#19 Czy rodziny wielodzietne to patologia? Czyli jakie są najczęstsze stereotypy na ten temat.

GOŚĆ: Teresa Chołys

Rodziny wielodzietne spotykają się często z wieloma uprzedzeniami. Czy faktycznie każda rodzina wielodzietna to patologia? Czy można być szczęśliwym dzieckiem z rodziny wielodzietnej? Zapraszam do obejrzenia odcinka z Teresą Chołys – aktorką oraz absolwentką kreatywnego pisania, która jest jedną z ośmiorga dzieci.

Patronem podcastu jest Platforma Edukacyjna

Podcast do przesłuchania również na Spotify oraz Apple Podcasts:

Sylvia Wilczyńska : Tereska, bardzo się cieszę, że zgodziłaś się przyjść tutaj do studia, bo nie będę ukrywała, że znamy się prywatnie. Jak myślałam o kolejnym odcinku, to pomyślałam, że jesteś idealnym gościem, dlatego że pochodzisz z wielodzietnej rodziny, a myślę, że takich rodzin jest coraz mniej, albo nie tak dużo jak takich rodzin powiedzmy standardowych, czyli z mniejszą ilością dzieci. I pomyślałam, że fajnie by było rzucić jakieś inne światło na ten temat, obalić niektóre mity, które narosły wokół właśnie rodzin wielodzietnych. Powiedz mi proszę, jakie są według ciebie takie mity na temat rodzin wielodzietnych, z którymi ty się gdzieś spotkałaś?

Teresa Chołys: Cześć, też się przywitam. Bardzo mi miło, że mnie zaprosiłaś, to było przesłodkie z twojej strony. Jeżeli chodzi o te mity, myślałam o tym jeszcze wcześniej, bo wspomniałaś o czym będziemy rozmawiać. I zastanawiałam się nad tym, pod tym kątem, czy ja spotkałam się bezpośrednio z takimi mitami, czy może bardziej moi rodzice. Powiem od razu może o tym jednym, który mi przychodzi do głowy. O tym, że rodzina wielodzietna jest bardzo często postrzegana jako rodzina patologiczna. I kiedy o tym pomyślałam i zaczęłam szukać w pamięci, kto kiedyś coś takiego mógł mi powiedzieć, no to nie mogę tego znaleźć, dlatego że raczej nikt wprost nie podejdzie i nie zapyta, czy twoja rodzina jest patologiczna, skoro jest was aż tyle i tak dalej. Więc pomyślałam o tym, że to musiało się skoncentrować bardziej na moich rodzicach. Zapytałam moją mamę, przede wszystkim właśnie o to, jakie ona ma odczucia. I ona mówi, że rzeczywiście spotykała się z takimi opiniami, że jak jest nas tyle, no to dziecioroby, na przykład o mojej mamie tekst, że jest po studiach, a nie wie jak się zabezpieczać. Takie krzywdzące bardzo teksty i moim zdaniem w ogóle chyba nie na miejscu jednak oceniać tak intymne sprawy, bo to jest każdego indywidualna rzecz, czy chce mieć jedno dziecko, dwójkę, może nie chcę mieć żadnego, czy chcę mieć więcej dzieci. Więc kiedy ona mi o tym powiedziała, no to miałam takie właśnie odczucia, że no tak, rzeczywiście bardziej mogło to skupić się na rodzicach. Bo też mieszkamy w niewielkiej miejscowości, więc zawsze jest coś takiego jednak w tych mniejszych miejscowościach, że słychać jakieś tam głosy na temat właśnie samych siebie, że gdzieś ktoś coś skomentował w różny sposób. Często też były to osoby tak naprawdę z rodziny, trochę dalszej, ale też komentowały takie kwestie, jak my sobie poradzimy, jak rodzice sobie poradzą, że moja mama będzie przeciążona i też właśnie głównie się to opierało na tym, na kobiecie. Co z tą kobietą, jak ona podoła. Ale przecież ona ma też męża, więc to może się dzielić zawsze między ich dwoje. To znaczy obowiązki nad dziećmi i to wszystko, więc to było pierwsze, co pomyślałam, że właśnie to jest łączone z patologią, ze stosowaniem jakichś tam używek przez rodziców, przez to, że nie chodzą do pracy, że dzieci są zaniedbane, że są głodne, nie są dobrze ubrane, takie rzeczy. I właśnie mnie nikt osobiście o to nie pytał, jak to u nas wygląda, nikt nie mówił. Ja się z tym stykałam ewentualnie w internecie, gdzieś tam w jakichś komentarzach, jak się czyta czasami na forach różne takie rzeczy, no to faktycznie jest taki pogląd, że jak jest dużo dzieci, no to patola, nie wiedzą w ogóle, jak świadomie zaplanować rodzinę itd. Nie zawsze to musi tak wyglądać, zwłaszcza teraz, bo może kiedyś faktycznie, no nie wiem, może, też nie chcę oceniać, bo znam naszą rodzinę, a nie wszystkie. Może kiedyś faktycznie było tak, że było z tą świadomością może gorzej, ale teraz tym bardziej właśnie jak jest rodzina wielodzietna, myślę, że jest to w pełni świadomy wybór i chęć po prostu, żeby być w takiej rodzinie, żeby było tych dzieci więcej, że może po prostu ktoś tak postrzega rodzinę pełną, że jest ich więcej.

Teresa, cieszę się bardzo, że to mówisz, bo po pierwsze bardzo dobrze, że zwróciłaś uwagę na to, że twoja mama jest osobą wykształconą, więc to nie zawsze tak jest, że osoby, które decydują się na rodzinę wielodzietną, to są osoby, które tylko w tym pokładają nadzieję i swój pomysł na życie, tylko mogą to też być osoby wykształcone i po prostu chcą mieć rodzinę wielodzietną. Tak samo jak możemy wybierać, że nie chcemy mieć dzieci, tak samo powinniśmy mieć możliwość wybierać to, że chcemy mieć ich dużo. Bo nie tylko ten model dwoje rodziców plus dwoje dzieci jest jedynym słusznym, tylko po prostu dajemy ludziom zwyczajnie żyć. I to jest też ten powód, dla którego bardzo mi zależało na tej rozmowie, bo myślę sobie, że tyle mitów obrosło na ten temat. Właśnie też spotkałam się z tym, że to jest patologia albo na przykład ta nieumiejętność zabezpieczenia się albo na przykład to, co jest bardzo krzywdzące, że są jakieś na przykład profity społeczne, że ludzie mają dzieci ze względu na to, że będą mieli pieniądze, ale też kwestia tego, że w tamtych czasach akurat, kiedy ty się rodziłaś, tych profitów nie było I też umówmy się, to nie są takie pieniądze, za które można wykształcić i wychować dzieci, bo wkład włożony w wychowanie dziecka to jest znacznie więcej, zwłaszcza jeżeli tych dzieci ma się dużo. Ja też, i to będzie moje kolejne pytanie, bo ja też patrzę na ten temat z perspektywy tego, że jestem mamą, mamą jednego dziecka, gdzie wiedza na temat wychowania, gdzie ta uwaga na tym dziecku jest tak bardzo skupiona. Powiedz mi, Teresa, bo myślałam jako mama nad tym, czy gdybym miała na przykład więcej dzieci, to czy moje dziecko by tego jakoś bardzo nie odczuło? My jesteśmy też tak bardzo scaleni, że bałabym się, że może ta uwaga gdzieś się rozproszy i powiedz mi, jak ty to czułaś jako dziecko? Chciałabym też powiedzieć dokładnie, jak to u was jest, że was jest ośmioro.

