GOŚĆ: Arkadiusz Basiuk
Patronem podcastu jest Platforma Edukacyjna
Arkadiusz Basiuk: Widziałem kilka w internecie, rzeczywiście zaczyna się to pojawiać, jednak na pewno jest tego o wiele mniej niż na rynku komercyjnym. Na pewno ten temat mógłby zostać rozwinięty w jakiś szerszy sposób i na pewno nasze dzieciaki tego potrzebują.
Od rodziców powinniśmy zacząć. Tak naprawdę to w głównej mierze rodzice mają duże braki, jeżeli chodzi o tę wiedzę, bo kiedy my się wychowywaliśmy, jeszcze nie było tego typu zagrożeń. Więc nasi rodzice uczulali nas na inne elementy życia społecznego, inne aspekty, które zagrażały naszemu bezpieczeństwu niż te, z którymi my i nasze dzieci musimy się teraz mierzyć. Więc de facto nie możemy poprzestać na naszej aktualnej wiedzy, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo i zapewnienie naszym pociechom bezpiecznych ram poruszania się, tylko musimy się ciągle edukować i rozwijać w temacie cyberbezpieczeństwa.
Cały czas trzeba poszerzać. Cały czas powstają nowe zagrożenia czy nowe sposoby narażania nas na niebezpieczeństwo. Ale na tym to polega, że osoby, które czyhają na nasze błędy w internecie, będą wymyślać coraz to nowsze i doskonalsze sposoby, żeby nas zwabić, żeby nas oszukać, żebyśmy my sami popełniali takie błędy.
Jest cała masa. Najbardziej teraz rozpowszechnionym niebezpieczeństwem, które czyha na nasze dzieci, jest cała cyberprzemoc. Hate z każdej strony. Ogólnie przemoc, którą nasze dzieci są otaczane w internecie. Od reklam, poprzez gry, po zwykłe kontakty, zwykłe relacje między dzieciakami. Nasze dzieci mogą być szkalowane, mogą być ośmieszane, czyli całe to emocjonalne życie naszych dzieci jest właśnie zagrożone.
Wyłączenie internetu byłoby najbezpieczniejsze. I to chyba najlepsza rzecz, jaką możemy zrobić dla naszych dzieci. I są sposoby na to, żeby rzeczywiście, przynajmniej młodsze dzieci, w ten sposób od internetu na początku odizolować. Zanim nie nauczymy ich, nie wykształcimy w nich tych odruchów bezpiecznego zachowania w internecie. Bardzo prosto. To mogą być zwykłe tablety, gdzie oglądają bajki, gdzie mają swoje gry, ale zupełnie odcięte od internetu, czyli w trybie offline, gdzie bajki z Netflixa pobieramy sami. I rzeczywiście to ma sens. Przy małych dzieciach to jak najbardziej się sprawdzi. Czyli odcięcie tego młodego człowieka od dostępu do komputera, gdzie mógłby sobie sam buszować ile chce. Zamiast tego wydzielenie mu pewnej przestrzeni internetowej, czyli pobranie danych z internetu, które my sami uważamy za wartościowe i przeznaczone dla naszego dziecka, i udostępnienie mu tego na tablecie czy w jakikolwiek inny sposób.
Jeżeli chodzi o starsze dzieci, no to tutaj chyba jest to niemożliwe. Niestety nawet przygotowując nasze dzieci do dorosłego życia musimy, my i szkoła, nauczyć je korzystania z komputera, z internetu, z informacji, z przetwarzania tych informacji, które się znajdują w sieci. Bo inaczej nie wyobrażam sobie pracy. Pewnie już mało kto może znaleźć teraz zawód, który nie wymaga dostępu do internetu i jakiejkolwiek wiedzy o pracy w internecie. Bo nawet każdy rzemieślnik posługuje się adresem e-mail, ma ogłoszenia w jakichś serwisach, ma swoją stronę internetową. Sam korzysta z wiedzy zgromadzonej na portalach ze zbiorami filmów, więc ten internet i ta wiedza jest naprawdę wszechobecna. Starszym dzieciom nie mamy jak odebrać tego internetu. Ważne, aby od samego początku, od małego, któremu możemy zablokować dostęp do internetu, tłumaczyć, edukować. To jest, wydaje mi się, jedyna dobra droga do tego, żeby nasze dzieci były bezpieczne, żebyśmy mogli czuć się bezpiecznie, dlatego że one są bezpieczne, a to dla rodzica pewnie jest najważniejsze. Po prostu rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać, wkładać dzieciom jak najwięcej naszej wiedzy do głowy, ale, znowu wracając do początku rozmowy, tę wiedzę musimy najpierw skądś posiąść.
