dzieckiem nie zawsze, bo jak mówimy, w wieku trzyletnim nie wszystkie dzieci mówią i komunikują się tak, jak się nauczyło od rodziców. Właśnie, to będą te gesty i rodzic już wie, jemu się coś chcę. Jak dziecko nam płacze malutkie, to my już wiemy, czy jest głodne, czy ma mokry pampers, czy chce zjeść. Tak samo te dzieci, one się uczą waszych reguł, a ja muszę być z tymi regułami zapoznana, bo to każdy jest inny. Są mamy nadopiekuńcze i plus i minus. Są mamy, takie bym powiedziała, sensu stricto poukładany wiedzą, to jakby tak czasowo obliczyć czas. Wchodzisz, wychodzisz, przychodzę po ciebie później, pa. Ona też tak wychowywała dziecko przez te trzy lata, to się nie dzieje na bazie tylko przedszkola, ale czy te mamy, jak się komunikują ze swoimi mamami, czy tam jest duża zażyłość, czy tam jest dużo słów, czy tam jest odległość. Młodzi ludzie często wyjeżdżają do innych miast, coś za sobą zostawiają. Myślą, zmienię wszystko, a jednak stają się tacy jak rodzice. Zatem, co tu wychodzi, że pracujemy nad dzieckiem, ale taka pedagogizacja rodziców także. Ja bardzo nad tym pracuję, że ja chcę rodzicom pewne rzeczy podpowiadać, jak sobie nie radzą, a to aspekt też ważny. Dziecko w przedszkolu jest ułożone, grzecznie reaguje na zasady i na wszystko, co się dzieje, to jest piękne. Ale kiedy dziecko jest w domu, nie ma żadnych zasad. I mama mówi, boże, jak odbiorę z przedszkola, to on chce pod sufit skakać. A ja widzę ułożonego, świetnego mężczyznę, albo dziewczynkę, kobietę. Okazuje się, że dzieci w domu są inne, a w przedszkolu inne i też może to działać w drugą stronę. Ja mówię, że są z czymś kłopoty, a rodzic mówi, ale ja nie mam żadnych problemów.
Z czego to wynika?
I to jest ta tajemnica. Każdy ma swoje treści. O czym ja tu chciałabym powiedzieć? Chciałabym powiedzieć, że często jest tak i tam przykład. Jeśli ja powiem kocham, to ja to rozumiem tak, jak w moim wychowaniu było. A pani może powiedzieć kocham w całkiem innych sytuacjach. To jest dla pani wtedy ważne. Ja mogę powiedzieć kocham w błahej sytuacji, a nie użyję słów lubię, szanuję. Pani użyje tysiące innych słów, a to kocham jest tylko na wyjątkową sytuację. Też możemy tu powiedzieć, że dziecko często mówi kocham panią. Czyli odbieram, że tak się do niego też mówi, ale są dzieci, które nie słyszą tych słów.
Zatem jeśli ja powiem słowo kocham, to on je odbierze mało znacząco. Zatem ja też jestem nauczycielem, który jak dziecko mówi kocham, to ja mówię kochasz mamę, tatę, babcie, dziadka, a ja bym chciała być lubiana, może bardziej szanowana, bo te dzieci starsze bardziej rozumieją. To słowo dzień dobry, do widzenia. Dla mnie to jest ważne. Dziecko się ze mną pożegnało po dniu i wraca i mówi dzień dobry z uśmiechem. Czasami z mniejszym, czasem ma kłopot, lewą nogą każdy może wstać, ale myślę, że rodzice po prostu są treścią jakąś, są zbudowani jak z klocków. Każdy z nas jest inny. Zatem myślę, że jeśli widzę kogoś zamkniętego, to próbuję się dobić, czyli próbuję zapukać. Czasem słyszę i ja słowa, że człowiek się poczuł zaatakowany przeze mnie, że ja może za dużo chcę. Albo że pytam o rzeczy, może tak pytam, że on nie chciałby tego otwierać. Ale wtedy musimy znaleźć wspólny mianownik. I wtedy może mija rok. Nie mamy takiej komunikacji, jakiej bym sobie życzyła. Bo u każdych z rodziców to inaczej następuje. Ale mija, jak mówię, jesteśmy od trzylatka do sześciu. A jak kończy się sześciu, wszyscy płaczemy. Wszyscy jesteśmy jakąś wielką rodziną. Wiem gdzie są minusy, wiem co już poprawiła mama, tata. Bo często jak rozmawiamy na takich konsultacjach, to ja zapraszam i mam jej tatę. Bo już z mojego doświadczenia, jak mama mówi, nie mam problemu wcale. To o czym pani mówi? A tata mówi, no jak to nie ma? My nie możemy z nim pójść do kościoła, my nie możemy pójść z nim do sklepu, my nie możemy z nim pójść do rodziny. On robi to. Kiedy patrzę na dwójkę ludzi, chodzi o jedno dziecko, a oni mają inną perspektywę. Czy to perspektywa? Nie. Bardziej jest to, na co mama nie jest jeszcze gotowa. Bo my mamy dzisiaj w przedszkolach. Ja 30 lat pracowałam w przedszkolu nieintegracyjnym, czyli wszystkie dzieci przychodną 25-27. I dopiero w czasie poznając dziecko, możemy zasugerować rodzicowi, że coś tu mnie niepokoi. Czy pani już zauważyła? Mama mówi nie, a nam czas leci. Dobrze, poczekajmy do czterolatka. I to wszystko pracuje w rodzicu. Jeśli on będzie gotowy i powie sobie, tak, widzę. A często te mamy, widzę, że walczą same ze sobą. Jak długo będą udawały albo mówiły, że nie ma problemu, no to jest mi potrzebna ta druga jeszcze osoba. Jeśli jest.
To nie jest też tak, że to jest jakieś poczucie wstydu tych rodziców, że to oni gdzieś zawinili. Tak wspomniała pani o tej butelce i o tym smoczku i o tym, że dziecko nie dostaje i od razu sobie wyobraziłam właśnie taką sytuację, no bo też mi się pewnie przydarzały takie historie, gdzie no dobrze, to przez ten fragment, żeby był spokój, to masz ten smoczek. Ale już później nie, później nie. I myślę sobie o tym, że może to jest też powód, że rodzice po prostu się wstydzą, że sobie nie są w stanie z czymś poradzić.
Nie chciałabym tylko na to słowo dawać akcent. Dlaczego? Dlatego, że naprawdę przez moje lata pracy, przez to ja też jestem kobietą, też mamą, nie mogę tak do tego podejść. Bo jeśli ktoś nie był wychowywany w takiej emocjonalności rodzinnej, takiej bym powiedziała pokoleniowości, że są blisko dziadkowie, a dzisiaj nie są, są sami, są w zabieganiu. No dziecko jest, jakoś je trzeba ubrać, wysłać. Ta szkoła podstawowa, średnia, wszyscy są na jakąś zadaniowość, nastawieni. To myślę, że wstyd to, myślę, że mają, jeśli kłamią. Ale jeśli ja widzę mamę, która sobie z tym nie radzi i ja muszę poczekać, ja będę się bombardować, ja będę tam stukać, ja będę powtarzać, ja będę prosiła rodzica o pomoc, bo ja potem jestem nie tylko z tym dzieckiem, ale mam całą grupę. Ale tu jest jeszcze jedna ważna rzecz i tu bym chciała powiedzieć. Często jest tak, to też przez lata słyszę od rodziców, Pani Agnieszko, mam z tym problem. A ja wiem z czym? No i rozmawiamy. On tak Panią słucha. I to przez te kilka lat następuje taka współpraca znowu, że rodzic sobie, czyli nabrał, jakby to powiedzieć, zaufania do mnie, a ja tego zaufania nie zawodzę. Rozmawiam z rodzicem. Czasem jest tak, że mama nie słyszy się dobrze z tatą, a ja chcę mówić o dziecku, więc też pomagam. Czyli rozmawiam otwarcie, zadaję pytania otwarte. Czasem one są trudne, ale cały czas mówię, to jest wasze dziecko. Tak, ja się przejmuję, to jest wasze dziecko, nie moje. Moje mam prywatne po pracy i także muszę być mamą, która robi błędy, czyli w pracy potrafię 1500 razy, my powiemy do dzieci o jakieś uwadze. Czy ja po pracy tak przebodźcowana, moje dzieci mogłyby powiedzieć, mama powie trzy razy. Ja już nie mam więcej siły, bo ja spaliłam całą energię, bo ja tam muszę jutro wrócić. Także przyznam, że ten zawód jest mega emocjonalny, czuły na emocjach pracującej rodzic, dziecko i my. On jest taki, bym powiedziała, nawet nie tyle rodzący się kwiat, ale tu tyle elementów na niego działa. I to jesteśmy my, jak orbita, a w środku jest dziecko. Jeśli my, nauczyciele wychowania przedszkolnego, stajemy codziennie w szranki i przyznam się, że ja na przykład bym o pracy kucharza, piekarza, niewiele wiem, wiem mniej więcej taki schemat. Ale zapraszam rodzica, często, jak jest bardzo trudno, żeby pobył i zobaczył, co się dzieje z jego dzieckiem, jak reaguje, jak się zachowuje. I czasami słyszę, nie mam czasu. I tutaj też powiem następną rzecz. Mówimy o tym dziecku trzyletnim, bo nie chciałabym tego zgubić. Kiedy rodzic przyprowadza dziecko, jest rodzic taki zadaniowy, albo sobie nie radzi, są łzy, emocje, chciałby zostać, być tam w szatni, nawet posiedzieć. To ja mam propozycję, drodzy Państwo, w szatni posiedzieć nie możecie. Bo jednak, jeśli byłyby dwie grupy maluszków w takiej dużej placówce, to chyba sporo rodziców by siedziało. Ale w ten dzień, w ten tydzień odbieraj po godzinie. Niech nie leżakuje, czyli nie dozna tego, co się dzieje po obiedzie, bo często jest to mega dramat. Dziecko się przebiera, dlaczego się przebiera? A czemu się kładzie? A ma jeszcze zasnąć, a mama przyjdzie jak zasnę, czy tam tata i są łzy. Odbierz po dwóch godzinach, po trzech, do obiadu, po obiedzie. Może jeśli widzisz, że ma problem, może mieć problem z tym spaniem, może mieć, bo dziecko i rodzic znają się już trzy lata, ja nie znam. Ja dostaję młodą narośl, którą po prostu obserwacyjnie mogę zobaczyć, z czym będę miała kłopot, albo z czym się będę borykać, albo do czego muszę jeszcze więcej poweru swojego. Więcej siły w tę stronę muszę pójść. Czyli nie na razie o tym, że on mnie musi zrozumieć, co ja do niego mówię, ale on musi się poczuć bezpiecznie, że ja mu krzywdy nie robię. Nie chcę mu zrobić krzywdy. Mama zgodziła się z tatusiem, że ty do mnie przychodzisz i teraz się poznajemy, dajemy sobie taką zgodę, ale jednak dziecko nie zawsze. I wtedy mówię do rodzica, znajdź czas wtedy, weź sobie ten urlop. Przejdź się mamusiu, odśwież głowę, zostawiłaś na godzinę, przyjdź po godzinie i niech dziecko zobaczy, że słowność. To jest chyba najważniejsze słowo. Jeśli mama lub rodzic, tata powiedzą, będę przed obiadem. Drogi rodzicu, bądź przed obiadem. Ja mam tyle dzieci, a to dziecko widzi, że jest obiad, a jest nieodebrane. Gdzie jest ten dramat? W nim. Jest bombą. On jutro nie będzie chciał przyjść, ale to nie ja go okłamałam, oszukałam. Niezgodnym z prawdą się stało to słowo. Więc możemy tak zrobić. Niech do obiadu rodzic będzie płacił za te obiady, a nóż w trzeci dzień dziecko powie, a to się zdarza, przyjdź później. I wtedy musimy pogadać o leżakowaniu. Musimy pogadać, że będzie piżamka jego z domu. Dzisiaj mamy bardzo ciekawe te leżaki, bo ja pamiętam ze swoich czasów drewniane i taki materiał wszyty w pasach i myśmy się kładli na tych leżakach. W sumie nie mieliśmy możliwości obrotu, to człowiek tak leżał. Pamiętam też czasy z patykiem się stało i pani odliczała czy zaśniemy. Dzisiaj to tak nie wygląda. Jest muzyka poważna, włączona, albo piękne słuchowiska radiowe, które mam. Cezary Pazura, pan Fronczewski czyta, Różdżka pani aktorka nasza czytają. Ten