Tak, nas jest ośmioro. Jest czterech chłopaków i cztery dziewczyny, więc jakoś tak idealnie się to rozłożyło. Czy ja czułam się zaopiekowana, tak? O to pytasz? Tak, czułam się zaopiekowana i nie sądzę, żeby brakowało mi ze strony moich rodziców jakiegoś takiego zainteresowania. Myślę, że miałam bardzo dobry kontakt zawsze z moją mamą, z moim tatą. Wiadomo, że każdy rodzic jest inny, jeden jest lepszy w czymś, drugi w czymś innym. Myślę, że na przykład lekcje wolałam odrabiać z tatą, z mamą wolałam zawsze porozmawiać na jakieś takie głębsze tematy, więc to się zawsze jakoś tam dzieliło. Ale też, bo mówisz właśnie o tym zaopiekowaniu się, było nas więcej, to prawda. I czasami można było odczuć, że któreś dziecko jest w danym momencie ważniejsze i to chyba było bardzo zależne od tego w jakim wieku na przykład ja byłam wtedy i jak to czułam, bo jak miałam trzy lata, przyszła na świat moja kolejna siostra. No i jak ona się rodziła, no to czułam wtedy zazdrość o to, że jest teraz ona ważna i tak dalej, ale myślę, że to są takie normalne, dziecięce po prostu emocje, bo chyba każde dziecko jest trochę jednak zazdrosne, jak przychodzi to kolejne na świat, więc to było coś na takiej zasadzie, myślę, że zdrowej, takiej naturalnej. Mama zawsze umiała nas wysłuchać, umiała się nami zająć, tata tak samo, bo tak mówię ciągle o mamie, ale wiadomo, bo mama jednak zawsze tak tym domem najbardziej zarządzała. Ale generalnie obydwoje bardzo umieli się nami zająć. Też to były może trochę inne czasy, no bo ja się urodziłam na koniec lat 90 i wtedy jeszcze było tak, też na początku 2000, 2001, 2003, tak dalej, było tak, że dzieci chyba bardzo umiały się zająć same sobą, więc kiedy ja miałam tyle rodzeństwa dookoła, ja nie potrzebowałam, żeby mama była ze mną non stop. Tylko ja miałam siostry i braci, z którymi się bawiłam, w wakacje zawsze przyjeżdżało nasze kuzynostwo do nas, więc nas na podwórku było naprawdę sporo i każdy miał się z kim bawić i no nie narzekałam nigdy na nudę, nigdy się nie nudziłam. Nie było takich momentów, właśnie dzisiaj o tym myślałam, jak jechałam do ciebie, że ja nigdy się nie nudziłam, nie było czegoś takiego w moim życiu, bo zawsze było coś do zrobienia. Jak byłam dzieckiem, albo to była zabawa, albo czasami jakieś też obowiązki, no i tak jakoś w tym wzrastałam, że zawsze jest co robić, że tak mam do dziś, nie ma czegoś takiego, że się nudzę.

Terska, powiedz mi proszę, bo jest Was ośmioro. Jakie widzisz, znając inne rodziny, nawet niewielodzietne, ale inne rodziny takie, gdzie jest na przykład jeden brat i siostra, czyli jest ich dwoje, albo jest ich troje, chociaż troje to też jest więcej dzieci niż standardowo. Jakie są różnice w relacjach między nimi, a między Tobą a rodzeństwem?

Nie wiem, czy właśnie to jest takie ogólne. Wydaje mi się, że w każdym domu jest inaczej. Ale z mojej perspektywy, nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że tam, gdzie jest mniej rodzeństwa, chyba nie jest tak zacieśniona ta relacja między rodzeństwem. Ale to tak jak właśnie podkreślam, z mojej perspektywy to wygląda. Dlatego, że jak mam kręgi swoich znajomych i tak dalej, często słyszę: kurcze, Tereska, Ty masz taką relację ze swoimi siostrami. I ja wtedy mówię, że chyba każdy ma taką, bo my mamy bardzo, bardzo bliską. My mówimy sobie o wszystkim, siostry w ogóle to jest… Wiadomo, też kocham moich braci bardzo, ale jednak więź kobieca jest jeszcze głębsza, dlatego, że wiadomo, mamy takie swoje tematy, które zawsze będą nas łączyć. I wydaje mi się, że właśnie to jest bardzo głębokie. Ja je nazywam śmiało swoimi przyjaciółkami. A właśnie jak czasami spotykam się z tym, jak moi znajomi, koleżanki mówią o tym, jak to wygląda, kiedy one mają brata, albo mają jedną siostrę, że nie jest to aż takie głębokie, że rozmawiają, owszem, mają fajne wspomnienia z dzieciństwa, że mają o czym rozmawiać, ale że nie jest to na takim poziomie, jak u nas. I dziwią się te osoby, że tak to wygląda, że to może tak wyglądać. I dlatego ja się bardzo cieszę, że właśnie u nas jest tak, jak jest. Tak jak mówię, z siostrami mam po prostu najlepszą relację, jaką mogę mieć, bo są takim pocieszeniem zawsze w złym czasie, a kiedy też za długo się nie widzimy, no to jest taka tęsknota ogromna ze sobą. I z moimi braćmi, których też bardzo kocham, też mam bardzo dobrą relację, tylko, że wiadomo, tutaj to wygląda trochę inaczej, bo to są jednak mężczyźni, więc oni mają takie swoje własne tematy. No trochę się tak czasami dzielimy na takie dwa obozy, ale wszyscy razem ze sobą też bardzo dobrze się dogadujemy. A nawet jeśli czasami jakieś sprzeczki czy kłótnie nastąpią, to też zawsze chcemy dążyć do tego, żeby już było między nami dobrze, żebyśmy już się pogodzili i zapominamy o tym, co złe. I dalej jest między nami wszystko dobrze i po prostu lubimy ze sobą być, spędzać ze sobą czas. To jest coś wspaniałego, jak jadę do domu rodzinnego i czekam, aż będą wszyscy, będzie całe moje rodzeństwo, bo wtedy czuję, że ta wizyta u moich rodziców jest taka pełna. Właśnie też o tym myślałam w kontekście tego, że ja rzadko byłam z moimi rodzicami sam na sam i że właśnie jak wybrałam się z nimi w tamtym roku, totalnie sama, gdzieś na jakiś tam cały dzień pojechaliśmy chyba do Płocka, to była taka wycieczka, to czułam się trochę tak dziwnie. Kurczę, nie ma mojego rodzeństwa w ogóle dookoła. I to było dla mnie takie ciekawe i dziwne bardzo, ale nie to, że może jakieś bardzo negatywne, ale trochę mi brakowało tego rodzeństwa obok.

To, co mówisz, to jest przepiękne, że macie taką więź, i to jest bardzo wzruszające, że jesteście razem i tak scaleni. Tak zauważam po tych rodzinach, oczywiście nie wszystkich, tak jak mówisz, to nie jest kwestia generalizowania, że zdarza się między rodzeństwem jakaś rywalizacja. Powiedz mi, czy u was była jakaś rywalizacja, czy po prostu, kiedy jest tak dużo dzieci, to nawet nie za bardzo wiadomo, z kim rywalizować?

Rywalizacja… chyba u nas czegoś takiego nie było. Chyba że taka nieuświadomiona po prostu, właśnie na tej zasadzie, o której mówiłam wcześniej, że jest dziecko, ale na świat przychodzi kolejne i wiadomo, że wtedy załącza się taka mała rywalizacja. No bo jednak widzisz, że teraz to drugie dziecko, które właśnie się urodziło, jest jednak ważniejsze, znaczy wiadomo, że nie jest ważniejsze, ale w tym momencie, w danym momencie jest ważniejsze, żeby zająć się nim, dlatego że po prostu ono tego wymaga. I wtedy ta uwaga bardziej się koncentruje po prostu na tym młodszym bracie czy siostrze. No i chyba ewentualnie to w takiej kategorii rywalizacja, bo tak na co dzień, chyba nie, nie wydaje mi się, żeby tak było. Teraz jak tak próbuję sobie przypomnieć, to nie widzę w ogóle tego.

Mówisz o tym, jak przychodzi kolejne dziecko na świat. Często też takim zarzutem jest to, że w rodzinach wielodzietnych te starsze dzieci zajmują się tymi młodszymi dziećmi. Powiedz mi, jaki ty masz w ogóle stosunek do tego?