Dużo osób nawet nie zadaje sobie takiego pytania, to jest większy problem. A ta wiedza jest ogólnodostępna, jak wszystko w internecie, wszystko jest naprawdę dostępne na wyciągnięcie ręki. Tylko może z lenistwa niektórzy, niektórzy z braku perspektywy, po prostu takie informacje omijają albo ich jakoś specjalnie nie szukają. A oczywiście każdemu rodzicowi zależy na wychowaniu dziecka, żeby był dobrym, zdrowym człowiekiem, czyli wiedział co jest zdrowe do jedzenia, co jest niezdrowe, jakie sytuacje życiowe mogą wpędzić go w kłopoty, jakie nie. I tak samo powinniśmy edukować nasze dzieci jeżeli chodzi o całą cyberprzestrzeń. Powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego, jakie zagrożenia czyhają na nie w internecie i tłumaczyć, co może się stać, w jaki sposób się do takich sytuacji przygotować i jak się uodpornić na dużo informacji zwrotnych, które dziecko będzie otrzymywać z tego tytułu.
Musimy nauczyć dzieci, jak odsiewać jedne od drugich, czyli musimy nauczyć je tego dobra i zła zarówno w świecie realnym, jak i przy poruszaniu się w internecie.
Wiesz co, mi się tutaj znowu wydaje, że to wina rodziców. Pytanie, czy dzieci potrzebują takich kont, do czego. Nie wiem, czy rodzice się często nie interesują tym, co dzieci robią w Internecie. Może to też jest pewnego rodzaju zaniedbanie. Brakuje rodzicom tej świadomości, co tak naprawdę tam się zadziewa z drugiej strony. Bo samo konto w Internecie, w mediach społecznościowych, nie wydaje się niczym złym, niczym negatywnym. Ale jeżeli zaczniemy zagłębiać się w temat i oglądać to, co może się pokazać… Nie musi, bo to wszystko jest też bardzo indywidualna sprawa dziecka. Niektóre rodzą się z większym poziomem odporności na informacje, inne z mniejszym i z podatnością na manipulacje. Ale ogólnie rodzic powinien młodsze dzieci kontrolować, a starsze monitorować. Czyli starać się z tym dzieckiem spędzać ten czas w Internecie. Rozmawiać na temat tego, co się dzieje. Nawet jeżeli już ma to konto w mediach społecznościowych, bo z tego co ja pamiętam od 13 roku życia jest możliwość założenia kont, przynajmniej w tych dużych mediach społecznościowych, nawet komunikatorach, żeby to sprecyzować. To jeżeli już decydujemy się na to, żeby naszemu dziecku pozwolić na takie konta, to jednak warto ściśle monitorować i nauczyć dziecko reagowania na rzeczy, które się tam mogą zadziać. Najgorsze jest pozostawienie dziecka samemu sobie w całej tej nowej sytuacji, czyli rzucenie go na głęboką wodę, bo jedne dzieci popłyną, będą twarde i dadzą sobie radę, ale część dzieci może utonąć. I tutaj jest nasza rola w tym, żeby patrzeć, jak temu dziecku idzie. Jak ono sobie radzi w tym świecie wirtualnym.
Przede wszystkim za zgodą obu stron. Na przykład: wszyscy mają konto na jakimś popularnym komunikatorze i dziecko przychodzi z tym, że ono też chciałby mieć takie konto. To już w tym momencie możemy zgodzić się, ale tak na zasadzie win-win. To znaczy: my założymy ci konto, czyli nie zostaniesz wykluczony ze swojego środowiska. Będziesz używać sobie komunikatora zgodnie ze swoją zachcianką i tak jak twoi znajomi być w kontakcie ze wszystkimi, ale pod warunkiem, że będziemy o tym rozmawiać. Będziesz nam pokazywał wiadomości, które uważasz, że są nieodpowiednie. Będziemy mogli reagować na to, jeżeli coś będzie się działo. Albo będziemy mieli podstawy do tego, żeby poprosić cię o udostępnienie wiadomości, które wysyłasz albo które otrzymujesz. I żeby to było od razu, na samym początku uświadomione obu stronom. Można, ale to jest zawsze pewnego rodzaju ryzyko. Niech dziecko o tym wie, że my nie robimy tego na złość, tylko zgadzamy się na to, ale chcemy go przez jakiś czas prowadzić za rękę. Chcemy pokazywać mu dobre i złe aspekty takiego życia wirtualnego i chcemy w jakiś sposób, póki on sam nie będzie tego w stanie robić, moderować. Moim zdaniem najprostsza metoda.