tembr głosu, świat, w który wchodzi i to, że ja powtarzam. Ty się obudzisz, mama cię odbierze. To wszystko działa na takim czasie, ale w tym czasie musi być zaufanie moje, że rodzic wie co mówi do dziecka, do mnie, że będzie, że jest słowny. No i dalej następuje taka powolna komunikacja. Czyli po pierwsze ważne, kto odprowadza dziecko. Drugie, w zapleczu, w szatni powinno być wszystko, żebym dziecko mogła przebrać, że znowu jest moje, suche i jest ok. Też, że mówimy o samodzielności, ale tej prawdziwej. Jeśli zaznaczyłaś mamo, że jest, a zaznaczy każdy, bo chce, żeby się dostał do przedszkola. Rodzic chce wrócić do pracy, chce pracować, to jest zrozumiałe, tak to działa, ale mi powie. I ja wtedy powiem dobrze, ma pani wakacje, odpieluchowanie najlepszy moment. Bieganie na goluśko dla dziecka, uczenie się tego, bo jest w ogródku, bo ma czas, albo to w weekendy niech będzie. A później z tym pampersem dziecko wchodzi, ja go ściągam i teraz dziecko wchodzi w pewien rytm i on ten rytm poznaje i to jest dla dziecka takie zaplecze. Ono wie, że kiedy mama przeprowadza, po chwili zabawy jest, ustawiamy się w pociąg, myjemy rączki, załatwiamy się, wychodzimy, siadamy do stolików, które są niziutkie, malutkie, tak jak powinno być do wzrostu dziecka, dostają talerzyki, kubeczki. Ja zakładam fartuszki, nie śliniaki, ale fartuszki takie, co mogą być też później do farb, jak dzieci rosną. Przyznaję, że i tak dzieci fajnie jedzą. Widzę, że rodzice albo dziadkowie poświęcają czas na naukę różnych smaków. Chociaż mamy dużo niejadków, ale widzę, że dzieci wiedzą jaki ma smak jabłko, bo kiedyś było, że nie, albo banan, już nie wymagam innych, ale zje to śniadanko. W jakiś sposób mu tam spadnie, to go nie interesuje. Spadło, po śniadanku pani z obsługi umyje stoliki, zabierze, zamiecie. Nie mamy z tym problemu. Polało się, to idziemy się przebrać, zabieram za rączkę, szatnia jest bardzo blisko sali. Jest pani wtedy z obsługi, albo się wymienia, że pani z obsługi mi przynosi woreczek, bo ja mam łazienkę przy sali, więc wszystko tam mogę załatwić, nikt na to nie patrzy. Także my naprawdę jesteśmy w tym momencie mamusiami, babciami, tatusiami. My mamy wszystkie role świata, którymi musimy się wpisać. Ja nie lubię jak dziecko mówi ciocia. Ja mam imię Agnieszka. Jak mówi pani Agnieszko, to ja uważam, że to jest najpiękniejsze. Jak mówi dzień dobry, do widzenia. Jak chce być, jak się uśmiecha, albo otwiera oczy, jak się czyta dzieciom, opowiada, wprowadza w tematykę. No bo ja powiedziałam tak, co jest do śniadania, co jest po śniadaniu. Zajęcie. To jest praca. Czyli dziecko widzi, że coś robimy. Bo nauczyciel wychowania przedszkolnego, jak to mówię, gra, trąbi, śpiewa, recytuje. Tam jedzie wszystko. Więc dzieci biorą udział w zajęciu. Teraz sprawdźmy, czy słowo kropka na przykład zostało, a jest ten dzień, dzień kropki. I my siadamy do stolików, wykonujemy pracę. Paluszek, farbka, kropka. I teraz, jeśli dziecko okaże się, że nie chce żadnego innego treści płynu dotknąć, bo tego nie zna, to znowu mamy tak. Ktoś pracuje, ktoś nie wie, co to jest. Trzeba znowu dać chwilę tej większej empatii, że się nic nie stanie. Albo czasami słyszymy, mama powie, że się pobrudziłam. I to jest dramat. Bo często się tak dzieje, że by chciał dziecko czyste. Jak przejdzie upadnie, o Jezu, co się stało. I to dziecko wszystko mi to pokazuje. Ja mówię, nic się nie stanie. I wtedy co ja robię? Ja wychodzę z dzieckiem jak ten zakładnik i mówię, mamusiu, myśmy się dzisiaj pobrudzili, ale zmieniona jest koszulka, do prania jest druga. I zazwyczaj mamy, mówią, ależ oczywiście, ja to wypiorę, ale jednak dziecko mi komunikuje coś innego.
Czyli dziecko jest taką skarbnicą wiedzy tak naprawdę o tym, co się dzieje w domu i o tym, jak rodzic je traktuje.
Oczywiście. I że chucha, że dmucha, no ja to rozumiem, że tego wszystkiego w przedszkolu jest dużo więcej, treściwiej. Może tak rodzic spędza weekend, choć nie sądzę, że się zamieniałby ze mną pracą, gdzie my śpiewamy. Za chwilę rytmika, taniec. Za chwilę wchodzimy na salę. W przedszkolach niektórych są, tak jak w naszym, rytmika, czyli dzieci wchodzą na salę, gdzie jest pani, która gra. Może też grać na gitarze, a może się okazać, że i gra na flecie i interesuje, uczy piosenki. My to potem przez kilka dni wdrażamy też. Oczywiście same też cały czas śpiewamy i wdrażamy do innych sytuacji. Żeby dziecko wiedziało jak się myje ręce, no to mamy rymowankę, mamy piosenkę. Jak wprowadzam w tematykę ptaki, puszczam wiersze ciekawe na przykład ptasie radio, a później sama ćwierkam, pyrkam, wszystko robię i biegamy. Jesteśmy ptakami, czyli pracuje całe ciało, słuch, oko, dotyk.
Właśnie, chciałabym do tego nawiązać, bo jak pani o tym opowiada, to jest bardzo dużo rzeczy, które się dzieją w przedszkolu. Mam wrażenie i proszę powiedzieć, czy tak jest, czy tego już nie ma, że są rodzice, którzy uważają, że w przedszkole jest, ponieważ nie jest to obowiązkowe, jest trochę taką przechowalnią dzieci. Trochę na zasadzie żłobka, że ten rodzic oddaje to dziecko i po prostu od tej godziny 8 do godziny 18, kiedy on jest w pracy, ktoś dorosły opiekuje się tym dzieckiem. A tak nie jest, prawda?
Jestem tu po to dzisiaj i dlatego tak myślę, że do pani mnie te kroki skierowały gdzieś w wszechświat, bo myślę, że właśnie powinni to usłyszeć wszyscy rodzice. W tym przedszkolu to jest praca. Ja nie mogłabym tego lżej nazwać, bo ja często mówię do rodziców, kiedy oddaję, że dzieci były w pracy. One robiły prawie to samo co rodzice. Jeśli rodzic stukał w klawiaturę, miał z szefem rozmowę, a jeszcze gdzieś telefony odbierał, a jeszcze się gdzieś spóźnił, a jeszcze wyszło, że sąsiadka coś powiedziała, on tu także dostaje te bodźce, ale one są dla niego i po coś jemu. Bo jeśli dziecko, które nie mówi, ale zaczyna pięknie śpiewać, chociaż nie umie wyrazić słów, ale ja już słyszę, że to jest ta melodia, to ono się już otworzyło. To już jest coś, o czym na przykład rodzic nie wie. To jest jeszcze piękne, że ten skarbiec się otwiera i ja mam większą wiedzę czasem od rodziców. Bo oni przegapiają, oczywiście to nic złego. To jest taki wiek, ten trzylatek. Często rodzice się boją, jeszcze nie mówi. Wie pani co, no tak ciągnie za spódnicę. Ja mówię dobrze, zobaczmy. Tylko, że ja inaczej pracuję. Ja też jestem rodzicem, który wchodzi do domu, pranie, gotowanie, sprzątanie, a jeszcze zakupy, a do tego lekcje dzieci, czy właśnie były w przedszkolu, a jeszcze z nimi pogadać, a może nie zdążę pogadać, bo jednak ja się źle czuję. Drodzy państwo my wychodzimy z takiej bańki przebodźcowania, o czym mówią neurolodzy. W wychowaniu przedszkolnym jesteśmy narażone na bardzo dużo dźwięku. Jeśli wam dziecko płacze, uspokajacie tylko je. A na jedno zaczyna mi płakać szóstka, bo one się uruchamiają od siebie. Jedno sobie przypomni krzywdę z poranka. Drugi, że źle spał w nocy, bo nie chciał iść do przedszkola. Jeszcze tam coś się wydarzyło, może się zmoczył. Oni przychodzą z emocjami pozamykanymi, to jest w ciele. Ja często do dzieci mówię, tych starszych już, bo młodsze nie, ale te 5-6 latki, przychodzi 5-latek. On też nie wie jak się ze mną komunikować. On potrafi na zawołanie się rozpłakać. I wtedy ja muszę usiąść i powiedzieć, poczekam. Wypłacz, co przyniosłeś. A teraz mi powiedz, w czym mogę ci pomóc. Co z tym zrobimy? I słyszę naprawdę, wydawałoby się nam dorosłym, błahe rzeczy. Mama mnie nie pocałowała.
Ale dla dziecka rozumiem, że to jest bardzo ważne, to jest cały świat.
To też jest z domu. Jedni całują, przytulają, inni tylko dyktują, co ma dziecko zrobić. Nie naprawimy świata. I w tym momencie ja tego nie mogę zrobić za mamę. Też dużo się mówi dzisiaj o tym. Dużo się dzisiaj właśnie mówi o tym, że my w przedszkolu musimy też uważać na tą barierę ochrony intymności dziecka. Ja nie jestem nauczycielem, który nosił na rękach te maluchy. Tak jak zaczęłam dzisiaj opowieść i poszłam do żłobka, to dostałam wtedy trzynastkę, 2,5-latków. Pampers, smoczek, butelka. W przedszkolu nie było małych toalet, w sensie takim jak żłobkowe dziecko ma pampers, to ono w ogóle nie jest uczone, że ma iść siadać, a ja bym chciała nad tym popracować. Ja zrobiłam kawał dobrej roboty. Nie pamiętam, czy mi ktoś podziękował. Ja dostaję za to wynagrodzenie co miesiąc i to jest moja praca. Ale 2,5-latek, a trzy latek to jest bardzo dużo. Tego rodzic nie widzi, ale ja tak. Dziecko jest grudniowe, będziemy widzieć przez cały rok, że trochę odbiega od grupy, choć jest w tym samym roczniku, ale jest grudniowe. Mógł kilka dni później urodzić się w styczniu i jest w roczniku młodszym, ale jako najstarszy, zyskałby. Więc rodzic nawet sobie z tym nie zdaje sprawy, że moje dziecko jest sierpniowe. To znaczy, że te dzieci styczeń, luty, marzec, kwiecień, maj, czerwiec to będą dzieci, które już pokonały te trudności, a on potrzebuje więcej czy ona czasu. No to nie jest tak, że rodzic mówi, a ty musisz. Nic nie muszę. To jest uroda, fizjologia, to jest układ nerwowy, to jest rozwój. Nie przeskoczymy. Oczywiście myślę, że gdybym szablonowo z palcem, to ja nic nie otworzę, ja tylko pozamykam jeszcze następne drzwi w dziecku, czy w rodzicu. To nie o to chodzi, ale rodzic nie zadaje sobie tych pytań, bo nie jest po szkole wychowania przedszkolnego. Ja jestem pedagogiem, skończyłam studia pedagogiczne z wychowaniem wczesnoszkolnym i wychowaniem przedszkolnym. Zatem mogłabym uczyć też od jeden do trzy, ale ja zawsze mówiłam, że będę w przedszkolu. Te dzwonki, te przerwy, nie. Ja mogę się położyć na dywanie, udawać żółwia i to zrobię. Ja mogę zrobić, proszę Państwa, w cudzysłowie skok na bank z grupą. Ja mogę robić rzeczy niesamowite. Ja spałam z przedszkolakami w przedszkolu na weekend. Robiłam kino obserwacyjne dla dzieci. Ja wyjeżdżałam z czterolatkami do Krakowa na całodzienną wycieczkę, ale to spowodowało, że ja miałam takich rodziców, porozumienie i ja wiedziałam, że ja mogę ich zabrać. Oczywiście, że one wyglądały przedziwnie, takie małe, dreptające w czapeczkach i miały chusty założone, żebym nie zgubiła, drodzy Państwo. To jest przejście przez jednie, liczę. Po przejściu, liczę. Weszłam gdzieś w sukiennice, liczę. Drodzy Państwo, to jest taka praca.