To też jest zabawne, bo też o tym niedawno myślałam, bo jestem też nianią na co dzień. Więc to też się jakoś tam łączy bardzo z tym, o tym co teraz mówisz. Dyskutowałam właśnie ostatnio o tym w pracy z mamą dziecka, którym się opiekuje. I miałam takie przemyślenie, że właśnie, kurczę, kiedyś to było zupełnie inaczej. Rodzice potrzebowali pojechać na zakupy czy gdzieś tam musieli wyjść i zostawiali nas faktycznie z tym starszym rodzeństwem. Wiadomo, że nie zostawiliby czterolatka z dwulatkiem, ale mówię już jednak o starszych dzieciach, że np. 8-9-latek mógł już zostać z młodszym rodzeństwem i było to normalne wtedy. Teraz jest to raczej chyba niedopuszczalne.

No tak, jest jakaś taka odgórna granica wiekowa, gdzie dziecko w ogóle może zostać samo.

Tak, no właśnie. I to jest takie, kurczę, nie wiem jakie mogę mieć zdanie, no chyba tylko takie, że rzeczywiście powinien być ktoś starszy. No bo to jest dziecko. I jak dziecko ma zareagować w momencie, kiedy drugiemu dziecku stanie się coś poważnego? Nie życzę tego, ale chodzi mi o to, że powinien być ktoś, kto będzie sprawował tę opiekę. Kiedyś tak nie było i teraz mówimy, że żyjemy wszyscy. No wiadomo, tak, czegoś to nas nauczyło. Na pewno było to jakieś doświadczenie, że opiekujemy się dzieckiem młodszym od nas.

Udało się po prostu przeżyć. [śmiech]

Tak, udało się przeżyć i udało się wyjść bez szwanku z tego. Teraz myślę, że jednak jest lepsze to podejście, że jest gdzieś tam ta osoba dorosła. No bo nigdy nie wiesz, co się stanie.

Ale to jest ciekawe, bo mówisz, że jesteś też nianią. Oprócz tego jesteś też aktorką, też jesteś absolwentką kreatywnego pisania, więc chciałabym to powiedzieć. Mianowicie ja wiem, że ty lubisz po prostu bardzo mieć kontakt z dziećmi, że sprawia ci to przyjemność. A często się słyszy, że przez to, że dzieciaki z rodzic wielodzietnych zajmowały się swoim rodzeństwem, to w pewien sposób są do tego negatywnie nastawione. Nie chcą już tego opowiadać. Powiedz mi, jak ty na to patrzysz?

O kurczę, to teraz zadałaś mi takie pytanie, na które w ogóle nie byłam gotowa. Znowu powiem: zależy. Wszystko zależy. Z jakiego jesteś domu, jak u ciebie było i tak dalej, jakim jesteś człowiekiem. Ja bardzo lubię kontakt z dziećmi. Dla mnie dzieci są najbardziej szczere i to jest super. One są totalnie szczere, są prawdziwe w swoich emocjach, w tym jak się bawią ze sobą i tak dalej. Więc ja to po prostu lubię. Wiadomo, że mnie też to męczy, bo to nie jest tak, że bawisz się lalką, tylko bawisz się z żywym człowiekiem, więc to jest męczące. Bo właśnie ten żywy człowiek ma swoje emocje, ma swoje gorsze momenty i wtedy na ciebie też to oddziałuje. Więc to jest męcząca praca. Nie będę tutaj mówiła, że nie. Jest. Ale lubię kontakt z dziećmi. Nie wiem, jak to w życiu prywatnym. Ja jeszcze nie mam swoich dzieci, ale myślę, że każdy musiałby sobie odpowiedzieć na pytanie, czy te dzieci kojarzą mu się z taką męczarnią, że to jest coś ponad jego siły, czy może bardziej, że jest to coś naturalnego. Dla mnie jest to coś naturalnego, bo u nas odkąd pamiętam, były małe dzieci. No i miałam właśnie najpierw siostrę młodszą o 3 lata, później jeszcze przyszła na świat moja kolejna siostra i na sam koniec jeszcze mój brat. Więc ja też się nimi opiekowałam. Tak siłą rzeczy.

Opowiadasz o tym i myślę sobie, że twoich rodziców bardzo podziwiam za to, że w ogóle udźwignęli, bo tak jak mówię, ja mam jedno dziecko i dla mnie to jest bardzo dużo, bardzo angażujące. Więc ośmioro dzieci to już w ogóle musi być bardzo angażujące. I też myślę o tym, że czasami, mając jedno dziecko, dwoje nawet, troje to też jest sporo myślę, no po prostu jesteśmy zmęczeni. I też ten kontakt czasami nie jest taki stuprocentowy, w takim skupieniu. Jeżeli was jest ośmioro, to też domyślam się, że ten kontakt z rodzicem jest w pewien sposób ograniczony, bo podzielić ten czas na ośmioro dzieci to też nie zostaje dużo dla każdego. Czy masz takie poczucie, że ta relacja z rodzeństwem trochę ci może jakoś wynagradzała ten mniejszy kontakt z rodzicami?

Znaczy powiem tak, ja nie czułam, że jest on jakoś bardzo nadszarpnięty, to znaczy czas spędzany z rodzicami, czy coś takiego, że ja mam go jakoś mniej. Bo kiedy miałam potrzebę, to ja szłam do rodziców i mówiłam, że potrzebuję teraz porozmawiać o tym i o tym i oni mi ten czas dawali. Więc nie ujęłabym tego tak, że rodzeństwo mi wynagradzało. Raczej bym powiedziała, że to był taki super dodatek, że miałam rodzeństwo. Bo właśnie po prostu łatwiej jest, wydaje mi się. Ja patrzę właśnie na to ze swojej perspektywy, więc dla mnie to jest łatwiej, kiedy jest rodzeństwo. Bo zawsze masz te bliskie osoby obok. Wydaje mi się też, nie wiem jak każdy z nas ma, ale ja mam tak, że może też nie o wszystkim można tak powiedzieć wprost rodzicom, a rodzeństwu możesz to powiedzieć. Jeśli jesteś z nimi właśnie w takiej bliskiej relacji, no to wtedy jak najbardziej. Ale w ogóle też co do tego zmęczenia, o którym wspomniałaś, to właśnie też myślałam o tym, jeżeli chodzi o te stereotypy właśnie takie o rodzinach wielodzietnych, to by się też zgadzało. Że jest taki stereotyp, że rodzice są bardzo przemęczeni i akurat to się zgadza. To tak jest, bo masz tyle osób w domu. Tak, moi rodzice są zmęczeni i widzę to po nich. Ale wiem też, że to nie jest takie zmęczenie, że oni nam, nie wiem, jakoś wyrzucają, że już mamy tego wszystkiego dosyć. To jest bardziej, jak tak mówią, zawsze jest to humorystycznie rzucone. I oni mimo wszystko wiem, że są wdzięczni bardzo za to, że my jesteśmy i bardzo są z nami związani, bo też mama często wspomina, że a, już byście się, wszyscy wyprowadzili, weźcie nam tu trochę odpocząć z tatą. Ale jak przychodzi co do czego, jak pustoszeje dom, to ona za chwilę już za nami tęskni. I z jednej strony wiadomo, że ona potrzebuje tej przestrzeni. To jest w ogóle nie do zaprzeczenia. Tak, potrzebuje po tylu latach, po tylu ciążach w ogóle. To też w ogóle wow, tyle razy być w ciąży. Więc na pewno tego potrzebują, ale myślę, że też za nami tęsknią, kiedy nas nie ma.

Teresa, a jak znaleźć czas dla siebie, kiedy jest się w takiej rodzinie wielodzietnej? Czy w ogóle jest jakaś taka potrzeba tego czasu dla siebie?

Jest i jest bardzo duża. I ja właśnie wyprowadziłam się tak ostatecznie z domu rok temu i ja odczułam to, jak ja bardzo tego potrzebowałam, właśnie mieć czas tylko dla siebie. Teraz może właśnie opowiem o tym, jak mieszkaliśmy w domu. Wyglądało to tak, że nasz dom nie był od razu całościowy taki, jaki jest teraz. Było dużo przybudówek, remontów i tak naprawdę przez długi, długi czas było. I ostateczna wersja wyglądała tak, że no niestety, ale musieliśmy mieszkać w pokojach po kilka osób. I ja zawsze akurat byłam z tą moją o trzy lata młodszą siostrą, zawsze byłam z nią, po prostu Baśka całe życie jest ze mną.