To co przed chwilą mówiłaś, że rodzice boją się stracić tę relację przez nieudostępnianie jakichś narzędzi dzieciom. A to zupełnie inaczej działa. Wystarczy spojrzeć z drugiej strony i tak naprawdę może to zadziałać zupełnie odwrotnie. Tak samo z wszelkiego rodzaju aplikacjami, to nie muszą być tylko komunikatory i sieci społecznościowe. To mogą być gry i pełno innych aplikacji, do których możemy mieć podejrzenie, że niekoniecznie nadają się dla naszego dziecka. Ale z kolei wszyscy w szkole tego używają, więc znowu wykluczanie naszego dziecka z jakiejś społeczności raczej nie będzie dobrze oddziaływało na jego rozwój, przynajmniej emocjonalny. Więc chcielibyśmy jednak starać się, żeby on tę komunikację podtrzymywał, żeby był lubiany, żeby był w towarzystwie. Bo to się wiąże potem z wykluczaniem również w realnym świecie. Coś, co jest dla dzieci pewnie jednym z trudniejszych życiowych aspektów do pokonania, czyli samotność. Na pewno tego nikt dla swojego dziecka nie chce, dlatego ulegamy tym prośbom. Ale nawet jeżeli nie lubimy grać w gry, to instalując grę, spędźmy z dzieckiem tę pierwszą godzinę. Przygotujmy się wcześniej, żeby mieć jakąś wiedzę na temat gry. Włączmy ustawienia, które uważamy za pożądane, na przykład blokowanie czatów. Popatrzmy z dzieckiem, przejdźmy przez jakiś tryb rozwoju postaci na początku w grze. Będziemy mieć świadomość, co tak naprawdę ta gra wnosi wartościowego. Może się okazać, że będzie na tyle niewartościowa, że będziemy w stanie wytłumaczyć naszemu dziecku szybko, że ta gra jednak nie. Poszukajmy innej, ale nie zostawiajmy go samego z taką decyzją, bo nie wiadomo jak on się zachowa w tym temacie. Zawsze trzeba tę pomocną dłoń dziecku podać, albo chociaż stać i bacznie obserwować, co się dzieje.
Oczywiście. Przemoc tak naprawdę i nas, dorosłych, i nasze dzieci ogarnia zewsząd. Od telewizji, poprzez gry online, po rówieśników naszych i naszych dzieci. Więc tej przemocy jest bardzo dużo. Musimy nauczyć dzieci raz, że reagować na odbiór takich negatywnych emocji, a dwa nauczyć je też radzić sobie ze swoimi emocjami i uwydatnianiem ich. To, że każdy albo się spotkał, albo słyszał o hejterach w internecie, to przecież też nie bierze się znikąd. To są osoby sfrustrowane, które nie umieją okazywać w jakikolwiek sposób innych emocji. I nasze dzieci, jeżeli pozostawimy je samym sobie, mogą stać się takimi hejterami. To, że mamy przemoc, to nie znaczy tylko, że nasze dziecko jest narażone na tę przemoc, ale my, naszą biernością, narażamy też inne dzieci. Nasze dziecko może wylewać jakieś frustracje w internecie i podjudzać, podsycać te materiały, treści, np. homofobiczne czy rasistowskie. Bo kilka osób się skrzyknie, jeden ma większą siłę przebicia niż reszta i niektóre dzieci są bardziej podatne na takie wpływy. Jedna osoba z nieokiełznanymi emocjami może podjudzać do buntu całą resztę i w ten sposób na przykład szkalować jedną z osób na grupie kontaktowej.
Więc to ma dwie strony. Pierwsza to jest dbanie o to, żeby nasze dzieci uczyć radzenia sobie z niebezpieczeństwem, a druga – uczenie naszych dzieci netykiety. Czyli tak samo, jak w świecie rzeczywistym. Chcemy, żeby nasze dziecko mówiło dzień dobry osobom dorosłym? Tak samo nauczmy je właściwego zachowania w internecie. Włóżmy mu do głowy to, że w internecie nie jesteśmy anonimowi. Może się nam tak wydawać i to wielu osób nie powstrzymuje przed wylewaniem negatywnych emocji, ale tak naprawdę nie jesteśmy anonimowi. Internet nie zapomina. To zostaje potem na bardzo długo. To może się ciągnąć latami. Albo konsekwencje dla naszego dziecka za niewłaściwe zachowanie, albo w drugą stronę – te negatywne emocje, które wpłyną na nasze dziecko, i to może się za nim ciągnąć też wiele, wiele lat. Także trzeba zwracać uwagę na wszystko.
No właśnie przez poczucie anonimowości. To, że ja nie nazywam się Arkadiusz Basiuk, tylko sobie wymyślę jakikolwiek nick, ksywkę i jestem identyfikowany tylko po adresie IP, to mogę sobie rzucać oskarżenia i wstawiać negatywne komentarze pod postami, pod zdjęciami, pod wszystkim co znajdę w internecie. Nie dbając o to, nie mając wyobraźni, jak to potem rzutuje na tę drugą osobę. Czyli znowu, to działa z dwóch stron. Te negatywne oceny np. naszych dzieci czy nawet nas samych, bo ilu dorosłych zaczyna albo już cierpi z powodów mediów społecznościowych na depresję i wszelkiego innego rodzaju schorzenia emocjonalne, właśnie przez negatywne oceny. Nikt nie chce być brzydki, nikt nie chce być gruby, nikt nie chce być oceniany negatywnie. Wszyscy chcemy być piękni i zawsze młodzi. Tak działa internet. Pokazujemy siebie tylko z tej najlepszej strony, a cała reszta zaczyna nas oceniać i to znowu zaczyna buzować. Czyli to jest tak śmiesznie, że my swoje zaplecze, czyli swój cały backstage porównujemy do czyjejś wystawy. Czyli porównujemy wszystkie nasze najgorsze cechy do wyidealizowanego zdjęcia, wyidealizowanego komentarza jakiejś innej osoby, co nie ma racji bytu, bo to nigdy nie będzie zbieżne jedno z drugimi. A nasze dzieci działają dokładnie w ten sam sposób, tylko mogą to jeszcze bardziej odczuwać, bo one są dużo mniej odporne na takie informacje i mogą brać to do siebie o wiele bardziej dosłownie.