To jest ogromna odpowiedzialność. Jak człowiek ma swoje, to musi 20 razy się oglądać. Prawda?
A co dopiero, kiedy mówimy o ludziach, którzy niebezpiecznymi są, świetnie wyglądają, zaczepiają dzieci, że dziecko by mogło pójść, bo tam dostanie czekoladę, samochód marzeń, lalkę. I to jest też moja praca, że jeśli są ze mną, to oni, ich jest więcej, pilnują mnie. A ja mam tu jakiś patyczek okrągły widzą i robimy ćwiczenia. Maluszki robią go z takim wężem, gdzie się uczą chodzić w parach. Najpierw chodzimy po przedszkolu, potem jest wyjście na ogród czy na plac zabaw przedszkolny. To nie od razu się wypuszcza. Ja muszę mieć też zagwarantowane, że one już wiedzą. O co chodzi w tej parze. I tu też wielka prośba do rodziców. Widzę to często. Rodzic odbiera z przedszkola, dziecko biegnie do auta samo, albo rodzic nie ma samochodu pod przedszkolem i dziecko samo sobie biegnie. Mater Dei, gdzie jest chodzenie w parze? Jak ja mam na to poświęcić czas, bo on tylko w parze będzie chodził ze mną poza przedszkole, do teatru, do kina, do filharmonii, na wycieczkę, wejść do autokaru, on się uczy. A rodzic nie przywiązuje wagi. Ja bym powiedziała, że nie chce, nie zdaje sobie z tego sprawy. Więc też muszę ich uczyć. Drodzy Państwo, nie słucha was, to zróbcie, żeby słuchał.
Czyli ustal zasady. Często pozwalam rodzicom, proszę powiedzieć, że Pani Agnieszka sprawdzi, pani Agnieszka zapyta rodzica. Jakby, to jest słowo klucz, bo te dzieci wiedzą, nie robią nic na siłę, tu nie ma przemocowości. Właśnie, to słowo jest też bardzo ważne. Co to jest? Takie dobro rozumiane, pod dobrem, a tam jest przemocowość. Tak jak rodzic wie, że w przedszkolu, przecież będzie dobrze. No ale wypchnął. To jest to przemocowe. Gdzie jest zgoda drugiej strony? On się boi. On nie wie, co go czeka. On w ogóle widzi inny świat. Jak idziemy do pierwszej pracy, pierwszy dzień, a jesteśmy dorośli, nie jesteśmy przerażeni? Nic nie zjemy. Ja dzisiaj tu przyszłam i walczyłam sama z sobą, bo myślałam, to będzie chyba trudne, bo czuję się niewyraźnie, ale wszystko się może odczarować. Energia, jakich ludzi spotkamy. Jak ja w ten dzień będę się bawić. Nie chciałam nazwać słowem, że się będę wygłupiać, ale będę wszystkim. Będę dźwiękiem, będę innym słowem. Właśnie to jest to, że ja w swojej pracy mówię do dzieci, proszę państwa, bo ja mam taki uraz, jak byłam dzieckiem małym, nas wołano po nazwisku. Często imiona się powtarzały. Cztery Agnieszki, pięciu Piotrów i im się nie chciało mówić. Więc ja uznałam, że to jest wytrych, bo ja nie obrażam. Jak w sumie wszyscy się odwrócą. Wtedy, jeśli mam dwójkę, to często się zdarza, że te imiona są teraz w ogóle innymi imionami. Ja się też muszę ich uczyć, albo nie spotkałam się nigdy z takim imieniem. Więc mogę zawołać, mogę tak się komunikować. Ale jeśli mam cztery Julie, to w tej emocjonalności, gdzie jest, to pytam często, jak woła cię mama, jak wołają cię w domu? Czasami są jakieś takie fajne, zmienione i wołam Julcia i ona wie, że to jest do niej, bo do niej nikt nie woła Julcia. Julka, Juleczko. Ja też sobie muszę tą tonacją głosową to wybadać podczas poznawania dzieci. Co tu bym jeszcze ważnego powiedziała, a propos rodziców. Myślę, że czas jest im też potrzebny. Oni nie od razu ufają. Oni też muszą iść do pracy. I to tak to dziecko musi iść do przedszkola, bo nie mam co zrobić. I ten czas pozwala, że rodzic może podejmuje tą rozmowę ze mną, chce więcej powiedzieć, czy ma problem, co możemy z tym zrobić. Są takie też mamy. Czasem mówię mamy, bo przyznaję, że częściej widzę mamę, aczkolwiek na zebraniach czy konsultacjach jest tata i mama. Jeśli jest to wymagane, ode mnie jest taka inicjatywa, a czasami też przychodzą tatusiowie. Oni się bardziej wstydzą. Zazwyczaj nic nie chcą mówić. Siedzą, notują, co musi mieć dzieciątko. Kalendarz taki półroczny na takim zebraniu zdradzamy rodzicom, że będzie taki dzień, taki dzień. Może być przebrane, nie musi. Na przykład właśnie mamy dzień kolorowej skarpety, żeby miały ten kolor. A mamy dzień zielony, to może chociaż kwiatuszek na skarpetce zielony. Ja nie wymagam kupienia nowego stroju. To też jest częsta komunikacja, że rodzic jest zadaniowy i pomyśli rany, 18, a to jest jutro. Trzeba jechać do H&M, do Smyka, gdziekolwiek do sklepu kupmy i to dziecko przychodzi jak ta żabka. A ja tylko myślałam o czymś zielonym. I wtedy widzę, jak rodzic potem jest tym wszystkim trochę zdołowany i zazwyczaj mówi, bo pani sobie życzyła. Czyli jest taki roszczeniowy, jest taki atakujący. A ja mówię nie. Ja powiedziałam, chociaż akcent zielony nie wymagam. Ale już nie doczytał, nie usłyszał. No i też wymaga to czasu komunikacji. I czasami mija rok, a potem mamy następny, czyli czterolatki, pięcio i sześcio. Chcę powiedzieć jeszcze jedną ważną rzecz, że często w przedszkolach są grupy łączone, bo tak dzieci zostały zapisane, a przedszkole na przykład ma mniej grup, ale w każdej są jakieś wiekowe braki. Czyli u pięciolatków będą pięcio, sześcio. Łączą się. U maluszków mogą być trzy i czterolatki. Czyli co się jeszcze dzieje? Wielkim plusem jest, jeśli oczywiście dziecko chodziło od trzylatka, mówię o tym, że te dzieci podciągają bardzo dzieci młodsze. Bo co się okazuje? Jeśli ten czterolatek znowu jest połączony z dziećmi nowymi, młodszymi trzylatkami, on ma już pewien spokój. I to się też udziela. Tak jak mówiłam, dziecko płacze jedno, zaczyna szóstka płakać. Ale oni mają pewien spokój. Oni wiedzą już gdzie toaleta w tej sali, że ta pani tak wygląda, że mamy siadanko. On już wie o pewnym założonym systemie pracy. I teraz tylko muszę się skupić nad tymi, które są pierwszy dzień. Czy on będzie miał pięć lat? Równie jest przestraszony. Choć jest w grupie pięcio, sześciolatków. Ale te sześciolatki wcześniej były z czterolatkami i pięciolatkami. Przyznam, że pięknie dzieci młodsze rosną tak jakby ze starszym rodzeństwem. Różnica niewielka. Pół roku, osiem miesięcy, rok, bo mówimy grudniowe, styczniowe. Pięknie dorastają. I w pewnym momencie patrzę na grupę po kilku miesiącach. No i jakoś to wszystko działa, idzie w dobrym kierunku. Mają takie wsparcie. Ja to też mogę wykorzystać, że dziecko, które już chodziło, będzie w parze z tym, które nie chodziło. Czyli może mu więcej też dać od siebie i zauważyć i powiedzieć. I potem na przykład po zajęciu chcemy wyjść na dwór. No i drodzy Państwo, samodzielność punkt czwarty chyba. Wchodzimy do szatni. A rodzic dał pierwsze w życiu papcie, które nie są na rzep. Jest materiał, klamerka. Trzeba klamerkę odbezpieczyć, włożyć materiał i zacisnąć. Pytam kto, kupując te papciuszki, ćwiczył z dzieckiem, ubieranie i ściąganie. I staje teraz dzieciątko. Nie umie zdjąć papci. Nie umie włożyć butów. Co robi nauczyciel przedszkola? 30 lat pracowałam. Wspomnę to jeszcze raz. Jako wychowawca miałam 25 osób. Po latach się to potem zmieniło, bo mogliśmy mieć też 27. Ja w tej szatni wszystkich na nowo muszę ubrać, rozebrać, ubrać. A mamy zimę, a ja chcę wyjść na kulki. Pierwsze już stoi ubrane, a ja mam całą grupę. Oczywiście, że wspomagają nas nauczyciele, którzy na przykład mają okienko. Na przykład pani Woźna, która już w tej chwili myje korytarz, ale zostawi to, bo to jest jej praca po skończonych posiłkach. Ona też ma zadania. One nie siedzą cały czas przy kawie. To jest całkiem inna praca. I teraz ja potrzebuję pomocy, bo jako mama, o czym myślę, że chcę jeszcze ich przed tym mrozem posmarować, policzki, żeby się tutaj nic nie stało. Ale już pierwsze jest ubrane. Jako mama pomyśle, bo że on się już będzie pocić. Drodzy Państwo, czy ktoś o tym pomyślał? Nikt. Ja chcę wyjść na deszcz, na kapuśniaczek, na mżawkę. Mają w szatni kalosze. To jest łatwiejsze obuwie. Ale macie adidaski, które trzeba zawiązać. Nie nauczysz rodzicu trzylatka wiązać, czterolatka. To kup łatwiejsze buty. One mi pomagają, że ja mam wszystkich szybciej ubranych, ale dają komfort samodzielności, że dziecko w odpowiednim czasie, a nie, że siedzi, czeka i to już pierwszy się włączy płacz, bo będzie ostatnie, bo jeszcze go nie ubieram.
To też wpływa na pewno na samopoczucie.
To wpływa na pewno na wszystko. No wszystko. Od tego jedzenia, toalety, tego co się dzieje na sali, a że rodzic wpuścił na salę, to dziecko tej sali nie chce opuścić często. Mamy rytmikę na przykład na górze, a ono wie, ten trzylatek, że rodzic tu go odprowadził. To teraz czy on go znajdzie? Rodzic sobie nie zdanie sprawy, co tam siedzi w główce.
To jak rozmawiać z dzieckiem zanim on pójdzie w ogóle do przedszkola? Czy z takim dzieckiem małym możemy jakoś rozmawiać, żeby on to zrozumiał?