Pozdrawiamy Basię.

Tak, tak, tak. Ona na pewno się cieszy. Właśnie byłyśmy w jednym pokoju, odkąd pamiętam i teraz jesteśmy w dwóch oddzielnych w końcu. Jest to dla nas z jednej strony dziwne, z drugiej strony cieszymy się, no bo wiadomo, kochamy się, ale każdy potrzebuje tej przestrzeni oddzielnej. I no wiadomo, że jak mieszkaliśmy wszyscy razem, to nie mogliśmy sobie zażyczyć: mamo, tato, chcemy oddzielny pokój i koniec kropka. To było coś normalnego, musieliśmy tak żyć, bo rodzice nie zbudowaliby pięćdziesięciu pokoi. Ale przyzwyczailiśmy się do tego i zawsze była jakaś taka jedna osoba, która miała ten swój jeden własny pokój. Zazwyczaj była to dziewczyna, ale akurat nie ja. Były to moje dwie inne siostry. Maria z Zosią właśnie tak przejęły po sobie płynnie te pokoje, więc one mogły jakoś cieszyć się tym, że miały taką swoją przestrzeń, tylko swoją. My z Baśką często się kłóciłyśmy przez to, że byłyśmy w tym jednym pokoju. No ale myślę, że to też normalne, bo właśnie wchodzisz jednak w czyjąś przestrzeń. Ktoś chce teraz obejrzeć sobie film. Ty się uczysz na przykład. No i to zaczyna przeszkadzać, bo na przykład ta osoba ma dosyć już zakładania ciągle słuchawek. Może chciałaby obejrzeć film głośno? Nie może, bo ta druga osoba zacznie domagać się swego, że chce z kolei ciszy i spokoju. Dlatego też myślę, że bardzo potrzebowałam odpoczynku i takiego właśnie swojego pokoju. W końcu, po latach, swojego własnego pokoju. I teraz cieszę się z tego, że go mam, że mogę kiedy chcę po prostu zamknąć drzwi i jestem u siebie i ja teraz organizuję sobie czas. Ale widzę też to, że często rozprasza mnie właśnie. Chcę się z jednej strony zająć czymś swoim, a z drugiej mam to poczucie, że siostra jest tam w drugim pokoju i może do niej zajrzę, może do niej wejdę, może z nią porozmawiam, jak tam dzień i tak dalej. Jest taka potrzeba, żeby jednak ze sobą gdzieś tam ciągle być, mimo tego, że potrzebuję tego odpoczynku. I cieszę się bardzo z niego. I bardzo korzystam, kiedy właśnie akurat Basia pojedzie na wieś do rodziców, a ja jestem sama i wtedy też się super czuję. I czuję, że właśnie teraz jest ten moment. Mogę zrobić to, na co mam ochotę, w swoim tempie. Nie muszę się koncentrować na tym, że zaraz muszę iść do niej, z nią porozmawiać. Tylko mam tę przestrzeni dla siebie.

Wspomniałaś już troszeczkę o tym, ale tak mimochodem, więc ja trochę podrążę. Jak to wyglądało u was w kwestii nauki? Czy takie uczenie się, kiedy masz bardzo dużo osób dookoła siebie i tak jak mówisz, jest jakiś taki harmider, bo ktoś chce zrobić coś, ktoś inny jeszcze coś. Jak tu się skupić i jak tu właśnie się uczyć? Mówiłaś też o tym, że jeżeli chodzi o naukę, no to pomagał ci tata. Czy też była jakaś taka kolejka, że np. kto potrzebował wtedy szedł do taty? Jak to pogodzić? Bo też myślę o twoim tacie. Jak to jest, kiedy musisz odrobić lekcje nie tylko z jednym dzieckiem, ale np. z kilkoma?

To od razu mam wspomnienia przed oczami, dlatego się śmieję. My generalnie chyba woleliśmy z tatą odrabiać lekcje. Nie tylko ja, ale też moje rodzeństwo. Nie wiem czy całe, nie rozmawiałam z każdym z nich na ten temat, ale wiem, że na pewno kilka innych osób ma takie zdanie jak ja. Dlatego, że nasz tata przy odrabianiu lekcji był aniołem. Po prostu nie denerwował się na nas w ogóle. Mamy jakoś tak bardziej humanistyczne zacięcie, więc z przedmiotami ścisłymi typu matematyka były problemy. Tata zawsze miał bardzo dużo cierpliwości, bo on sam miał też z tym problemy, jak był dzieckiem, więc nie narzucał nam presji, że jakoś mamy szybko podać wynik z obliczenia czy coś. Miał bardzo dużo cierpliwości. Nie pamiętam czy były kolejki. To chyba raczej było tak, że jak ktoś z nas potrzebował pomocy akurat z tej matematyki, to po prostu szliśmy. Z mamą woleliśmy nie odrabiać jednak. Mama bardziej się denerwowała, chciała żebyśmy trochę szybciej pomyśleli nad obliczeniem. Też jest nauczycielką, więc ona też to tłumaczy w ten sposób, że ona w szkole jest bardziej cierpliwa, bo to jest jej praca. Ale mówi, że często nauczyciele tak mają. Że w szkole jest bardziej dla niej normalne, że ona musi popracować z tym dzieckiem, a w domu z kolei trochę inaczej to wyglądało, że już nie miała tyle tej cierpliwości. Cała cierpliwość była już wykorzystana w szkole na te inne dzieci. Więc nie było kolejek, było raczej tak, że jak ktoś z nas potrzebował pomocy, to szliśmy i prosiliśmy o tę pomoc. Kiedy ja byłam starsza, ale chyba też moje starsze rodzeństwo, z tego co pamiętam… Nie wiem czy każdy, ale większość z nas skorzystała z korepetycji z matematyki.

Ale mieliście tego samego korepetytora? Czy różnych?

Starsze rodzeństwo miało taką starszą panią, jedną, do której jeździli. Byli nią zachwyceni i wszyscy po prostu mówili, że ta pani jest najlepsza. I u niej właśnie odrabiali zadania, uczyli się do klasówek i tak dalej. To moje pokolenie, bo ja w sumie zaczęłam chyba trochę już to drugie. Ja jestem w tej drugiej czwórce. Ja jestem z tej drugiej czwórki najstarsza. To my już jeździliśmy do kogoś innego na korepetycję, też do pani. Też do bardzo sympatycznej i też ją mogę tu pozdrowić, bo zrobiła bardzo dobrą robotę. Dzięki niej zdałam maturę z matematyki. Tak, więc mieliśmy dwóch różnych korepetytorów. Tam w międzyczasie pamiętam, że jeszcze bywali inni. W trakcie, gdy poszukiwałam takiego idealnego dla siebie. Bo to właśnie z tej drugiej czwórki ja zaczęłam poszukiwania. Dlatego, że po prostu tego bardzo potrzebowałam. I pamiętam, że właśnie na początku mama mnie zawoziła tam do paru innych osób. Jakoś to nie zdawało egzaminu. Więc ja ostatecznie wylądowałam tam u kogoś innego. I to mi bardzo odpowiadało. I tam już chodziliśmy wszyscy. Ta cała młodsza czwórka.

Teresa, zastanawiam się, bo mówisz właśnie o tych korepetycjach. I ja sobie od razu zaczęłam wyobrażać, matko święta, ile to jest pieniędzy. Utrzymać wszystkie dzieci, zabezpieczyć je. Dać im mniej więcej tyle samo. No bo to też jest kwestia tego, że jeden potrzebuje, drugi potrzebuje. No to któremu dasz? Musi być gdzieś tam mniej więcej po równo. Wiadomo, że nie da się zawsze idealnie, ale mniej więcej. Więc to też jest kwestia tego, żebyśmy pamiętali o tym, że takie mówienie, że ktoś ma dzieci, bo z tego są profity, no to też właśnie weźmy pod uwagę to, jakie to są koszta w stosunku do tego, co my dostajemy.