Dlatego mówię, że dorośli powinni się edukować jako pierwsi. To my tak naprawdę jesteśmy skarbnicą wiedzy dla naszych dzieci. Ja zawsze powtarzam: jeżeli chcesz, żeby twoje dziecko było jakimś człowiekiem, żeby robiło coś, to zacznij od siebie. Jeżeli chcesz, żeby twoje dziecko czytało książki, czytaj książki. Jeżeli ty nie będziesz czytać, twoje dziecko nie będzie czytać. Jeżeli chcesz, żeby twoje dziecko mniej czasu spędzało przed ekranem – zostaw ten telefon. Od 18 w domu odkładamy wszyscy telefony. Nie ma telefonów. Zapewnijmy dziecku równość. Czyli pokażmy mu, że życie nie polega na zabranianiu. My, jako dorośli, mądrzejsi, fajniejsi, nie jesteśmy po to, żeby tobie zabraniać, a my możemy wszystko, bo wiadomo, jak to się kończy potem w życiu. Jeżeli chcemy, traktujmy je na równo. Jeżeli chcemy czegoś dziecku zabronić, albo chcielibyśmy, żeby ono postępowało zgodnie z jakimś naszym założeniem, sami zacznijmy tak robić.
Na przykład. Nie pozwalamy im mieć komunikatora, a sami siedzimy z nosem w komunikatorze.
To jest intuicyjne, ponieważ oni się rodzą w takim świecie, więc to, co ich otacza, jest dla nich naturalne. My do tego dopiero dorastamy, czyli urodziliśmy się gdzieś indziej, jesteśmy już jakoś ukształtowani i dostajemy nowinki, z którymi się musimy zapoznać, musimy się doedukować, bo to już wymaga od nas pewnej pracy. Bo mamy już swój światopogląd i nagle musimy go jakoś ruszyć, zmienić, czyli zacząć pracować ze sobą, co jest zawsze jakimś wyzwaniem. Dla dzieci wszystko przychodzi naturalnie. One się rodzą, dostają wszystko, co jest na około, do ręki, tablety, telefony, telewizory, internety. To wszystko jest, to jest wszechobecne, wszyscy z tego korzystają, więc dla dziecka to jest po prostu taki zwykły świat. Tak jak dla nas była oranżada w woreczkach foliowych, tak dla nich jest Internet, to nie jest nic innego, nie mają nad tym jakichś większych refleksji, to po prostu jest częścią ich życia.
Dlatego też dorosły człowiek powinien mieć świadomość takiego przebodźcowania, tych wszechoogarniających informacji, i to głównie negatywnych, bo pozytywnymi nikt się nie dzieli. Możemy sobie robić detoks informacyjny. Spróbujmy zastanowić się, ile tych informacji potrzebujemy, czy rzeczywiście musimy przejrzeć wszystkie media społecznościowe, musimy godzinę dziennie scrollować te portale informacyjne. Czy nie wystarczy nam troszeczkę zacząć ograniczać. Tak jak z każdym uzależnieniem. Spróbujmy odciąć się, może nie od wszystkiego, ale od części, które zaczniemy postrzegać jako te negatywne, które na nas źle wpływają, psują nam humor. Jeżeli widzimy, że codziennie mamy jakiś problem, bo przeczytaliśmy jakieś negatywne informacje, które niekoniecznie nam się podobają, albo niekoniecznie chcielibyśmy usłyszeć, spróbujmy odizolować od siebie te informacje, skończyć z nimi najpierw na tydzień na przykład i zobaczyć, czy wtedy nie będziemy się czuć lepiej. Czyli znowu: chcemy nauczyć dzieci odsiewać informacje dobre od złych, a sami przyjmujemy wszystko jak leci? Zacznijmy od siebie. Postarajmy się sprawdzić, co nam szkodzi i starajmy się takie informacje odsiewać. Na szczęście jest pełno narzędzi do tego, można blokować osoby niechciane na portalach społecznościowych, blokować wiadomości od nich. To drastyczne elementy, ale może czasem po prostu warto się odciąć od czegoś, co nam sprawia przykrość. I tyle, i mieć święty spokój.