Szczerze? Jak z dorosłym. Naprawdę, jestem taką osobą, która twierdzi, czym prościej, tym prawdziwiej. Czyli jak dziecko usłyszy moją wypowiedź i nie zada pytania, to znaczy, że mu to wystarczyło. A jak zacznie się? Mamo, ale ty przyjdziesz? Mamo, ale jak ja tam będę? A tam będzie tyle dzieci? To się pojawia lęk. I wtedy kto? Ten rodzic uspakaja pierwsze emocje. Dlatego świetnym pomysłem jest przyjść z dzieckiem na dzień otwarty. Pospaceruj pod placówką, kiedy ona jeszcze żyje. Zobacz, dzieci są, ty będziesz za chwilę w tej piaskownicy. Boże, to wygląda jak w Krainie. Ja teraz zmieniłam placówkę, więc jestem jak w Krainie Czarów. Mamy ogród. Zakochałam się w tym ogrodzie, więc to jest wielka wartość dodana. Rodzic może też przyjść, podejrzeć w wakacje. Bo muszę powiedzieć, że nauczyciele wychowania przedszkolnego, chociaż wyższe wykształcenie, dokształcanie się mamy, tego wszystkiego tak dużo, to jednak nasze wakacje nie są jak w szkole, bo rodzic jest w pracy. Więc mamy trzy tygodnie z hakiem, bo my musimy jeszcze sale przygotować, układać, tapetować, zmieniać wystroje, to moimi rękoma. A jeszcze zebrania, jeszcze ustalić, a jeszcze może zebranie z rodzicami wcześniej. I my jesteśmy wcześniej w pracy, więc my tak naprawdę mamy takie 20, nie chcę teraz oszukać, ale powiedzmy trzy tygodnie z hakiem, że ja mam urlop. To jak teraz jestem u Państwa dzisiaj, to jest mój urlop. Wracam do pracy 28. Pracowałam cały lipiec. Zatem mamy trudność w tym, żeby wybierać te urlopy. I ta czasem jest trudne, bo musiałby mnie ktoś zastąpić. A jak ktoś ma zastąpić, to znaczy, że koleżanka i ona siedzi dużo więcej w pracy. Mamy bardzo dużo nadgodzin, bo każda ma prawo potem wybrać. A to są nasze dzieci, też jest trudne.
Cieszę się bardzo, że Pani o tym mówi, że to w ogóle wybrzmiewa, bo też jak Pani słucham mam taką myśl, że głównie ze starszego pokolenia są takie głosy, że jeżeli matka odda dziecko do przedszkola, to jest złą matką, no bo powinna sama siedzieć z dzieckiem i sama się nim zajmować. Z naszej rozmowy wynika i cieszę się bardzo, że dziecko tak naprawdę korzysta na tym, że jest w przedszkolu. I teraz myślę sobie, że chciałabym, żeby to padło. Jaka jest różnica pomiędzy takim dzieckiem, które było w przedszkolu i idzie do szkoły, a takim, które nie było i idzie do szkoły?
Bardzo fajne pytanie, bo zaraz na nie jeszcze też odpowiem, ale to jak Pani powiedziała o tym, co było kiedyś. Musimy sobie przypomnieć, że zawsze było tak, że to mężczyzna, głowa rodziny, kobieta jest szyją, więc ona rodzi, siedzi w domu, a potem jest ten etap szkolny. No i to się zmieniło. Kobiety zachciały pracować, znaczyć o sobie, mieć swoje pieniążki. Całkiem to się zmieniło i może to rozdzielę. Jestem także za tym i zacznę od końca, że jeśli rodzic mógłby przedłużyć ten czas dziecku z dziadkami, czyli trzylatkiem opiekują się dziadkowie. Tak było kiedyś. Dzisiaj rozmawiając z dziadkami, to są ludzie w moim wieku. Młodzi ludzie stają się rodzicami, a ich rodzice są jeszcze pracujący, nie mają jeszcze emerytury, gdzie to ho, ho, ho. Więc co się zmieniło? Ułożenia hierarchiczne. Nie możemy oddać dzisiaj do dziadków? Wtedy oddaliśmy. No ale zdarza się, że prababcia jest jeszcze witalna dziś i mogłaby się zaopiekować. To jestem tak na rozdrożu. Fajnie, gdyby ta babcia jeszcze temu trzylatkowi, niegotowemu emocjonalnie, bo tam najbardziej to emocje, a jest kochana, a czyta, a kocha, a napaja, a karmi. Ona jest. Układ nerwowy jest spokojny. Mamy dzieci, gdzie rodzice nie mają wspomożenia tych dziadków. Jest ten żłobek i to właśnie co wcześniej rozmawialiśmy. Dziecko w żłobku uczy się już wszystkiego. Ono przychodzi do trzylatków w przedszkolu. Te dzieci samodzielnie jedzą, samodzielnie się załatwiają. W ogóle mówią, informują, co chcą. Są taką już kartą otwartą. A dzieci, które przychodzą, bo rodzic musi, to często, to jest taka, bym powiedziała, pępowina jeszcze nie odcięta, tu jest dużo emocjonalności rodzica, że musi iść do pracy, musi oddać dziecko. Trudno to wszystko tak połatać. Co jest dobre, co złe. Jeśli wszędzie jest miłość, szacunek, to myślę, że czy to dziecko trafi do mnie, do przedszkola jako pięciolatek, ale pięciolatek. Bo ja widzę pięciolatków na rękach rodziców. Ja widzę czterolatka, który jeździ w wózku. I teraz myślę, mam tak odchowaną grupę, przychodzi nowy czterolatek, który jak maluszek. Czyli jeśli rodzice będą bardziej otwarci, może nie tyle czytać, ale słuchać podcastów. Jest tyle podcastów o kobietach, o matkach, o babciach. Nawet to, co tu się dzieje, to jest taka wiedza, żeby pierwsze, co nie być swoim sabotażystą, że kobieta powie, jestem złą mamą. Tylko powie, nie, ja nie jestem złą. Bo ja byłam w tym przedszkolu, a ja już rozmawiałam z koleżanką, już tam ma dzieci. Powiedziała, że jest świetnie. Masz prawo powiedzieć, boję się. Rany, jak ja bym chciała, częściej to słyszeć, że rodzic mówi, jak ja się boję, Pani Agnieszko. A nie, że ja widzę, że rodzic się boi, dziecko się boi. I to jest taka w drugą stronę. To różnie to czytają. Więc myślę, że jeśli dziecko jest tak wychowywane, tak z nim się rozmawia, poświęca mu się trochę czasu. Bo tu też jest niecka, co to znaczy poświęca trochę czasu? Ale jeśli mama, tata ma przed snem czytanie, co się dzieje z językiem dziecka, mówimy o tym, jak wymawia. Świat baśni ma takie słownictwo, że to jest, jak zaczarowane. Możemy tak na co dzień nie mówić, ale to wprowadza, że dziecko zaczyna tych słów używać. Czasem mówi, mamy bajeczkę, którą dwudziesty raz czytamy, dziecko już uzupełnia zdania. Ja nie muszę czytać, ono wie, co jest dalej. Przychodzi więc z pewną jakością komunikacji. Drugie, nie miało czytane. Było w żłobku lub nie było. Ale w żłobku też można było mu nie poświęcać czasu. Przyjdzie zamknięte, wystraszone. A może w domu jest strach, lęk, kłopoty? To jest cała historia o rodzicach, o ich rodzicach. I potem patrzymy na to dziecko i to nie jest czysta karta. Bo właśnie chcę to też powiedzieć, że wydaje nam się, że dzieci rodzą się i są czystą kartą. To nieprawda. One już mają pewien zapis. One jeśli jest powiedziane, że dziecko nie widzi jeszcze, a rozpoznaje swoją mamę po zapachu. Da się ten zapach oszukać? Nie. Ale jeśli dziecko poznaje ją po zapachu, a mama poznaje go po krzyku, po płaczu, to ona wie, że to jest jej, z jej ciała. I to już jest ta pierwsza komunikacja. Więc to są słowa, to są gesty. To jest wszystko, to dziecko przyjdzie do mnie. I wtedy mama nie może zakryć tego, że tam bardziej nie wiem, chodzą ręce. Dziecko będzie też tak eksponowało. Ale jak będzie więcej mówione, traktowane z takim szacunkiem. Dzieci kopią, płaczą, bo nie dostały kolejnej zabawki. Rodzic przestraszony szybko ją kupi. To pytanie, jak rozwiązuje problem? Nie chcemy, żeby oceniali nas sąsiedzi, bo dziecko płacze, bo ma jakąś trudność. Rodzic chce ją szybko zaspokoić. W sklepie nie chcemy być oceniani. Właśnie świetne słowo. Jak mamy ocenę kogoś, to czujemy się z tym gorzej. No i wtedy startujemy od razu z innego pułapu. Czyli mama szybko da smoczka, przemyci, a ja dostanę tworzywo, w którym mówię nie. Te zasady w domu. A tu wiem, jak mam pracować z trzylatkiem, jak z czterolatkiem. Ja uczyłam się tego. O czasie, jak mówimy teoria teorią, praktyka praktyką. Myślę, że ta praktyka przez lata i nadal chcę i kocham ten zawód. I chcę w nim jeszcze wytrwać. Może do emerytury się uda. Ale to jest wszystko. To jest cała treść. Jeśli w toalecie mamy z dzieckiem problem, bo zanim pójdzie się posiusiuje, bo tak jest, system nerwowy sygnalizuje i uruchamia. Bo musimy też zdawać sobie sprawę, że my jeśli pomyślimy o tym, to pierwszy sygnał przychodzi. Pomyślimy, a za chwilę. A u dziecka jak przychodzi, to już jest ten ostatni dzwonek, który już dzwonił, dzwonił, ale on się zaaferował zabawą. Bo on miał to autko, a wie, że kolega już na niego czatuje też i nie pójdzie. No i jest. I też jak do tego podchodzimy, że już wiemy, że ludzie niektórzy będą na to krzyczeć, rodzice. Znowu się posikałeś, a kim ty jesteś. To jakie słowa używamy? Oceny. I kiedy zdarzy się dziecku to w przedszkolu, no to jak zareaguje? Uzna, że ja tak samo. To są dorośli, mama, tata, dziadkowie, opiekunki. No czasami też są opiekunki w życiu dziecka na początku ich drogi życia. Bo rodzice tak mogą, czy tak wybrali. I też jest jakiś system wartości. Ja nie robię nic złego. Ja po prostu wiem. A jeśli się okaże, że pampers jest dłużej, to sprawdźmy dlaczego. No bo 4-latek chyba nie powinien mieć Pampersa. Powinien wiedzieć co to jest toaleta, że tam się załatwia. A nie tam się jeszcze karmi. O następny aspekt. Rodzice mówią samodzielny, a okazuje się, że mama biega z talerzykiem. Bo chce, żeby jeszcze coś zjadło. A ja mam tu i teraz śniadanie. Ja nie mogę tego śniadania przyciągnąć na zajęcia, bo jestem potrzebna reszcie dzieci, a będę potrzebna komuś przy stoliku, żeby dokarmić. Więc one się uczą i jakoś to fajnie pracuje. Ja wiem, że znajdzie się po trzech tygodniach ktoś, kto będzie jeszcze tydzień potrzebował i będzie płacz. I rodzic powie, no a co się dzieje pani Agnieszko? Trzy tygodnie było fajnie. A teraz ja się pytam, a co się działo w domu? A jaki był weekend? A co trudnego się wydarzyło? Bo ja mam ten sam system, te same ramy. On mnie tylko zobaczy inną ubraną, kolorową. Ale ja będę ta sama. To więc pytam, a co się więc stało? A rodzic myśli, że to się stało, że przyszedł do przedszkola. Fajnie czasem pomyśleć, że to może my robimy coś złego. My. Powiem tak. Jestem człowiekiem. Mam emocje. Też mi się coś mogło dziać w domu.
Też do grupy starszej mogłabym przyjść może nieprzygotowana na pytanie, które dostanę od sześciolatka w sprawie jakiegoś tematu. I co ja zrobię? Zaatakuje dziecko? Nie. Ja mogę powiedzieć przepraszam. Muszę to sprawdzić. Jeśli zrobię coś źle, coś za szybko i dziecko spojrzy tak na mnie, powiem przepraszam cię. Przestraszyłam? Chciałam coś innego. Słowo przepraszam. Ja dorosła, rodzicu, ty dorosły, czasem też powinieneś przeprosić, że się spóźniłeś, że obiecałeś, a się nie stało, że w weekend było coś trudnego, a miało wydarzyć się coś fantastycznego, ale się skomplikowało. Trzeba dziecku powiedzieć czasem, że jesteśmy… ludźmi, że ja mogłam zapomnieć. Przepraszam.