Dokładnie. Bo dużo się właśnie o tym mówi, ale czy to jest tak dużo? Tyle, ile się dostaje? Ja wiem, wiadomo, że jeśli są takie osoby, które faktycznie chcą mieć wiele dzieci właśnie po to, no to powodzenia. Bo nie wiem, czy to się zwraca w ogóle, jakkolwiek. I moja mama właśnie, kiedy w ogóle weszły te profity, bo one przecież nie weszły tak dawno temu, to właśnie się śmiała, że jak to? A ja przecież jestem mamą od tylu lat, więc mi się należy jeszcze za wszystkie poprzednie lata. Oczywiście śmiała się z tego. To zaznaczam, że humorystycznie.

Tak, chciałabym też zwrócić na to uwagę, że to jest humorystycznie, żeby nie było w komentarzach jakiegoś hejtu. Oczywiście hejtu nie bierzemy w ogóle pod uwagę, bo jesteśmy tutaj po to, żeby obalać te mity dotyczące rodzin wielodzietnych. Powiedz mi, no bo zahaczyłyśmy już trochę tę kwestię pieniędzy. Jest jakiś budżet. Ja też widzę, też się odwołam do mojego syna, bo widzę, ile dziecko po prostu kosztuje, wychowanie go. W przypadku ośmiorga dzieci, no to to są w ogóle koszty horrendalne. Powiedz mi, czy ty odczułaś jakoś jakieś braki z powodu tego?

Czekałam na to pytanie bardzo, bo właśnie tutaj odczaruję totalnie. Nie, nigdy niczego mi nie brakowało. Co prawda nie wychowywaliśmy się tak, że ktoś sobie z nas żąda, chce konkretnie taką drogą zabawkę, kup mi ją i tak dalej. Nie, byliśmy skromnymi dziećmi i po prostu byliśmy jakoś tak już nauczeni tego, że no tak jest, jest nas dużo i musimy po prostu się dzielić tym wszystkim, co mamy. I to jest ok. I nie pamiętam, żeby brakowało mi czegokolwiek z chociażby takich podstawowych, najważniejszych rzeczy do życia. Czyli ja nigdy nie chodziłam głodna. Ja nie byłam ubrana, nie wiem, jakoś nie adekwatnie do pogody, że na przykład jest zima, a moja mama nie ma dla mnie ciepłego swetra. Zawsze byłam ubrana bardzo dobrze. Wręcz nawet bym powiedziała, że mama to mnie chyba trochę rozpieszczała. Bo pamiętam, że od dziecka właśnie bardzo lubiłam, jak kupiła mi coś fajnego i uwielbiałam ją ciągnąć do sklepu i tam wtedy pokazywać, a mamo zobacz jakie fajne to, a jakie fajne tamto. Moja mama chciała każdemu z nas tak dać i mój tata tak samo. Wiedzieli, że nie mogą na wszystko sobie pozwolić, więc zawsze, jeśli nie mogli sobie na coś po prostu pozwolić dla nas, to tłumaczyli nam to i dla nas to było zrozumiałe, że ok, ok. Nie, to trudno. Też pamiętam, że nas zachęcali do odkładania sobie pieniążków, więc my jesteśmy bardzo nauczeni takiej oszczędności, że musimy myśleć o tym, że jak chcemy sobie coś kupić, to zacznij odkładać sobie na to pieniądze. Że to jest twoje pragnienie, więc możesz to sprawić, że ono się spełni. Tylko właśnie zapracuj na to. Dlatego my też pamiętam, że od dziecka każdy z nas jakoś tak szybko chciał iść do jakiejś pracy. Wiadomo, że to były jakieś tam sezonowe prace, gdzieś tam w pobliżu, czy też mój starszy brat bardzo szybko grał na weselach, założył w ogóle swój zespół muzyczny. I tak jakoś chcieliśmy sobie sami bardzo szybko umieć radzić z tym. No bo wiedzieliśmy, że nie możemy prosić rodziców naszych o to. Oni nam zapewniają właśnie to, że mamy się w co ubrać, że mamy co zjeść, że mamy gdzie spać i że to nie są warunki, że karaluchy biegają po podłodze, tylko naprawdę normalnie żyliśmy. I ja jestem im bardzo za to wdzięczna i podziwiam ich, że oni sobie dali radę. Bo jak pomyślałam sobie o tym, mam 27 lat i jakbym miała mieć teraz, nie wiem ile moja mama miała dzieci w wieku 27 lat, pewnie już trójkę na pewno. Miałabym mieć teraz trójkę dzieci? Nie wiem czy bym dała radę.

Powiem ci, i myślę, że wszyscy rodzice się z tym zgodzą, że to jest bardzo wymagające. Dlatego jeszcze większy szacunek należy się tym rodzicom, którzy biorą sobie na klatę to zachowanie wielu dzieci. Mówiłaś o relacji ze swoim rodzeństwem, a kiedy masz tak liczne rodzeństwo, to czy potrzebujesz jeszcze ludzi z zewnątrz?

To też jest ciekawe pytanie. Może powiem od początku. Jak byłam młodsza, potrzebowałam ludzi z zewnątrz. Bardzo potrzebowałam. Uwielbiałam wychodzić do koleżanek i tak dalej. Teraz trochę mi się to zmieniło, że właśnie mam tych najbliższych ludzi i to jest moja rodzina. Nie ciągnie mnie, szczerze mówiąc, do tego, żeby ciągle gdzieś tam szukać na zewnątrz bodźców. Mam to już tutaj. My, jak się zjedziemy, jest nas tak dużo, że już to w pewnym momencie głowa boli od tego oczywiście, bo jest taki szum w domu. To jest fajne, że właśnie mamy siebie i myślę, że na stare lata, jak już kompletnie nam się nie będzie chciało wychodzić do znajomych, to będziemy też mieć siebie. I to jest super. Znaczy oczywiście też nie przekreślam tego, że ja w ogóle nie wychodzę do ludzi, bo wychodzę.

No i też masz koleżanki, tak?

Tak, ale na przykład w czasie pandemii, jak wszyscy byliśmy pozamykani, no to nie wyobrażam sobie siedzieć cały czas sama, tylko właśnie byliśmy w domu. Byłam ze swoim rodzeństwem. Nie nudziłam się.

Miałaś dużo ludzi.

Tak, miałam dużo ludzi dookoła.

Było towarzysko. Właśnie. A propos tego towarzystwa i tych relacji z rodzeństwem. Jak czujesz z własnego punktu widzenia: czy to, że miałeś tak dużo rodzeństwa, jakoś pomogło w otworzeniu się na innych ludzi? Czy to ułatwia nawiązywanie nowych relacji?

Wczoraj się spotkałam z moimi przyjaciółkami i rozmawiałyśmy o tym, jak się poznałyśmy. Ja miałam problem na początku w nawiązywaniu relacji. Ja byłam bardzo takim dzieckiem, że ja chcę, żebyś ty się bawił ze mną. Koniec, kropka. A to przecież nie zawsze tak jest, że to drugie dziecko chce się z tobą też bawić. Więc ja bardzo to przeżywałam, kiedy moje przyjaciółki… I też je chcę pozdrowić od razu, bo na pewno to obejrzą i myślę, że będą miały ubaw. Że moje przyjaciółki właśnie nie chciały się na początku ze mną bawić i trochę zostały do tego przymuszone. Ale teraz jesteśmy wdzięczne za to, że tak się to potoczyło. No bo teraz mamy ciągle siebie. Poznałyśmy się w zerówce. I to są takie osoby, z którymi ja do tej pory mam kontakt taki najbliższy. Znaczy mam rodzinę i zaraz po rodzinie to są moje przyjaciółki, z którymi się trzymam. I właśnie trzymamy się od tamtej pory. Więc na początku wydaje mi się, że to było ciężkie. Nie wiem dlaczego. Może ja byłam po prostu takim dzieckiem… że potrzebowałam takiej akceptacji pełnej od razu. Że chciałam, żeby to drugie dziecko mnie tak polubiło, że od razu będzie chciało się ze mną bawić. No a to życie. Nie zawsze każde dziecko będzie chciało się bawić z tym drugim.