Dopamina. Tak jak przy jedzeniu czekolady. Samo uzależnienie w sobie jest bardzo niebezpieczne. To jedno z wielu niebezpieczeń, które czyhają na dzieci w internecie. Uzależnienie od gier, od mediów społecznościowych, od prostego scrollowania zdjęć, czyli prostego bodźcowania się obrazami czy chociażby światłem z urządzeń, które też negatywnie wpływa na nasze samopoczucie i zdrowie. Więc to naprawdę też jest ogromne zagrożenie, na które powinniśmy mieć jakąś radę. I znowu tutaj dzieciakom, nawet starszym, warto wyznaczać jakieś granice. Dziecko musi mieć zawsze granice, w których może się poruszać dowolnie, ale tylko od lewej do prawej. To jednak znowu ten monitoring, żeby to nasze dziecko nie wychodziło poza jakieś ramy dozwolonego zachowania. Czyli jeżeli lubisz grać w internecie, OK, ale nie zarywaj nocy grając w internecie. Jeżeli tak bardzo lubisz grać w nocy, bo wtedy jest najwięcej znajomych i tak dalej, OK, w tygodniu nie grasz, ale masz jedną noc w weekend, z piątku na sobotę albo z soboty na niedzielę, wybierz sobie, wtedy kiedy jest więcej osób na przykład, gdzie możesz sobie tę noc zarwać i pograć. Ale stawiajmy różnego rodzaju granice. To też jest ważne, żeby starać się tym dzieciom bilansować czas spędzany online jednak tym offline’owym. Zabrać je na sanki, pójść z nimi na basen, pójść z nimi pobiegać. Jeżeli nie mamy kondycji albo nam się nie chce takiej aktywności sportowej uprawiać z dziećmi, to spróbujmy znaleźć w dzieciach jakąś pasję i trochę ją rozwijać. Czyli zapiszmy je na zajęcia dodatkowe, jedne, drugie, trzecie. Nie martwmy się o to, że dziecko nie chce. Na przykład pójdzie zajarany, użyję brzydkiego słowa, na piłkę nożną, bo zawsze chciał grać piłkę nożną, i po miesiącu mu się znudzi. A my stwierdzimy, że będziemy go uczyć konsekwencji i musisz chodzić na piłkę, chociaż on nie chce. Nie, dajmy mu wybrać, dajmy mu eksperymentować, zmieniajmy tę aktywność fizyczną co miesiąc, co dwa miesiące, tak jak dziecko potrzebuje. Może za czwartą jednak stwierdzi, że ta pierwsza była najfajniejsza, ale dajmy mu poeksplorować trochę. Najgorzej dziecko zostawić samo, bo ono ma bardzo zawężony światopogląd. Ono nie wie, co chce, co może. Nie wie, co ma ze sobą zrobić. Bodźcujmy nasze dzieci w taki pozytywny sposób.
Oczywiście, z nudów. Jak nie ma co robić, to tam zawsze znajdzie się coś ciekawego do kliknięcia.
Ale jeżeli chcemy mieć szczęśliwe dzieci, zajmijmy się naszym szczęściem. Wypracujmy najpierw to u siebie, żeby jednak zorganizować się, trochę tego czasu wolnego, żeby poprawić swoje samopoczucie, żeby swoje życie doprowadzić do porządku i wtedy rzeczywiście możemy zabrać się za porządkowanie życia naszych dzieci. Biorąc na siebie odpowiedzialność za wychowanie dziecka jesteśmy jednak zmuszeni do pewnej pracy. Czy chcemy, czy nie, ona sama się nie wykona. Możemy po prostu to zignorować, ale ignorowanie problemów do niczego nie prowadzi. One mogą potem wrócić ze zdwojoną siłą. Z takim niewychowanym nastolatkiem mogą być ciekawsze problemy, niż z młodym człowiekiem, na którego czekają jakieś zagrożenia w internecie. Więc przepracowanie czegoś wcześniej, swojego samopoczucia i samopoczucia dziecka, edukacji naszej i edukacji dziecka naprawdę może zaowocować w przyszłości tą dumą z tego człowieka, którego postanowiliśmy przywieźć na ten świat. I to jest dla rodziców chyba jeden z największych dowodów na to, że spełnili się w tej swojej roli. Ale, jak każda z ról, wymaga od nas zaangażowania.
Najgorsze są kary. Karanie dzieci to już jest naprawdę ostateczność. Oczywiście granice i karanie pewnie mają jakiś związek w wychowaniu, ale im więcej czasu poświęcimy naszemu dziecku, tym mamy na niego większy wpływ. Jesteśmy w stanie ukształtować go troszeczkę pod kątem naszego światopoglądu, wpłynąć bardziej na jego zachowanie w późniejszym czasie.
Oczywiście. Myślę, że starsze dzieci tak samo wybiorą rodzica, bo rodzic zawsze będzie atrakcyjniejszy niż życie w internecie. To życie z tabletem czy z internetem dzień w dzień jednak jest bardzo podobne. Ono się robi w pewnym czasie nudne, ale uzależnienie dalej nas ciągnie do tego. Z rodzicem każda zabawa będzie wyglądała inaczej, chociaż trochę się zmieni. Więc i młodsze i starsze dzieci potrzebują nas, dorosłych, do swojej zabawy. Żebyśmy angażowali się w tę zabawę. Daję sobie naprawdę rękę uciąć, że jakakolwiek inicjatywa z naszej strony sprawi, że dziecko wybierze właśnie nas, a nie portal społecznościowy.