A jak rozmawia pani z rodzicami jeżeli widzi na przykład właśnie takie opresyjne zachowanie rodziców w stosunku do dziecka? No bo wspomniałyśmy o tym, że zdarzają się rodzice, którzy krzyczą na dziecko dlatego, że on nie wytrzymał, a on na przykład jest w takim wieku, że ma prawo jeszcze nie wytrzymać. Albo na przykład krzyczą na niego, no bo nie powiedział, ale jest dzieckiem, więc ma prawo jeszcze nie powiedzieć, tylko zareagować emocjonalnie. To czy panie przedszkolanki jakoś reagują, mogą coś powiedzieć, a jeżeli mogą to na przykład co?
Trudne jest to pytanie, bo musiałabym się przyznać, że czasami wychodzimy poza sferę tego, co podlega mojej pracy, co jest do moich zadań. Ale mamy konsultacje, bo oczywistym jest, że na zebraniu z rodzicami zawsze mam formę, że im coś mówię, mówię, mówię, albo chcę im powiedzieć o wieku trzylatka, czy to jest ogólnie, czy czterolatka, czy pięciolatka, albo sześciolatka, z czym powinniśmy już mieć do czynienia. No i teraz są konsultacje. Mogę zaprosić w inny oczywiście dzień, bo rodzice też nie chcą być pani, pani, pani ma zostać, tego nie stosujemy. Umawiamy się z rodzicami, bo chcielibyśmy o czymś porozmawiać. No i dajmy przykład taki właśnie jak pani powiedziała, że rodzice wyczuwam, że tam jest dużo agresji, a więc lęku, a więc dlaczego się spieszy, a dlaczego tak egzekwuje. No wtedy mogę usiąść z rodzicami i rozmawiamy na równi. Czyli ja bym sobie życzyła, że ja mówię całą prawdę, jak widzę, i po drugiej stronie mam dorosłych, ale pytanie dojrzałych? Bo to jeszcze mamy coraz młodsze społeczeństwo. Chociaż teraz ja bym powiedziała, że to troszeczkę się zmieniło, bo pracuję już, jak mówię 32 lata. Było najpierw tak, że byli rodzice takim wieku, żebym powiedziała, że to są rodzice, a nie dziadkowie. Czasem mogłabym się pomylić. Potem przychodzili moi wychowankowie, już mieli dziecko w przedszkolu. Bardzo młodzi ludzie, po 21-24. Ten czas dzisiaj kobietom się wydłużył. Ja byłam mamą 31-33 latami, jak urodziłam swoje dzieci, a dzisiaj kobiety mogą po 40-te mieć dzieci. Zatem będzie inna rozmowa. No i tu się pojawia pytanie, czy rodzic jest dorosły, ale czy jest dojrzały? No i tu będzie ta zbieżność. Ja nie jestem terapeutką. Ten zawód trochę ma w sobie takiego, że my władamy tymi emocjami, my je widzimy, my je nazywamy, my już często widzimy, gdzie jest punkt zapalny. Oczywiście, jeśli rozmowa idzie po mojej myśli i widzę jakiś konflikt u rodziców, u mamy, jakiś kłopot, to przecież mogę jako człowiek powiedzieć, że mogłaby się zwrócić po pomoc. Niech spojrzy na siebie obiektywnie z kimś, kto jej pomoże. Mogę to powiedzieć, bo uważam, gdzie ona miałaby to usłyszeć, jeśli psychiatrzy, to było konieczne kiedyś, tego się nie mówiło, bo to od razu dom wariatów. Nie, drodzy Państwo. Psychiatra przepisuje leki, żeby wyciszać coś w ludziach, a terapeuta pracuje, żeby wyciągnąć emocje. Więc jak ja mam dziecko i mówię o emocjach, a mam rodzica, ale jest dorosły, to ja pracuję w przedszkolu z dzieckiem. Próbuję przemycić, pokazać im więcej i wysyłać. Wysyłać, to złe słowo, ale zasugerować, jeśli jest, są to ludzie otwarci, albo też są ludzie, którzy nie chcą tego słyszeć i ja wtedy będę źle odebrana, więc czasem jesteśmy obydwoje pod ścianą. Rodzic bo jest pod ścianą i nie wie, że może iść dalej, bo to jest jego ściana i ten kłopot, a ja nic nie mogę zrobić z dorosłym, ja pracuję z dzieckiem. Zatem nie zamieniam się z terapeutą, ale jako człowiek, matka, nauczyciel wiem, jakie są narzędzia. Bo też muszę tu powiedzieć, że podczas mojej pracy wieloletniej na początku było mi dużo łatwiej. Dam tu taki przykład. W mojej szkole miałam takie zajęcia z wychowania przedszkolnego, w którym była mowa o wszach, owsikach. Ja przyszłam do pracy i okazuje się, że muszę to poruszyć. Ja wiedziałam, jak rozmawiać, a moje koleżanki, które skończyły inną uczelnię, nie miały takiej sposobności i były na to niegotowe. Jak komunikować się z rodzicem? Bo oczywiście mogę też obalić mity. Wszy za czasów dawnych to było ubóstwo. Dzieci brudne, dzieci złych rodzin, kłopoty materialne. Dzisiaj powiem. Wszy dzieci mają czyste z dobrych domów, bo są słabo odporne, bo się pocą, bo są w skupisku przedszkolnym. Dzieci wyjeżdżają gdzieś. Wsza może być na materacu, może przeskoczyć z głowy na głowę. Nie ten jest problem, żeby powiedzieć, drogi rodzicu są wszy. Ja nie będę miała już problemu. Ale młodzi ludzie, nauczyciele nie są na to gotowi. I to następny temat. Wszy, owsiki. Trzeba rozmawiać jeszcze o chorobach w wieku przedszkolnego. Co się wydarza, rodzic jest przerażony. Ja tu przytoczę jedną rzecz. Były wszy u dziewczynki. Zdarzyła się sytuacja taka, że nie na grupie, bo my mamy tak. My mamy dzieci w grupach na przykład. Od 6.30 do 8.00 jest nauczyciel, który zbiera dzieci różny wiek na takiej zbiorówce porannej. Od 8.00 dzieci idą na swoje grupy. O godzinie tam 14.00 czy 15.00 znowu dzieci łączą się w grupy. Więc jak ja rozmawiam z moim rodzicami w grupie, to muszę im też powiedzieć, że wpływ na ich dzieci mają też dzieci, te które będą w tych zbiorówkach porannych i tych popołudniowych. Bo nie wszyscy odbierają o 13.00 przecież. Niektórzy po podwieczorku, a niektórzy przed zamknięciem przedszkola, bo tak kończą pracę. No i teraz pojawiła się sytuacja zgłoszenia, że w zbiorówce, bo było w kilku, a na grupie nie ma. Muszę też powiedzieć, że w przedszkolach nie ma pielęgniarek. Nie ma tych pań, które mogą sprawdzić. Więc ja się też przez lata wcześniej tego nauczyłam. Więc jeśli mi zależało, żeby były u dziewczynki piękne, długie włosy, to sygnalizowałam rodzicom, że po wakacjach popatrzcie na te włosy dzieciom. Też te dzieci gdzieś były. Przychodzą do przedszkola, więc jak coś przyniosą, no to dostaną to nie wszyscy, bo niektórzy są bardziej odporni, bo się nie pocą, bo nie płaczą. Spadek emocjonalności także wyraża spadek odporności. To dziecko w lęku żyjące też jest jakieś i też może mu się coś przytrafić. Dziewczynka o pięknych włosach. Mówię do mamy, żeby sprawdziła głowę, bo jest sygnał ze zbiorówki. Dziewczynka przychodzi na następny dzień ogolona. Pani robi oczy, a ja do dzisiaj to pamiętam. To było lata temu. W życiu bym nie pomyślała, że mama na takie skróty. Więc co ja dzisiaj? Po tym aspekcie pedagogizuję rodziców. Ja jestem tą ulotką tego szamponu i mówię. Też moja córa miała piękne długie włosy i w szkole się zdarzało. Nie w przedszkolu, ale w szkole. I to jest znowu praca rodzica. Użyj szamponu raz. To nie jest konirc problemu. Pościągaj gnidy. Sprawdź, czy są żywe. Jedna gnida zostaje. Jutro masz ten sam problem. I to nie należy dziecku robić traumy, bo ja już to po prostu pamiętam do dziś. Chłopcy, okej, widziałam, że mieli skrócone włosy, ale dziewczynka o pięknych włosach. I wtedy rodzic pracuje nad tym. Szuka, przecież jest tyle propozycji na YouTubie. Co zrobić, jak są gęste włosy. To jest grzebyk, w nią watę. Przeczesuj każdy włos. To jest praca często do nocy. Ale my robimy coś dobrego. I teraz, jeśli mama nie jest pewna, zostawia, jeśli może, dziecko w domu jeden dzień robi jeszcze raz szamponem. Sprawdza włosy. I przyjmijmy. W trzeci dzień puszcza do przedszkola. A dzisiaj rodzic skróci, obetnie i przeprowadzi jutro do przedszkola. Pytam, czy to jest skończony problem? Nie. A coś w przemocowości? Dużo. Wole mówić rodzicom, z czym się możemy spotkać. I to też na pewno będzie na takich spotkaniach pierwszych. Owsiki. To nie znaczy, że jest w przedszkolu brudno. A rodzic powie, bo brudno. Nie, drodzy państwo. Kiedy powiedzmy ten cały system owsikowy, czyli dziecko, najpierw zgłasza, że swędzi go pupcia. No drogi rodzicu, możesz zrobić badanie kału. Raz, drugi, trzeci. Nic nie wychodzi. Ale nie znaczy, że wyjdzie. Dzisiaj mówią lekarze, że często w tych badaniach kału to nie wychodzi. Że tam jednak to jest pewna specyfika, kiedy zrobić tą kupkę, z jakim odstępie. Są mądrzejsi, którzy to mówią. I teraz drogi rodzic idzie do lekarza, dostaje lek, daje go dziecku i przeprowadza do przedszkola. Drodzy państwo, kiedy dajemy specyfik, nazwy nie będę używać, bo to reklama, to teraz tak. Bierze mama, tata, rodzeństwo i dziecko. I do trzech dni to się wydala przez pot. Zatem pod paznokciami mamy ta jajeczka. Więc dziecko daje mamusi resztę, nie chce zjeść. Mama bierze kanapeczkę do siebie, wkłada do ust. W przedszkolu bierze zabawkę, podaje. On to przekazuje. Dlatego my to nazywamy chorobą wieku przedszkolnego. To nie znaczy, że dziecko było brudne pod paznokciami, ocieka, nie jest myte. Nie, to nie o to chodzi. To się przekazuje. I teraz mama codziennie zmienia tatusiowi sobie rodzeństwu dziecku majtusie. Przez trzy dni bierze, chce je wyrzucić, bo ja też się z tym spotkałam, że mama wyrzuca, nakłada nowe. Inna mama, stara technika, wygotuje pościel przez trzy dni. Poszewkę, prześcieradło, rzeczy, koszulka, piżamka, majtusie, to co miała w przedszkolu. I przez trzy dni daje całkowicie świeże. Za mojej kadencji jeszcze prasowałyśmy żelazkiem. Dzisiaj głównie chodzi o te rzeczy, żeby je wygotować albo zmienić na nowe. Trzy dni, ale robi to też mama, tata, rodzeństwo i dziecko. Obiecuję, że temat się skończy. I co mówią jeszcze lekarze? Po dwóch tygodniach, jeszcze raz ten specyfik, zażywa cała rodzina. Więc fajnie jak rodzice wiedzą, bo później tworząc swoją grupę przedszkolną, komunikują się. Zauważyłam. Rodzic, okej, sprawdzamy naszych pozostałych. Nie ma problemu.
Myślę sobie, że chodzi też o to, że to stereotypowe patrzenie. Tak jak pani powiedziała, że na przykład kojarzy się z brudem, z brakiem higieny, z patologią. Rodzice boją się po prostu takiego naznaczenia, że ktoś sobie o nich pomyśli, więc nie wychodzą z tą informacją. A ta informacja może pomóc całej reszcie też.