Ale zabiegałaś o tę uwagę? No bo myślę sobie, że jak masz dużo rodzeństwa, to może być tak, że nie aż tak bardzo ci zależy na tych innych osobach. No bo już masz ludzi bliskich.

Ale wiesz co? To jest chyba inaczej, kiedy jesteś dzieckiem, a kiedy jesteś już dorosła. Bo ja jestem teraz dorosła i ja właśnie już tego tak nie potrzebuję. No wiadomo, mam właśnie te przyjaciółki, spotykamy się i tak dalej. Ale nie mam potrzeby może szukania dalej, głębiej. Szukania sobie jakiś takich znajomych na siłę teraz nowych, bo ja mam potrzebę gdzieś wyjścia. Nie, mam swoje rodzeństwo, z którymi się spotykam i wtedy jest o czym porozmawiać. My też uwielbiamy się ze sobą widzieć, więc dla mnie to jest wystarczające. Ale jako dziecko mogłam mieć inne do tego podejście. Teraz ciężko mi powiedzieć, no bo to było bardzo dawno temu. Ale może po prostu miałam potrzebę właśnie taką, żeby mieć jednak te przyjaciółki już od samego wejścia do tego przedszkola, do zerówki. Że wchodzę, poznaję kogoś i już się nawiązuje ta relacja. A tutaj było odrzucenie początkowo, więc mnie to zabolało jako dzieciaka. Mimo tego, że właśnie miałam to rodzeństwo. No ale wiadomo, że jednak mimo tego, że jestem blisko ze swoim rodzeństwem, my też mieliśmy spore te różnice wieku między sobą. Może ta pierwsza czwórka miała ze sobą mniejsze, ale ja przyszłam piąta na świat. I ja wtedy byłam cztery lata młodsza od mojego brata. I czasami wiadomo, to był starszy brat, więc co tu będzie siostra mu mówić, że pobaw się ze mną. Idź sobie. I takie teksty czasami padały. Wiadomo, że on miał też swój świat, chciał się bawić z moimi kuzynami, którzy byli w jego wieku, bardzo zbliżonym. Chcieli się bawić po prostu chłopcy z chłopcami, a nie to, że dziewczynka przychodzi i chce się z nimi bawić. I to jeszcze taka mała. No ale wiadomo, że bawiliśmy się ze sobą. Po prostu to wymagało też pewnie jakiejś tam interwencji lekkiej ze strony moich rodziców. No bo musieli trochę jednak zachęcić to starsze rodzeństwo, żeby chciało się bawić z tym młodszym. Wiadomo, jak to jest, że są różne potrzeby. I też wiadomo, że jak ja byłam młodsza, no to pewnie wolniej rozumiałam zasady jakichś zabaw czy coś. Mogło to być denerwujące dla starszego rodzeństwa. Po prostu to rozumiem teraz już z perspektywy czasu.

Wiesz, pytam o to, bo też przeglądam się mojemu jedynakowi, że czasami jak po prostu nie masz tych dzieci w otoczeniu, no to też bardziej ci zależy. Ale ty tutaj jednak miałaś to rodzeństwo na wyciągnięcie ręki, więc to nie było tak, że nie miałaś z kimś się bawić. To była tak jak mówisz, kwestia tego czy rodzice trochę zainterweniowali, ale też jak nie brat, no to siostra. Trochę tego było. A powiedz mi, a propos jeszcze tych mitów, bo rozmawiałyśmy sobie przed podcastem, przed tym oficjalnym naszym nagraniem. I mówiłaś o tym, że czasami ludzie myśleli, że jesteście rodziną patchworkową, ponieważ było was tak dużo.

Tak, to miałam też dodać właśnie do tych mitów, że z tym się też spotykałyśmy. Zapytałam właśnie moją siostrę o to, co ty sądzisz, bo będę miała taką rozmowę, co ty uważasz. Ona mówi, kurczę, w sumie zawsze spotykałam się z taką dziwną reakcją, kiedy mówiłam, że jestem z rodziny wielodzietnej i zadano mi pytanie: a co, wy jesteście z jednego ojca?

To też ciekawe, że było o ojcu, a nie o mamie, prawda?

Tak, tak, zawsze było pytanie o ojca. Czy my jesteśmy wszyscy z jednego ojca? I ja też bardzo często z tym się spotykałam, że był taki szok, niedowierzanie. Co, ale że wasi rodzice nie są po rozwodzie, nie jesteście jakąś rozbitą rodziną? Nie, nie jesteśmy.

Ale myślisz, że odbierali to tak, że łatwiej byłoby im na przykład zaakceptować, albo zrozumieć to, że jesteście właśnie rodziną patchworkową, niż to, że jesteście rodziną wielodzietną?

No trochę tak to odbierałam, bo było takie zdziwienie i ja nie rozumiałam do końca dlaczego, no bo co jest w tym dziwnego? Dla mnie to była codzienność, więc nie wiedziałam dlaczego tak się na to dziwią. Ale bawiło mnie zawsze to pytanie bardzo. To nie było tak, że jakoś brałam to do siebie, tylko śmiałam się z tego.

A jakbyśmy teraz na to spojrzeć i powiedzieć, co na przykład było takie doskwierające w tym, że masz wiele rodzeństwa. Bo kiedyś rozmawiałyśmy już o tym i mówiłaś na przykład o wakacjach, że nigdzie nie mogliście pojechać, tak naprawdę wszyscy razem, tylko się po prostu dzieliliście jakoś na części.

Tak, też o tym rozmawiałam z rodzeństwem właśnie wczoraj przed rozmową u ciebie. Ja mówię, że ja to powiem, że my nie pojechaliśmy nigdy razem na wakacje, nigdy nie byliśmy całą ósemką, plus dwoje naszych rodziców, nie byliśmy nigdzie razem w takiej grupie. To jest po prostu nierealne. I moja siostra starsza mówi, ale jak to? No przecież byliśmy. A ja mówię, Maria, kiedy byłaś? Może byłaś, jak byłaś jeszcze tylko ty, Felix i Szymon, to może wtedy byliście razem nad morzem z rodzicami i może jeszcze tam z Kacprem, ale od kiedy doszła na świat jeszcze kolejna nasza czwórka, no to nie. Nigdy nie byliśmy w pełnym składzie na wakacjach. I pamiętam, że właśnie jak ja jechałam pierwszy raz na wakacje z moimi rodzicami nad morze, to wtedy podzieliliśmy się właśnie tak jak mówisz, że pojechało tylko to młodsze rodzeństwo. Pojechałam ja, Basia i Zosia, czyli trzy siostry pojechały i moi rodzice. Franka jeszcze wtedy nie było, tego najmłodszego brata, a reszta została w domu. Taki był podział naturalny, no bo byśmy się nie pozabierali. A wiem, że wtedy jeszcze jedna moja siostra dojechała do nas, ale zabrała się z naszą ciocią, która też jechała nad morze, więc nigdy nie było tak, że my po prostu mieliśmy jak się zabrać. To też właśnie jest zabawne, też o tym mówiłyśmy, że my mieliśmy często problem z tym, żeby się wszyscy zabrać, no bo było nas za dużo. No i tutaj jest taka kontrowersyjna dość sprawa, że my często przekraczaliśmy jednak ten próg osób, ile powinno być w samochodzie. Jeździliśmy, tak śmiesznie to nazywaliśmy zawsze, zrobimy gnieciaczkę, zawsze tak mówiliśmy. Znaczy mama nasza z tatą tak mówili. No i wiadomo, że teraz z perspektywy czasu, no nie było to w ogóle odpowiedzialne, nie powinni tak robić, no ale to były też właśnie trochę inne czasy. Myślę, że na niektóre rzeczy patrzyło się jednak trochę inaczej, że właśnie nawet na takie poważne, no bo to jest poważne. No nie można jechać w samochodzie, w maluchu w siedem osób.