Najpierw wyedukować się samemu, czyli postarać się zdobyć jak najwięcej informacji o tym, co na nas, dorosłych, czyha w internecie. Czyli o zagrożeniach, z którymi my się zmagamy. Z niektórymi nawet nieświadomie, bo spam czy próby phishingów są już dla nas, korzystających z adresów e-mail, codziennością. Ale rozszerzmy troszeczkę tę wiedzę o różnego rodzaju techniki, którymi jesteśmy testowani. Czy to w internecie, czy w wiadomościach SMS bardzo często. Elementami, na które też dajemy się nabrać, są takie emocjonalne, wymagające od nas szybkiej reakcji. Czyli przychodzą święta, wiadomo, że to będzie czas wzmożonych zakupów w internecie. Bardzo często dostaniemy jakieś informacje o tym, że paczka nie dojdzie na czas, albo że musimy dopłacić złotówkę, albo że musimy kliknąć, żeby przekierować, bo w naszym paczkomacie nie ma miejsca. I wtedy, nie myśląc, bardzo szybko, odruchowo podejmujemy decyzje, które czasem mogą się okazać błędne i mogą nas dużo kosztować. Więc zacznijmy siebie uzbrajać w taką dodatkową wiedzę odnośnie kultury cyber, odnośnie bezpieczeństwa, prywatności w internecie. I potem sukcesywnie całą tę wiedzę, którą posiądziemy, bardzo łatwo będzie nam przekazać dzieciom, bo sami będziemy w stanie ocenić, co z tej wiedzy będzie dla naszych pociech najlepsze. Czyli odsiejemy to, co jest najważniejsze i bardzo szybko możemy z nimi zacząć rozmawiać na ten temat. Ważne, żebyśmy, występowali w roli rodzica z odpowiednią wiedzą, a nie wymyślali coś dziecku, czyli żebyśmy chociażby zakazami próbowali wpłynąć na to, jak ono ma się zachowywać w internecie.
Powinniśmy się zapoznać z taką podstawową netykietą, higieną pracy z komputerem, czyli przede wszystkim zachować pewnego rodzaju poziom bezpieczeństwa dostosowany do naszego dziecka. Będę przekonywał wszystkich, że lepiej wydać te 100 zł czy nawet mniej na płatny program antywirusowy, którego baza sygnatur wirusów jest aktualizowana prawie że w czasie rzeczywistym, niż używać jakichkolwiek darmowych, które w jakiś sposób chronią, ale to najczęściej jest kilka dni czy tygodni po największych zagrożeniach, czyli ta baza sygnatur jest aktualizowana w momencie już po nasilonych atakach, które mogą zdążyć wpłynąć na nasze dzieci. Więc podstawowa rzecz, to naprawdę zaktualizowany system operacyjny. Jeżeli możemy wydzielić konto z ograniczonym dostępem dla dzieci, zróbmy to. To naprawdę nic nie kosztuje, założenie drugiego konta, a może uchronić i przysporzyć dużo dobrego dla naszego dziecka. I w tabletach, i w komputerach można takie konto założyć. Jeżeli mamy tablet, bardzo dużo rozwiązań jest przez vendorów wdrażane od razu, jeżeli chodzi o nadzór rodzicielski. Włączmy takie funkcje nadzoru, które poprawią bezpieczeństwo naszych dzieci i też zdrowie, bo niektórzy już zaczynają się prześcigać, bo zobaczyli jak to jest ważne. Ten temat zaczyna się robić istotny dla rodziców. Tablety czy telefony mogą same reagować na to, że dziecko trzyma ekran za blisko twarzy. I każe dziecku w tym momencie odsunąć urządzenie dalej, żeby chronić jego wzrok. To zaczyna się robić istotne. Miejmy nadzieję, że to będzie się rozwijać w tym kierunku i rzeczywiście przyniesie nam, rodzicom, dużo ułatwień, ale póki co jeszcze jesteśmy zdani na siebie. Więc oprogramowanie.