Tak, albo ją przegapiają. No bo co, jeśli rodzic odbiera późno dziecko z przedszkola, robi szybkie zakupy, do domu przychodzi, podaje dziecku kolację i w sumie chciałoby go wykąpać. I dziecko idzie spać. To kiedy popatrzyła na te włosy? Myślę, że może czyszcząc rano albo dając dziecku, żeby się… albo to się dzieje wszystko szybko. No jesteśmy ludźmi, wiemy, że się spieszymy, że nie ma na to i na tamto czasu. A piękne dzieci mają włosy. A te małe często rosną z tymi włosami. I ktoś mówi, boże, takie piękna pani też ma przepiękne włosy. I też trzeba było o nie zadbać. To taki jest wiek. Ale jak rodzic jest w niewiedzy, to jak mam ich tyle lat, to on w tej wiedzy będzie większy. I potem co słyszę po sześciu latach, czy po ośmiu, dziesięciu, czyli rodzic wraca i mówi Pani Agnieszko, w przedszkole to było coś, a w szkole to są inne zasady. Czyli my łuskamy w tych dzieciach. A on pięknie śpiewa, a ten pięknie maluje, a ten tańczy. Tym tanecznym możemy rozruszać także mowę. Uwielbiam tańczyć z grupą. Jak robimy coś, to układy ćwiczymy. One się stają odważniejsze. Jedziemy do domu seniora, jedziemy na występ na rynek, czy do forum w Gliwicach, bo ja jestem z Gliwic. Więc występują, pokazują się. To nie po to tam idę, żeby ich przestraszyć tłumem, tylko ja ich bodźcuję czymś nowym. Jak sobie poradziłeś w tym nowym? Może mój świetnie tańczący jeden z chłopaków albo z dziewczynek, pięknie tańcząca, zaniemówiła. Ale była. Przetrwała. Zeszła. Może coś na końcu się wydarzyło. Chociaż ja to tak przeżywam, że ja przyznaję, że tylko jeśli rodzice to sfilmują, to ja gdzieś później, po czasie oglądam i mówię o rany. Bo ja patrząc na nich w ogóle nie uczestniczę jak widz. Ja jestem właśnie tych ich przestraszeniem. Ja także jestem w takim zatrzymaniu. Bardzo też oczywiście chcę, żeby się wszystko udało, ale je bodźcuję. Jak zdradzę, że na Dzień Kucharza poszłam do restauracji z dziećmi na obiad. Rodzice zafundowali obiad dzieciom, chociaż płacą w przedszkolu za to. Oczywiście wyszliśmy ładnie przed to, czyli dzieci były na obiedzie. To było tylko drugie danie wybrane przez rodziców, bo były trzy propozycje, żeby oczywiście wszyscy zjedli, a to co było na obiad dostaliśmy na podwieczorek. Czyli wilk syty, owca cały. Ale oni poznali pracę kucharza. Zostali wpuszczeni do środka. Nie liczyłam na to. Ja liczyłam na to, że usiądą, że dostaną tą materiałową serwetkę, że wiedzą, że mają sobie ją położyć, że usiąść, że kelnerzy wnoszą. To było takie. I to jest dla mnie sukces, bo on może nigdy jeszcze nie był z rodzicami w restauracji. Może nie był nigdy jeszcze na przejażdżce autobusem, bo jest tylko w samochodzie zawsze. Może nie wiem, nie jechał nigdy jeszcze pociągiem, a ze starszym planuje, że pojedziemy pociągiem. Czyli ja chcę im pokazać świat od tej strony, gdzie rodzic jeszcze tupta za mną, bo ma coś innego jeszcze w głowie. Ale już dziecko będzie mogło, albo mam taki dzień życzenia. Ale nie chodzi o to, że mam życzenie tato, mamo, kupcie mi to. Tylko jakie ma życzenie? Chcę z wami iść na spacer, albo chcę iść do kina. Ja teraz jestem w przedszkolu integracyjnym, więc nas jest dwie. Ale miałam dzieci właśnie, które obawiały się. To znaczy dzieci z aspergerem czy z autyzmem różnie reagują w sytuacjach nowych. I jeśli państwo wiecie, jak to wygląda, mogą krzyczeć, mogą płakać, mogą się wycofać. Może się wszystko dziać. I rodzic, który ma dziecko cały czas w domu, zazwyczaj jest na takiej, ja bym to powiedziała, często spalonej pozycji. Bo dziecko tą granicę przesuwa. Dzieci zdrowe także dobrze nas czytają, wiedzą, że o jeden głośniejszy krzyk. Ja załatwiłem sprawę. Oni się nas uczą, czyli wojny są wygrane. Ja zawsze mówię do rodziców, ale bitwa może być wygrana przez was. Bo to jest tak. My się uczymy siebie nawzajem, ale dziecko uczy się nas czytać, odkąd nas usłyszało, dobrze zobaczyło, raczkowało. Wszystko wie o nas. Tutaj nic nie zataimy. I to jest piękne, że jeśli dochodzi do takiej sytuacji jak ja w przedszkolu, czyli siadam z dziećmi, mówię słuchajcie, w piątek jedziemy do kina, a już w poniedziałek o tym rozmawiam. Co nas czeka? I opowiadam im krok po kroku. W następny dzień przypominam, żebyście pamiętali, jak wstaniecie popatrzcie przez okno, jaka jest pogoda, żebyście byli ubrani odpowiednio do pogody, bo rodzic mógł nie spojrzeć przez okno. A dziecko mamo, ale te chmury, bo pani Agnieszka powiedziała, to jest wtorek. W środę coś jeszcze, w czwartek mówię im o BHP. Jak będzie wyglądało, wejście do busa, wyjście, jak siedzimy, jak się pasy zapina. Czyli ja naprawdę krok po kroku opisuję, aż dotrę do tego kina i sprawdza się wszystko to, co ja powiedziałam. Okazuje się, że dziecko przejrzało całą bajkę. Może się kręciło, ale nie było krzyku, spazmów. I mama, Pani Agnieszko, jak pani to zrobiła? Pewne dzieci potrzebują takich wcześniej opowiedzianych sytuacji, żeby te sytuacje ich potem nie przerosły. Tylko tyle. Bo jeśli ja powiem i mówię, macie pytania? Chociaż mogłabym się nie spodziewać, bo mógł jeszcze nie być w kinie. Ale ktoś był z dziadkami, a ktoś był w wakacje. No to jak tam jest? A są krzesła. A co robimy? A siadamy. A te krzesła się tak bujają, bo moje nóżki dygały. Tak, to będą takie. Ale jak siedzicie, to to krzesło się nie rusza. Jak zdajesz, to się zamyka. Ja to opowiadam. Ja z przedszkolakami idę do teatru. Co widzę, robi szkoła. Bierze plecaki, w plecakach chrupki, chipsy, ciasteczka, sztuka się toczy. Oni szeleszczą, a moje przedszkolaki siedzą, buzia otwarta i oglądają sztukę. Więc co się wydarzyło? W przedszkolu my wprowadzamy, nawet ubieramy się tak odświętnie do teatru. Ja wprowadzam, ja staram się ich zaczarować sytuacjami, bo o to chodzi, żeby oni w niej przetrwali, żeby to był ich sukces, że za im gratuluję, że się udało. Ja nie użyłam żadnych złotego środka. Ja nie mam czarodziejskiej różdżki. Ja też czasem przegrywam, bo my nie jesteśmy wróżkami, że ja mogę wszystko. Ja też w jakiś ten dzień jestem jakaś. Ale jeśli ja wiem, że ktoś potrzebuje więcej opowieści o tym, co go czeka, to czemu nie? Jeśli ja mogę pokazać wcześniej film, co to jest kurtyna w tym teatrze, że to jest inaczej, co to jest kasa, ich wprowadzam, a potem ich tam zabieram, to na pewno zrobiłam dużo więcej niż rodzic, który mówi, idziemy dzisiaj do kina, ale nigdy wcześniej nie wiedziało dziecko, co to kino.
Myślę, że dzieci mają ogromną wyobraźnię i są w stanie dużo sobie wyobrazić i zwizualizować. Duża ilość rzeczy może ich też przerazić, jeżeli nie wiedzą, na co idą i z czym to się je, więc z przygotowaniem myślę, że dużo lepiej to zniosą, tak jak Pani mówi. Cały czas o tym myślę, jak dużo Pani robi, jak dużo robią Pani pracujące w przedszkolach, ale czy zdarzają się rodzice, którzy tak przewrotnie zapytam, uważają, że powinno się robić więcej? To znaczy, że na przykład dziecko to powinno więcej umieć, na przykład lepiej recytować, najlepiej to Szekspira albo co innego. Czy są tacy?
Może tak dalece nie. Myślę, że tu Pani jest w połowie dobrym zadaniu pytaniu, czyli taka połowa drogi, czyli rodzic pyta, co jeszcze dziecko robi w przedszkolu? Bo mamy język angielski, bo mamy rytmikę, bo mamy na przykład propozycje spotkania z piłką i to przychodzą Panowie, którzy ćwiczą, bo chcą też zachęcić po godzinach, bo widzą potencjał w chłopcach i w dziewczynkach. Może być coś tanecznego. To rodzic pyta, co jeszcze placówka może proponować? Myślę, że tu w przedszkolach prywatnych, jak moje koleżanki także pracowały i pracują w przedszkolach prywatnych, czasami się w ten sposób, ale to też jest inna kwota, którą rodzic wpłaca do przedszkola i one wtedy mają wachlarz propozycji. No to w przedszkolach państwowych, to ja jestem wachlarzem. W propozycji mamy rytmikę. Teraz miałam przez cały rok zabawy z piłką nożną i to dziewczynki i chłopcy i były ćwiczenia i było jak przyjąć, jak kopnąć. Widać było, jak to też świetnie pracuje, bo to jest motoryka duża. Drodzy Państwo, to jest prawda, że jeśli my rzucamy piłką, łapiemy piłką, to my potem lepiej będziemy w sześciolatkach siedzieć, bo nasz korpus, ten musi być bardzo mocny. Dlaczego zwracam uwagę na to, jak siedzą, jedzą śniadanie, obiad, podwieczorek? Bo to jest ten korpus, czyli daje im dużo ruchów, wzmacniamy to, więc w domu nie może być jedzenie leżąc, że mama karmi albo ja patrzę w telewizor i jem, bo ja widzę przez tą pozycję dziecko ucieka rękami, nogami, a jak dziecko ma dobry korpus, jest ta praca, czyli motoryka duża, to mała motoryka to jest potem tak. I potem ołówek, można zapoznać z piórem, z kleksem, co się robi w pierwszej klasie i właśnie znowu robię coś wcześniej, żeby nie było przerażone później. Co do rodziców i tego pytania, ja się nie spotkałam, żeby rodzic ode mnie wymagał więcej. Zazwyczaj słyszę opinie, że jestem tak żywotna i to dziecko tyle rzeczy i to jeszcze, i to jeszcze, że myślę, że ich zaspakajam, że dużo się dzieje. W moim przedszkolu i w ogóle w przedszkolach my pracujemy, drodzy Państwo, mamy jakieś plany, czyli na tych planach, przewodnikach możemy wziąć, korzystać z wydawnictwa, możemy z samym innowatorstwo stworzyć swój projekt działania. Więc jeśli ja wybieram