No tak, ale właśnie tak jak mówisz, że to były po prostu inne czasy, teraz też mamy jakąś taką większą świadomość tego. No ja pamiętam też jak jeździłam samochodem, też nie zawsze to prawo było przestrzegane tak jak powinno i oczywiście chciałabym tu podkreślić, że to jest kwestia bezpieczeństwa i warto tego przestrzegać. Natomiast no tak się działo i mówimy o tym co się działo, ale oczywiście nie zachęcamy do tego i chcę powiedzieć, że to nie powinno było mieć miejsca. Natomiast no to są skutki właśnie tego, że nie wszystko jest przystosowane po prostu do takich rodzin wielodzietnych.

Tak, tak dokładnie. No to były takie czasy, że no też rodzice nie mogli sobie pozwolić na ogromne auto. Nie znam się na samochodach, ale nie wiem czy były wtedy takie produkowane. Znaczy może pewnie i były, ale no…

Myślę, że to musiały być jakieś większe samochody.

Tak, tak. Nie wiem, pewnie jakieś tam były takie już produkowane, no ale wiadomo, nie było nas na to stać. Więc rodzice musieli bardzo logistycznie zawsze wszystko rozplanować, na przykład, nie wiem, pojechać na święta. No to musieliśmy jakoś to wszystko przemyśleć tak, żebyśmy się wszyscy zabrali jednak. No bo my mieszkamy pod Łodzią na wsi, a do Łodzi na przykład do babci na święta. No i jak się teraz zabrać? No musieliśmy trochę kombinować. Czasami było tak, że rodzice podrzucali jedno albo dwoje dzieci do busa, który kursował między tam naszą miejscowością właśnie a Łodzią. No i tak się zabieraliśmy, tak trzeba było jakoś sobie poradzić. No bo wiadomo, że to już była dłuższa trasa, więc raczej nie chcieli ryzykować i jechać siedem osób w Maluchu.

No tak, ale tak mówisz o tych wakacjach i myślę sobie o tych wakacjach i o tym jechaniu Maluchem. To są też takie myślę rzewne wspomnienia teraz z perspektywy lat, inaczej się na to patrzy. Ale na przykład jeżeli chodzi o te wakacje, czy dla Ciebie to był problem, że nie jechaliście wszyscy? Czy to było dla Ciebie OK, bo na przykład ta starsza część, tak to nazwę, też coś tam robiła?

Odniosę się do tego, jak ja pierwszy raz jechałam nad Morze. No to wyglądało tak, że to moje starsze rodzeństwo znowu było po prostu w innym wieku. To niekoniecznie dla nich była super frajda jechać wtedy z nami na wakacje. Bo my byłyśmy małe, a oni już byli starsi i byli już nastolatkami. Więc dla nich, wolna chata, super, w to mi graj. Nie ma rodziców, nie ma młodszego rodzeństwa, no to imprezka. Więc dla nich to było raj. A czy dla mnie to było jakieś takie uciążliwe? Chyba nie. Byłam przyzwyczajona, że tak to wygląda. Że czasami po prostu trzeba się trochę rozdzielić i ja to rozumiałam. Ja się najbardziej po prostu cieszyłam, że pojadę nad morze. To było dla mnie najważniejsze, że jedziemy fajnie na wakacje, bo ja od zawsze lubiłam podróżować. Z jednej strony się trochę bałam podróży, a z drugiej uwielbiałam je.

Ok, no bo tak właśnie myślę nad tym, że dużo jest tych negatywnych stereotypów na temat rodzin wielodzieckich, które sobie mam nadzieję obaliłyśmy tutaj. Tak jak mówisz, są różne rodziny. Nie możemy też mówić, że wszystkie wyglądają dokładnie tak samo. No bo tak samo jak są rodziny, gdzie jest jedno dziecko, albo na przykład nie ma dzieci, że one też są różne, różnią się od siebie. Natomiast myślę, że tak jak w rodzinach, gdzie jest mniej dzieci, tak jak i w rodzinach, gdzie jest ich więcej, te problemy mogą być mniej więcej podobne. Na przykład właśnie, tak jak już wcześniej wspomniałam, takie poczucie braku tej uwagi. Chociaż ty mówisz na przykład, że w ogóle tego nie odczuwałaś.

Nie, nie w ogóle tego nie odczuwałam właśnie. Miałam zawsze z moimi rodzicami dobrą relację. I wiedziałam, że mogę im się zwierzyć, a jeśli wiedziałam, że czegoś nie mogę powiedzieć, że coś jest akurat dla mnie może, nie wiem, nawet nie wiem w jakie kategorie to wstawić, ale jeżeli coś po prostu podpowiadało mi, że nie chcę tego mówić rodzicom, to szłam do rodzeństwa. I tam też znajdowałam zawsze wsparcie, zrozumienie. O właśnie, może to, może chodzi o zrozumienie, że czasami, wiadomo, rodzice patrzą na niektóre rzeczy inaczej niż młodsze pokolenie, więc może nie wszystko przez moich rodziców było rozumiane do końca, ale ja to rozumiem, bo rozumiem, że rodzic może patrzeć właśnie inaczej na pewne kwestie.

A miałaś może poczucie, że więcej możesz, mając dużo rodzeństwa, że na przykład coś ci ujdzie płazem, powiedzmy, bo nie jesteś tak widoczna wśród tych dzieci, czy czegoś takiego w ogóle nie było?

Zdarzało się tak. Zdarzało się, że właśnie miałam nadzieję, że uwaga, się skoncentruje na czymś innym i jednak nie. No tak. Ale to chyba każde z nas tak robiło czasami. Czasami każde z nas miało nadzieję, że a dobrze, czyli moja sprawa teraz jest zamieciona pod dywan. Bo mama teraz zajęła się tym, że, nie wiem, że Kacper nie sprzątnął swoich skarpetek z podłogi. I to teraz przejdzie i nam się jakoś upiecze.

Bo mówi się, że są jakieś takie charakterystyczne cechy dla dzieci najstarszych i dzieci najmłodszych. Czasem nawet się mówi, że są jakieś cechy dla tych dzieci środkowych. Ale czy są jakieś charakterystyczne cechy dla dzieci, które są w środku tak licznej rodziny? Bo ty jesteś piąta, tak?

Tak, ja jestem idealnie w środku. Nie wiem, czy mam jakieś takie swoje tylko cechy. I czy to jest akurat zasługa tego, że jestem właśnie tym środkowym dzieckiem, czy nie. Ja zawsze w rodzinie byłam taka bardzo wrażliwa, ale równocześnie, to nawet moja siostra stwierdziła, że zawsze byłam takim komikiem rodziny. Że jak coś się działo źle, to ja zawsze próbowałam odwrócić od tego uwagę robieniem z siebie po prostu klauna. No to chyba tylko to mi przychodzi do głowy, bo nie wiem, czy mam jakieś takie tylko przypisane mnie właśnie z tego względu, że jestem w tym idealnym środku. Jakieś takie cechy moje. Na pewno najstarsi i najmłodsi faktycznie mają swoje cechy. To zauważam, że ci najstarsi z rodzeństwa… najwięcej myślę błędów wychowawczych wtedy się popełniło. Właśnie przy tych najstarszych z rodzeństwa siłą rzeczy, no bo dopiero rodzic wchodzi w swoją rolę i może popełnić właśnie błędy jakieś. A im więcej tych dzieci, tym bardziej się uczy czego nie powielać. A co na przykład działa. No i wydaje mi się, że właśnie bardzo widać to, że ci najmłodsi i w sumie siebie też mogę do tego zaliczyć, już mniej było tych błędów wychowawczych popełnianych i troszkę widać między nami jakąś taką różnicę, że bardziej się na przykład koncentrujemy na tym co dobre, a mniej na tym co złe. A u starszyzny widzę właśnie, że jest odwrotnie. Że oni często koncentrują się na takich negatywnych aspektach życia, a mniej na tym, co takie radosne, szczęśliwe, nie wiem jak to nazwać. Tak, jakoś to się podzieliło. Ale też oni są bardziej zaradni, ci starsi, od nas młodszych. Bo my już byliśmy tak wychowywani, że jednak mama miała właśnie więcej chyba już czasu na to też, żeby nas trochę porozpieszczać, też więcej pieniędzy z pewnością, bo z biegiem lat jakoś tak było coraz lepiej pod tym kątem finansowym. Ale to chyba jest normalne, że w ogóle w życiu tak jest, że na początku zawsze jest ciężej, a potem z czasem jest coraz lepiej. I tak właśnie też było u nas. I to widzę z pewnością, że właśnie młodsze dzieci były bardziej może jakoś tak rozpuszczane. Trochę materialnie pewnie bardziej. Chociaż też nie powiedziałabym nigdy, że tak jak wspomniałam wcześniej, że o coś prosimy i to dostajemy. To zawsze była rozmowa na ten temat, czy tego na pewno potrzebujemy, czy to jest coś takiego, o czym bardzo marzymy. Pamiętam taką sytuację, kiedy byłam dzieckiem i ja właśnie wiedziałam, że ja nie powinnam prosić o takie bardzo drogie zabawki. No bo jednak jest nas dużo, musimy pamiętać o tym, że mama ma po prostu ważniejsze wydatki niż tysiąc drogich zabawek. Ale ja miałam taką jedną wymarzoną lalkę, była bardzo droga. I pamiętam, że mówiłam o tym mamie. Zawsze w tym sklepie jak byłyśmy ona patrzyła na tę lalkę i mówiła, że może kiedyś, może kiedyś. I dostałam ją pod choinkę chyba. No to to było też takie wspomnienie, że się wzruszam od razu.