Jeżeli to są starsze dzieci, nie mamy dużo czasu, żeby rzeczywiście stać i prowadzić je za rękę, to, za obopólną zgodą oczywiście, zainstalujmy dzieciom jakieś oprogramowanie do nadzoru rodzicielskiego. Tak jak mówiliśmy na początku, to ma być win-win. My ci dajemy swobodę poruszania się w internecie, ale nie chcemy, żebyś musiał sam reagować na wszystko, więc tutaj jest dodatkowy program stworzony przez firmę, która się zna na tym temacie, który pomoże ci jednak troszeczkę poodsiewać te materiały dobre od złych. Jeżeli coś nie działa, zgłoś nam, to my chętnie wtedy usiądziemy, nawet uzupełnimy te brakujące informacje, czy to dotyczące zablokowanego dostępu i i odblokujemy go, jeżeli rzeczywiście potrzebujesz. A jeżeli znajdziesz coś niepokojącego, porozmawiajmy o tym. Musimy uczulić dziecko na to, żeby z nami rozmawiało, żeby zgłaszało nam wszelkiego rodzaju informacje, które są dla niego niepewne, albo nie wie, co z nimi zrobić. Tak samo musimy zgodnie z netykietą nauczyć nasze dziecko reagowania na negatywne emocje czy informacje w internecie. Niech ono nie zostaje z tym samo. Jeżeli widzi, że któryś z kolegów jest szkalowany, niech nie uczestniczy w tej nagonce, tylko niech zgłosi to rodzicom. Bo właśnie o to chodzi, że nasze dziecko ma być dobre, ma być lepsze od innych. Więc nauczmy je reagowania na to, nie tylko na swoje problemy, ale nauczmy je tej empatii, wpływania też na innych. Bo inni też potrzebują pomocy w internecie i my, nasze dzieci, możemy stać się tą osobą, tym herosem w internecie, który jednak nie pozwoli na rozszerzanie, rozprzestrzenianie się tego hejtu, zła, które u dzieciaków często się gdzieś na tych mediach czy komunikatorach pojawia. Tak samo w dorosłym świecie, jeżeli widzimy, że coś się dzieje złego, też powinniśmy reagować i mówię nie tylko o tym, że udało się nam i zabezpieczyliśmy sami siebie przed jakimś niebezpieczeństwem, ale powiedzmy o tym kolegom, koleżance obok przy biurku czy z drugiego pokoju, że słuchajcie, uważajcie. Bo o to chodzi, żebyśmy szerzyli tę dobrą informację, a nie tę złą. Jest cała masa rzeczy, które możemy zrobić. Wszystkie są niejako nadobowiązkowe, ale wybieramy z tego to, co jest dla nas najważniejsze.
Bardzo trudno mi się wypowiadać na temat influencerów, bo, tak, jestem rodzicem, zajmuję się bezpieczeństwem, ale nie dzieci. Zajmuję się głównie bezpieczeństwem dorosłych i biznesu, czyli komercyjnych rozwiązań. Staram się tę swoją wiedzę w jakiś sposób modyfikować i dostosowywać do naszego życia domowego. I na przykład u nas nie ma YouTube’a. Na wszystkich urządzeniach w domu nie ma czegoś takiego jak YouTube. Jest totalnie zablokowany. Młodsze dziecko widząc logo YouTube’a mówi, że to są głupotki. I tak wyszliśmy z założenia, że YouTube jest kojarzony z głupotkami. Tam oczywiście jest mnóstwo wartościowej wiedzy i YouTube jest odblokowany tylko na telewizorze w salonie. Czyli w miejscu dostępnym dla wszystkich. Jeżeli starsza córka, która szydełkuje, chciałaby podpatrzeć sobie jakiś nowy wzór oczka, może podejść do salonu, włączyć telewizor, włączyć YouTube i obejrzeć jakiś materiał. Ale w salonie zawsze ktoś jest. Mamy salon połączony z kuchnią, więc zawsze ktoś tam się krząta. Zawsze widzimy, co się dzieje. To jest ten prosty monitoring, który możemy wdrożyć.
Gry online – nie pozwolimy dziecku grać w słuchawkach. Jesteśmy automatycznie wtedy skazani słyszeć, co tam się dzieje w tej grze i też dużo wcześniej zareagować. Nie chodzi o to, jak nasze dziecko się ma zachowywać, ale też w drugą stronę – będziemy wiedzieli, jak to społeczeństwo, w którym on się zatopił, jak się ze sobą kontaktuje, jak ze sobą rozmawia, jak ze sobą postępuje. Więc jesteśmy w stanie dużo wcześniej oceniać i wyłapywać jakieś kryzysowe sytuacje. Także można w pewien sposób nawet z twórczości influencerów korzystać, ale, ważna rzecz, musimy od samego początku dzieci uczyć dobrego i złego, żeby one same były w stanie oceniać. Nie zostawiajmy dzieci na pastwę losu. 10 lat temu, jak moja córka była mała, wchodziły już tablety. Nie było jeszcze tak rozpowszechnionych portali streamingowych, gdzie moim zdaniem o wiele lepiej jest zapłacić nawet kilkaset złotych i mieć konkretny materiał, który dziecku możemy sprezentować do oglądania, niż wrzucić go w wir tych wszystkich algorytmów polecających. Znowu, z własnego doświadczenia: włączasz dziecku bajkę na tablecie, z popularnego portalu z filmami, i nie zdążysz się nawet odwrócić na pięcie, a w polecanych pojawia się materiał, który po pierwsze nijak ma się do filmu, które dziecko ogląda, a po drugie najczęściej jest skandaliczny jeśli chodzi o odbiór przez małego człowieka. Córka, oglądając bajkę, jako następny film miała jakiegoś pana w rajtuzach skaczącego po meblach i udającego Spidermana. To są takie materiały, których nie jesteśmy w stanie odsiewać. Lepiej to zablokować, dać dziecku coś w zamian, bo to nie chodzi tylko wyłącznie o to, żeby zabierać, ale znowu – sytuacja win-win. Przepraszam, nie będzie YouTube’a, bo tam jest dużo materiałów, które są też nieodpowiednie, ale dostaniesz za to inny portal, gdzie jest dużo materiałów, bajek, filmów, wszystkiego innego, który możesz sobie oglądać do woli. Teraz, z młodszą córką, jest to trochę prostsze. Ze starszą, jak te streamingi nie były tak rozpowszechnione, mieliśmy całą ogromną szufladę z płytami DVD i Blu-ray, gdzie co miesiąc kupowaliśmy dwie albo trzy płyty, I kiedy chciała sobie coś obejrzeć, to wysuwała szufladę, losowała jak z portali streamingowych jedną płytę i oglądała na telewizorze. Inaczej nie byliśmy w stanie tego moderować, musielibyśmy siedzieć i oglądać z dzieckiem non-stop ten materiał. Teraz, kiedy córka jest starsza, telewizor może sobie włączyć, potrafi włączyć materiał, który ją interesuje, a my kątem ucha możemy to kontrolować.