na przykład ja wydawnictwo do danej grupy wiekowej, to ja jeszcze muszę spojrzeć w kalendarz miesiąca na przykład wrześniu i we wrześniu mam jeszcze święto takie, dzień taki i ja jeszcze robię atrakcje. Na wewnętrznej swojej grupie albo w komunikacie z innymi grupami. No na przykład jest dzień jesieni, dzieci są pięknie ubrane, idziemy szukać pani jesieni, wychodzą wszystkie grupy, prowadzi grupa starsza. Młodsza jest tam zaopiekowana i wszyscy robimy paradę albo happening. Dzień ziemi, zbieranie śmieci na swoim poletku, ale dostają rękawiczki, jest worek, zbieramy papierki, wiemy gdzie one powinny trafić, a nie trafiły, że rozdzielamy śmieci. Drodzy Państwo, tematyka jest na cały tydzień, ale to co się rodzi w głowie nauczyciela, wychowawcy i nauczycieli, którzy wspomagają albo tych, którzy nas zmieniają po południu, to nie jest tylko zabawa. Ja nie tylko się bawię. Ja bawię się, ale poprzez zabawę wdrażam coś wartościowego. Uczę poprzez zabawę, także to jest taka wymiana, bo nie jest to jak szkoła, tak, tak, tak, tak. Ja jeśli mam mówić o kosmosie i cały tydzień jest o kosmosie, będzie o planetach, będzie o gwiazdach, o księżycu, a w ogóle o tym, że Ziemia była kiedyś widziana jako płaska, ale kto ją zauważył, że jest okrągłą? I jest o Koperniku jeden dzień, więc się przebieram za jakiegoś tego Kopernika i próbuję ich wprowadzić w tę historię. Rodzice nie mają na to czasu, a ja, żeby o czymś powiedzieć, muszę to obrać. To jest jak sztuka, więc w przedszkolu dzieje się dużo. Ja mam dobre skojarzenia, ja widzę moje koleżanki jak pracują, ja jak mówię zmieniłam placówkę po 30 latach, wyszła we mnie taka odwaga, bo byłam w placówce, do której miałam 5 minut, ale byłam w niej, bo były też moje dzieci. Potem, bo szkoła jest blisko, to ja pracowałam blisko. Potem moje dzieci się uczyły, odeszły na studia i zadałam sobie pytanie, czy chcę dalej, a może ja jeszcze jestem do innych celów, albo może coś innego, ale zmieniłam na placówkę integracyjną, do której trafiłam i pani dyrektor powiedziała pani Agnieszko, z takim stażem to ja panią potrzebuję. Myślałam, dam sobie jeszcze rok. Może nie wyglądam, ale ja już pracuję 32 lata, czyli 20 lat przy tablicy było dawno temu, tak zwane do emerytury. Ale ja, jak kończyłam liceum 6-letnie pedagogiczne, to ja już byłam w pracy, bo oni już potrzebowali wymienić nas na kadrę nauczycieli, którzy nie skończyli średniego, ale kochali to co robią. Mieli 5-letnie technikum i my z 6-letnich pedagogicznych szliśmy do pracy i studiowaliśmy. Robiliśmy studia zaoczne, licencjaty, albo łączyliśmy w całość i było 5-letnie albo 3 i 2. Drodzy Państwo, ja po 6-letnim pedagogicznym, czyli 4 lata liceum pedagogicznego, 2 lata studium, poszłam do pracy i zaczęłam studia. Znowu 3 i 2, czyli zrobiłam dużo więcej. Nikt jeszcze też o tym nie przypomina, że my robimy stopnie awansu. Ja nie mogę sobie być jakimś tam nauczycielem, czyli dzieci przychodzą, a ja siedzę tylko po to, żeby sobie nie nabiły guza. Dlatego, że mój stopień awansu, tak jak był wcześniej, tylko mianowany i dyplomowany. To była już wysoka półka, że zdobyłam. To jest przez 2 lata 9 miesięcy, tu prawie przez 3 lata zbierałam wszystkie nowatorskie zachowania, pomysły, co bym mogła zrobić z grupą. Musiałam robić zdjęcia, opisać. To była taka księga. Potem było mianowanie dyplomowane, a potem znowu stopień awansu wymyślono, żeby był kontraktowy, czyli był stażysta, kontraktowy, mianowany i wydłuża się im ten czas. Czyli my ciągle musimy udowadniać, że jesteśmy na dobrym miejscu, że jesteśmy tacy nauczyciele, powtarzam, nie opiekunki, nauczyciele. Ciągle wymaga się od nas, że powinniśmy się dokształcać, jeszcze pójść w inną sferę, a właśnie może tej psychologii, a może logopedii, a może jeszcze czegoś. Warsztaty, szkolenia, konferencje, uczestniczyć, uczestniczyć. Poznajemy też świetne nowe pomysły. Pracy chociaż plastycznej, bo mógłby ktoś powiedzieć, że ja szablonowo działam. Nie działam, ale może ktoś tak. Pozna jakąś nową technikę i też chce w to pójść, czyli inny materiał pracy, jeszcze inne tworzywo. Ale jak to dać dzieciom do ręki? No trzeba to poznać, trzeba tam być, trzeba za to zapłacić. Więc wydaje mi się, że ja przez całą swoją pracę ciągle się uczę i w tym zawodzie zaskoczy nas wszystko. Właśnie mogę powiedzieć, że przez tyle lat pracy, jakie są dzieci dzisiejsze, że bardziej rozedrgane, że więcej potrzebują czasu. Dzieci kiedyś wcześniej to były takie dzieci, bym powiedziała takie zadaniowe, rodzic był taki bardziej otwarty. Jak trzeba było coś zrobić? Panie Agnieszko, idę, zrobię. Oczywiście, ja chcę też jak najlepiej. Dzisiaj mam rodziców też rozedrganych, jak te dzieci. Nie stawia się pewnych pytań. Wszystko jest jakieś trudniejsze, bo jakoś się z nimi o tym nie rozmawiało. I teraz mogą trafić na nauczyciela takiego samego jak rodzic, zamkniętego. Ale ja myślę, że wszyscy nauczyciele wychowania przedszkolnego są tacy jak ja. Oni mają power, chęć, że mają pomysły, że im się chce, bo to widzę jak się dzieje w przedszkolach. To jest ciągła, niepowtarzalna się nowa opowieść. I tak bym to zamknęła temat przedszkola. I czy to będzie w trzylatku, gdzie dajemy wszystko. Najpierw bym powiedziała dużo serca, cierpliwości. Tego, czego jak mamy dzieci prywatne nie mamy czasu. Ja też bym chciała coś szybciej. Ale tak jest, że moja praca na tym polega.
Pani Agnieszko, mówimy cały czas o nauczycielach i o tym, że to są tak wykształcone osoby. Ale czy jest różnica pomiędzy przedszkolem prywatnym i państwowym?
Powiem tak. Nigdy nie pracowałam w prywatnym. Pracowały moje koleżanki, które ze mną studiowały. I tak się trafiło, że dostały pracę. Bardzo chciały później uciekać. Rokrocznie czekały, żeby dojść do przedszkola państwowego. I co usłyszałam wtedy? Wtedy usłyszałam, że one pracują bardzo długo. Czyli ja na przykład miałam swoją grupę. Pracujemy cztery i pół, pięć godzin na grupie, pięć i pół. Zastępstwa dochodzą do jakichś tam ośmiu godzin. Siedmiu, ośmiu, a nawet i więcej. Jak kogoś zastępujemy, kończę godziny pracy, przychodzi nauczyciel kolejny, wychowawca skończył swoje. To one były na grupie dłużej. Jeszcze co wtedy usłyszałam, że mojej koleżanki mówiły Agnieszka, ja mam nie dwudziestkę, ja mam trzydziestkę, trzydziestkę piątkę i różny wiek. Czyli to całe dziecko od pampersa do dziecka sześcioletniego. Też tak bywało. Ale mówię o czasach, w których kończyłam studia, poszłam do przedszkola i jeszcze spotykałam się z koleżankami. Wymieniałyśmy spostrzeżenia. One też próbowały dowiedzieć się, czy gdzieś jest etat. Dzisiaj muszę powiedzieć, że będzie wielkie bum, bo my za chwilę odejdziemy, a nie ma nowych, którzy chcą wejść na nasze miejsce. Ja dzisiaj pracuję w przedszkolu i w przedszkolach. Jest nauczyciel, który może odejść na emeryturę, jeszcze zostaje, bo jest potrzebny, bo nie ma młodych ludzi. Ja myślę, że tak dwa, trzy, cztery lata i będą przedszkola, a z kadrą będzie problem. Już dzisiaj mamy tak zwane nadgodziny stałe, bo brakuje fizycznie jednej, dwie, trzy. Nauczyciele pracują po osiem godzin. Nikt sobie nie zadaje tych właśnie pytań, ale nie o tym dzisiaj. Fakt faktem, na dzisiaj nie byłam w żadnym prywatnym przedszkolu. Słyszę tylko, że rodzic, który nie dostał się do przedszkola państwowego, znalazł prywatny. I mówi, przeczekam w nim rok, otworzy się system, od razu chcę do tego i tego. Może trzy typy dać, pierwszego typu, drugiego i trzeciego. I czeka ten rok i płaci. Ja słyszałam o tym, że mamusia jest w ciąży i już gdzieś w którymś przedszkolu prywatnym sobie, albo społecznym, tak jak są szkoły społeczne, już miejsce sobie zaklepała. Słyszę czasem o tych innych bolączkach w większych miastach, jak Warszawa. Ja też słucham podcastu o mamach, które jakoś rodziły. Inaczej w mieście, inaczej w mniejszym, inaczej ze szkołą, z przedszkolem, ze żłobkiem. Ja to słyszę. Natomiast w moich Gliwicach dostają się wszystkie dzieci. Oczywiście, że rodzic bardzo by chciał do tego, który jest w pierwszym typie. A różnie to bywa, bo przedszkole ma mało grup, zmieści się tyle ile się zmieści. I wtedy albo daje do prywatnego, albo korzysta z tego drugiego wyboru, albo z trzeciego i wtedy dalej musi dowieźć. Bo każdy chce mieć taki komfort, prawie wyjść z domu, odprowadzić. Ale niektórzy już teraz dojeżdżają z innych miejsc do przedszkola i to dziecko jest przywożone, odbierane. No i takie życie w samochodzie. Właśnie nie ma tego czasu na spacer. A jak jesteśmy koło domu, to ja zrobię zakupy po drodze, a dziecko mi przy okazji poopowiada o przedszkolu. No jest ten czas. W samochodzie równie można by było. Myślę, że niektórzy pytają, ale w samochodzie jest uwaga na ulicę. Może dziecko coś mówi, a może milczy, bo czeka na dobry moment. I tu się coś przegapia. Ja jako mama to uważam, że wszystko powinno być tak w miarę blisko. Mama patrzy na to, gdzie przychodnia. Ja powinnam wiedzieć, gdzie jest szpital, przedszkole i szkoła w przyszłości. No bo to jest taki pogląd na to, co mogę mu zaproponować.
A co pani sądzi o zmianie przedszkola? Czy to jest dobre dla dziecka, jeżeli zaaklimatyzowała się już w jakiejś placówce i np. musi ją zmienić?