Zastanawiam się nad tym, jak to jest teraz, bo też zauważam to po prostu, że jest bardzo dużo jakichś takich udogodnień i uważam, że to jest super, że jest dużo udogodnień dla rodzin wielodzietnych czy zniżki właśnie do teatru, do kina, karta dużej rodziny i myślę, że to jest świetne. Ale czy ty będąc w latach 90-tych dzieckiem w takiej wielodzietnej rodzinie, czy ty miałaś takie poczucie, że może okoliczności nie są przystosowane, świat zewnętrzny nie jest jakoś przystosowany do rodzin wielodzietnych, że coś ci doskwierało pod tym kątem?

To bardziej chyba z komentarzy rodziców wynikało. Oni właśnie czasami mówili, że przydałoby się, że jesteśmy rodziną wielodzietną, żeby jakaś była chociaż mała zniżka dla nas. Nie pamiętam dokładnie o co chodziło, ale no właśnie pewnie na jakąś tam komunikację czy coś takiego. Na takie podstawowe potrzeby, żeby to by bardzo im pomogło w budżecie, ale teraz oczywiście jak to powiedziałam, to już się zastanawiam nad tym, czy nie brzmi to właśnie tak jak te wszystkie “chcemy, należy nam się, bo jest nas dużo i koniec kropka i chcemy teraz profity”. Ale myślę, że po prostu rodzicom czasami było ciężko. No i takie myśli przychodzą czasami, jesteśmy tylko ludźmi i myślę, że to jest normalne właśnie, kiedy oni pracowali. Bo to też właśnie też się trochę to odnosi do tych mitów. Kiedy powiedziałam, że właśnie najczęściej patologia, no to też to się wiąże z tym, że często jest taki pogląd, że rodzice nie pracują, że ciągle mają jakieś takie przestoje, że szukają tej pracy albo w ogóle jej nie mają i jakieś tam zasiłki są pobierane. No to właśnie moi rodzice całe życie pracowali. I myślę, że oni mieli takie czasami po prostu poczucie, że no kurczę, no fajnie by było dostać tę pomoc od państwa, kiedy jest nas tak dużo, żeby coś tam było łatwiej. Więc ja sama może nie, bo ja właśnie nie zarządzałam budżetem, ale myślę, że moim rodzicom wtedy by się przydała właśnie jakaś taka choćby minimalna pomoc. No ale wiadomo, dzieci miały zniżki, legitymację uczniowską i tak dalej, więc no to zawsze bardzo to braliśmy pod uwagę, zawsze gdziekolwiek był wyjazd, to moja mama zawsze powtarzała legitymacja, legitymacja, bo potem będziesz płaciła podwójnie i ona po prostu nie, to nie może tak być, bo no to jednak jest za duży uszczerbek na budżecie. U nas właśnie od finansów była mama, ona zawsze zarządzała tym budżetem i bardzo, bardzo pilnowała, żeby na wszystko nam starczyło, ale też żeby i coś zawsze zostało. Starała się bardzo, żeby to było tak bardzo logistycznie zaplanowane. Też takie wspomnienie mam, że nasza mama na przykład właśnie, żeby gdzieś tam ten budżet się zgadzał, kupowała nam płatki na śniadanie te do mleka, kupowała nam nie tych oryginalnych marek, tylko jakieś podobne, takie zamienniki, ale wyglądające bardzo podobnie, na przykład były te kuleczki Nesquik, no to kupowała nam jakieś tam inne, ale po prostu bawi mnie to teraz z tej perspektywy czasu, że mamy właśnie takie wspomnienie, że nigdy nie jedliśmy tych droższych, tylko te gorsze powiedzmy, ale nam bardzo smakowały.

Czyli nie były gorsze.

No właśnie! Tak, tak, bo mama po prostu nam to przedstawiała tak, że zobaczcie co kupiłam i to było wow, super, super, że mama nam to kupiła. I wiadomo, że gdzieś tam marzyliśmy o tym, że kiedyś zjemy te Nesquik, ale teraz jest w sumie taki czas, że właśnie jemy te oryginalne czasami, akurat może nie wiem czy płatki kukurydziane na śniadanie, bo ja akurat tego nie jem. Może moje rodzeństwo młodsze jeszcze czasami, ale mamy właśnie teraz takie wspomnienie, że jeju, kiedyś to było takie wow, żeby w ogóle kupić to. Jeju, no naprawdę dużo pieniędzy to kosztowało i teraz się cieszymy, że mamy to, ale tak to doceniamy chyba bardziej, że jest nam to dane, tego nie wiem. Akurat mówię o jedzeniu, ale może też chodzić o inne rzeczy.

Teresa, zbliżamy się już powolutku do końca i taka myśl mnie naszła i też chciałabym, żeby to zostało z nami wszystkimi, że gdzieś demonizujemy niektóre rzeczy, których tak dobrze nie znamy, bo też tak jak mówię tych rodzin wielodzietnych nie jest jakoś bardzo dużo. Oczywiście możemy mieć w swoim otoczeniu rodziny wielodzietne, tak jak ja na przykład znam ciebie, natomiast to nie jest jakaś zdecydowana większość i dobrze by było otworzyć też głowę i serce na to, że po prostu są ludzie, którzy mają inny sposób patrzenia na rzeczywistość. I z tego co mówisz, to jest przepiękny dar, który otrzymałaś, masz to rodzeństwo, z którego jesteś dumna, z którego się cieszysz i w tym momencie jak jesteś starsza też o tym mówisz z wielkim wzruszeniem, to jest bardzo dużo. Też zastanawiam się nad tym, jaką pracę twoja mama włożyła w wychowanie was i właśnie z naciskiem na praca, bo to jest praca, wychowywanie człowieka, który idzie w przyszłość, to jest chyba najbardziej odpowiedzialna praca, jaka może być, bo dbamy o cudze życie tak naprawdę, życie małego człowieka, którego potem wypuszczamy w świat i to jest bardzo odpowiedzialne. Tych osób, które wypuściła twoja mama w świat jest 8, więc to jest bardzo dużo, tak jak mówisz o tym liczeniu budżetu, więc to zarządzanie gdzieś jest takie domowe, więc to też są kwalifikacje i myślę właśnie o tym, żeby pamiętać, że to nie powinno zawsze nam się kojarzyć stereotypowo z patologią, z osobami, które są biedne, bardzo ubogie, tylko po prostu z wyborem.

Dokładnie, tak, bo myślę, że tak jak powiedziałam na początku, coraz bardziej jest to świadomy wybór, że wybieramy liczną rodzinę i to jest każdego indywidualna kwestia, jak widzi swoją rodzinę, to prawda.

Dziękuję Ci bardzo, Teresa.

Dziękuję również.

Inne odcinki również mogą cię zainteresować!