Też świetne pytanie, bo sama się teraz z tym borykam. W placówce, w której jestem, dzieje się tak, że mając grupę mieszaną i np. byłam w 3-4 latkach, przechodząc do 4 latków, 4-5, zostawiam odchowane moje dzieci, które są właśnie grudniowe, sierpniowe i one się cofają do grupy, gdzie będzie inna pani. I znowu mam grupę 4-5 i teraz przechodzę do 6 latków, a te młodsze 5 latki, które nie będą mieć pełnych 5, zostają w grupie. I jakby naocznie co roku jest smutek. I co ja znowu mówię rodzicom wcześniej? Bo oni tak ufają. Pani Agnieszko, pani im powie, ja się tak boję. Może pani chociaż zasugerować, ja tak spróbuję, ale tak jakby koło tematu. No i jedni sobie radzą lepiej, inni gorzej, ale to jest współpraca. Czyli ja mówię tak, pani, jeśli pani czyta książeczkę, w której się pojawia jakiś kryzys przedszkolny, bo jest w temacie, to pani jak skończy czytać, mówi tak wiesz co? I zaczyna się ta historia opowiadania. Nie mówić już, że on jutro zmienia, bo to musi być ten czas, czyli znowu mamy czas. Wiesz co? Masz latek teraz cztery, a jesteś z panią Agnieszką w grupie i ona ma 4-5 latki. Okazuje się, że starsze dzieci przechodzą dalej, a młodsze zostają, ale będą wielkim wsparciem dla tej pani z tymi młodszymi dziećmi, bo ty już wszystko potrafisz, czyli sugerujemy te zalety. Oczywiście będziemy się widzieć na korytarzu, ja zawsze te dzieci zawołam po imieniu, pogłaszczę, zapytam jak było. Tu jest jeszcze ważny aspekt, nie mówimy o tym w czerwcu, bo my pracujemy wakacje, czyli mamy na to cały miesiąc, bo w jednym miesiącu jest w moim przedszkolu, a w drugim musi iść do obcego, bo ja mam urlop moje przedszkole jest zamknięte. To jest świetna lekcja na nowe, bo wtedy ono idzie, bo musi, bo przedszkola jest zamknięta i on to bierze. Jak rodzic o tym mówi dziecku, to jakoś ono to bierze pod uwagę. Pani Agnieszka odpoczywa, inne panie wyjeżdżają, kuchnia nie pracuje, jest zamknięta na klucz, no to mama idzie do pracy i tata, to ja idę do innego, poznaję inną panią. Wykorzystajmy ten czas. Jeśli ja w tamtym roku pracowałam w sierpniu, a dziecko w lipcu było w innym przedszkolu, to jak przyszło do mnie, to ja zaczęłam i to jest dziecko z mojej głowy, które zostaje, to ja już próbuję. Z niektórymi dziećmi będziemy się musieli rozstać, więc ten lipiec czy ten sierpień jest dla nas najważniejszy, wykorzystajmy go najlepiej jak potrafimy. I wtedy też mogę przy następnej opowieści powiedzieć, że dzieci młodsze idą do sali młodszej, to nie znaczy, że to jest kara. To też dziecko może różnie odczytać, właśnie tak przemocowo. Coś zrobiłem? To nie jest kara. Tak działa system. Jeśli system zobaczy, że u mnie jest jedno miejsce, to mi wrzuci dziecko nowe, które jest starsze, bo miałam jedno miejsce, a jedno mi zabierze i muszę oddać. A ja też równie chciałabym mieć ten twór grupy, który już świetnie pracuje, ja już tyle wniosłam. Okazuje się, że ja też dostaję kogoś nowego, który np. nigdy nie był w przedszkolu. Jest taka grupa ustawiona, przyjdzie taka trójka, czwórka nowych dzieci i jest nowe. Znowu wyzwanie, znowu lekcja, ale oni się świetnie uczą przez obserwacje pozostałych. No bo widzą, co się dzieje, że one nie płaczą, że rozmawiają, że się komunikujemy. I myślę, że to znowu jest ta współpraca, bo moi rodzice też uronią łezkę. Mi też jest przykro, jak to im przekazuję, rodzic musi wypracować. Mówię, nie mówmy o emocjach, nie mówmy o tym dziecku, kiedy pani jest w emocjach. Mama już by chciała, to mam dzisiaj powiedzieć? Nie. Mamy miesiąc, potem w innym przedszkolu. Ale ja się z nimi na pewno tak pożegnam, że będą wiedziały. Czyli znowu tak jak z tym kinem, jak z teatrem. Wszystko opowiadam wcześniej. Nie jest wytykanie jakimś palcami. Dzieci wszystkie słuchają, więc nie są lepsze i gorsze, tylko starsze i młodsze. No i to też spada na nas. I też trzeba o tym rozmawiać.
Pani Agnieszko, już tak na koniec ostatnie pytanie. Trochę przewrotnie do całej naszej rozmowy, bo mówiłyśmy o zaletach. Ale chciałabym zapytać, na co powinien zwrócić uwagę rodzic, który już ma dziecko w przedszkolu? No właśnie. I teraz myślę, jak zadać to pytanie. Bo chodzi mi o to, na co zwrócić uwagę, czy wszystko jest w porządku, czy coś się tam dzieje np. niedobrego. Może np. nie robią takich zadań, jak właśnie pani w pani przedszkolu. Tylko trochę bardziej podchodzą, no właśnie z większym luzem, albo np. nie prowadzą tych zajęć tak starannie. I teraz na co rodzic powinien zwrócić uwagę? Czy np. sygnałem będzie to, że dziecko nie robi jakichś postępów, nie mówi o nowych rzeczach?
No mocne pytanie na koniec. Myślę, że w połowie bym odpowiedziała ja jako mama. Ja zawsze byłam za moimi dziećmi. Jeśli moja córka powiedziała coś, co się dzieje w szkole. Bo w przedszkolu jednak byłam na tym terenie, to ja jednak wszystko wiem. Ale jeśli dziecko mówi do rodzica coś jest nie tak, czuje się źle, bo ta pani coś, albo te dzieci coś, to my jesteśmy od tego, żeby stanąć ręka w rękę ze swoim dzieckiem. Co robimy? Pytamy. Jako nauczyciel powiem tylko, że nie poszłabym, że dziecko jest moją zbroją. On powiedział, tylko umawiamy się na konsultacje, bo to są tak. Emocje mama ma. Dowiedziała się o czymś, aby już kilkukrotnie dziecko zgłaszało. I ja nie chcę być tą, która nie zauważyłam. I ja nie chcę być tą, która zmniejsza. A wiesz, tobie się wydawało. A tak przecież nie może. A nie sam to wymyśliłeś? To są nasze lęki, że się boimy, bo musimy się stawić do odpowiedzi. Więc drogi rodzicu, na początku wierzysz dziecku, umawiasz się na konsultacje i rozmawiasz z wychowawcą, że słyszę od mojego dziecka, że widzę to. Na przykład minęło pół roku i zaczyna się to dziać. Dziecko się może moczyć, dziecko może mieć majaki senne, może wykrzykiwać coś. Tego nie było. Jest jakaś emocjonalność. Albo nie chce, nie lubi tego kolegi przy stoliku. Przecież mamy jeszcze inne stoliki, możemy przesadzić, możemy po tym pogadać o emocjach. Przyznaję, że ja jestem z moją grupą non stop. Ale ja jestem jedna, ich dużo. I mogę przeoczyć, że ktoś komuś coś powiedział. Przy mnie dzieci się nie biją, żeby nie było. Czasem rodzic mówi tak, a on cały czas jest zaczepiany przez tego i tamtego. A pani coś z tym robi? A ja mówię, ja tego nie widzę. Ale co ja widzę? Jak magnesują ze sobą te dwie orbity. Bardzo się chcą ze sobą bawić, ale walczą, nie komunikują się, nie opowiadają, więc później jest ta emocja. Nie chcą podzielić się na role. Ja chcę być ważniejszy. I następuje scysja. Jak przekaże to rodzicowi i rodzic przyjdzie ze mną rozmawiać, to ja powiem widziałam i powiem co widziałam, bo ja chcę być w szczerości, bo chcemy pomóc, bo ja chcę, żeby było dobrze. A rodzic ze mną porozmawiał i widzi jak ten obraz, bo najpierw miał połowę przestraszonego swojego syna czy córkę. A teraz jest ta połowa, którą ja mówię, wie pani co, ja nie widzę żadnych zgrzytów. Natomiast widzę, że walczą o swoją przewagę. Rozdzielam ich i mówię proszę zmieńcie kolegów, koleżanki macie jeszcze do wyboru. Nie wracajcie do siebie, bo jeszcze nie umiecie. Ja to im mówię. I wtedy rozmawiamy i mówię co robimy. Ja mówię no to działajmy tak. Pani teraz wraca i mówi dobrze, Pani Agnieszka już usłyszała. Zobaczmy co się wydarzy przez następne dni. Czyli ja mam znowu czas, żeby rano zebrać grupę i ze szczerością, oczywiście nie wytykając, tylko mówię moi drodzy, jak się czujecie w grupie? Nic nie mówię. Można wybrać piłeczki czerwone, zielone, pomarańczowe. Jaką masz dzisiaj emocje? Większość zielone, a ty masz czerwoną. A to znaczy dzisiaj, że twoja buzia jest smutna, to o coś chodzi. Tak, bo ja… i zaczyna się jakaś historia, która jest historią o kolejce do toalety, że on zawsze stoi przy tym koledze, przy dyżurnym, a ja też bym chciała stanąć jako drugi. To są takie walki. To nie są walki rycerskie. To nie są na być albo nie być, ale to dla nich jest walka o coś. Albo przy stoliku mnie kopie. Albo, co się zdarzyło, dziewczynka powiedziała do dziewczynki, nie powtórzę, ale takie określenie, które by powiedziało, no mogłaby się jej wystraszyć. Co ona by mogła jej zrobić. No wszyscy są z jakichś domów. Jakoś sobie, wszyscy w tych domach radzą z trudnymi sytuacjami. A ja, nie wszystko co ktoś komuś tam do ucha, ale jak przyjdzie rodzic i powie szybko, nie będzie czekał, nie będzie się tego wstydził, a nie machnie ręką, a nie uwierzy dziecku. Ma uwierzyć. Ja uważam, że to jest lepsze. Bo jeśli ja widzę te utarczki. To ja powiem wiekowo, trzylatek bawi się sam, ale już zaczyna obok siebie. Czterolatki, rodzic mówi, czemu się jeszcze nie bawi? Proszę panią, bawi się, ale obok. Bo tak jest według wieku. Kolega się bawi, koleżanka się bawi, ale są już obok, ale jeszcze nie ma tej interakcji. Te interakcje mogą mieć dzieci po żłobku, bo one szybciej wypowiadają, mówią, w ogóle rozumieją, co to jest ta cała komunikacja. To wszystko potrzebuje czasu. I teraz, jeśli ja widzę takiego pięciolatka, który jest charakterny, jest w nim potencjał, jest siła, ale on nie wie, że tę siłę mógłby wykorzystać na bieganiu, tylko właśnie na tej swawoli i utarczkach, to ja powiem rodzicowi, taki jest wiek. On wyznacza swoje granice. Jeśli ja mu nie pozwolę wyznaczać granic, to ja znowu go zahamuję i on się cofa. A my mamy stanąć. Czyli ja na przykład, kiedy pięcio, czy sześciolatek przyjdzie i powie, proszę panią, a on mnie popchnął, a on jest tam, a ja tam chciałem być, proszę panią. A ja mówię, ale jak to załatwiłeś? No i do czego wracamy? Albo często dziecko biegnie, drugie biegnie, ono go tak szturchnie. Wie pani, że to jest wielka sprawa? A ten co szturchnął, go nawet nie czuł, bo był w takich emocjach, coś musiał szybko, nawet nie poczuł, bo może jest nieczuły aż tak. Nie wszyscy jesteśmy nadwrażliwcy, ale są tacy wokół nas. Więc ja pytam, powiedziałeś koledze, że cię zabolało? Przecież masz prawo powiedzieć, boli mnie. Masz prawo powiedzieć nie chcę tak. I to będzie się przekładać, że w nich rośnie siła wyznaczania granic, a oni, no my to nazywamy, że ktoś skarży, czyli powtarza. A ja mówię, ale czekaj, ja cię uratuję, ale czy zrobiłeś? Zatrzymałeś się, popatrzyłeś na kolegę, powiedziałeś, ja tak nie chcę? Nie. To idź, spróbuj. A pierwszy co, to dziecko wraca i drugi mówi, przepraszam, przepraszam, przepraszam. Ja mówię, ale to za szybko, przepraszam, czyli co, czułeś, że szturchnąłeś? No nie, ale on cały czas się koło mnie bawi, no to, ja mówię, to ty musisz na siebie popatrzeć. Często dzieci np. idą za dziećmi, drugi odwraca się i już wpada. Czy on co zrobi specjalnie? Nie. On też się zasugerował, tu i teraz szybko coś chcę, a za nim jest drugi człowiek, więc ja wolę, żeby wrócił do sytuacji konfrontacji, porozmawiał. Ja zawsze do dzieci mówię, jak to zrobi trzeci raz, czy drugi i nie będzie rozmawiać, to przychodzisz, ja przyjdę i ci pomogę. Ale nie ma tak, że ktoś komuś rozwali głowę, złamie coś, to się nie dzieje w przedszkolach. My tak często zmieniamy cykle, kiedyś była taka praca jedna, piąta, musiałam być godzinę na dworze, godzinę robiłam muzyczo jakieś tam zajęcia, potem plastyczne, potem ta treść ważna dla dziecka, przez przewodnika, przez cały temat tygodnia, czyli o kosmosie, o poznawaniu Afryki, o Polsce. My mamy każdy tydzień nazwany, każdy miesiąc ma swoją nazwę. Jeśli ja w tych trybach wszystko zmieniam, to ja jestem w różnych miejscach, różne rzeczy robię i oni działają różnie na siebie i się uczą, że przechodząc koło siebie, powiedz przepraszam, nie pchaj się. Bo dzieci mają te stoliczki blisko siebie, a to już jest trud. Ale w ogóle trud powiedzieć przepraszam, czyli w domu nie zwraca się na to uwagi. Mama też może powiedzieć, mnie zabolało, że nadepnąłeś mi.
Czyli komunikacja, komunikacja i u dzieci, u dorosłych. Pani Agnieszko, bardzo dziękuję za rozmowę.
Oj, przeżyłam ją, dziękuję także!