No dokładnie, to jest tak, że niestety nasze dziecko też spotka się z rówieśnikami, i w tym gronie zawsze będą tacy rodzice, którzy przyłożą mniejszą uwagę do wychowania, podczas gdy inni przykładają większą. No i zależy, którymi my jesteśmy. Więc znowu, tak jak rozmawialiśmy o dzieciach. Nasze dziecko też może być hajterem więc starajmy się jednak wychować je w ten sposób, żeby tej empatii i dobroci dla drugiego człowieka go trochę nauczyć. Tak samo w drugą stronę – uczmy nasze dzieci reagować na ten materiał. Jeżeli nasze dziecko będzie wiedziało, co jest dobre, a co złe, to nawet jeżeli ktoś będzie zachwalał patostreaming, to ono nie będzie miało problemów, żeby nam o tym powiedzieć. Nawet jeżeli nie będzie pewne, znaczy w szczególności, jeśli nie będzie pewne, czy to rzeczywiście jest dobre czy złe. Bo ono musi wiedzieć, że może darzyć nas zaufaniem, i że takie odpowiedzi zawsze od nas uzyska.
Najtrudniej jest wytłumaczyć, dlaczego oni mogą, a ja nie. Więc to jest taki kij i marchewka. Nasza córka strasznie męczy o komunikator, taki ogólnodostępny. Bardzo długo nie miała komunikatora. W pewnym momencie się zgodziliśmy na komunikator, oczywiście pod warunkiem monitoringu. To zaraz się okazało, że część osób używa innego komunikatora i teraz chce drugi. Ale już masz jeden i nie będziemy teraz instalować nie wiadomo ile rzeczy do tego samego. Masz jeden, kontaktujesz się ze znajomi, z którymi chciałaś i jest pewnego rodzaju zawiść, że oni mają, a ja nie. Ale mówię, marchewka. Dobra, nie możesz mieć komunikatora, ale będziesz miała OLX. Będziesz mogła sobie wyszukać jakieś rzeczy do robótek ręcznych czy inne drobiazgi. I może sobie to robić. To też jest duży temat, może zdążymy poruszyć, odnośnie zarządzania finansami oraz wyłudzeń w internecie, które też są niebezpieczeństwem dla naszych dzieci.
Wracając – dostaję coś, pomimo utraty czegoś innego. Bilans się mniej więcej zgadza. Dziecko jest szczęśliwe, a my nie wychodzimy na tych złych. Musimy iść na ustępstwa, bo to niestety tak działa, żeby obie strony były zadowolone. Dzięki naszej postawie możemy wymóc na dziecku jakieś zachowanie, ale musimy dać coś w zamian i jakoś nagrodzić za to ustępstwo z jego strony.
Uczulajmy dzieci. Edukujemy się w pierwszej kolejności odnośnie zagrożeń, które na nas czyhają, które naprawdę są takie prowizoryczne, skonstruowane przez tę drugą, złą stronę, gdzie takie dla nas oczywistości nie zawsze jest oczywiste dla dzieci. Wszelkiego rodzaju wyłudzenia w grach online, na portalach, na komunikatorach, gdzie pod pretekstem sprzedaży czegoś w bardzo okazyjnej cenie, albo zakupu w grach dodatkowych materiałów, dzieci potrafią poprosić rodziców o kartę kredytową czy płatniczą i użyć jej do przeprowadzenia jakichś transakcji internetowych. I jeżeli dziecko chce od nas kartę, bo chce kupić coś w internecie, to jeżeli to jest któryś raz z rzędu i nic się nie wydarzyło, to nasza czujność się uśpi. Więc to też jest tak, że my nie zawsze na każdą rzecz będziemy reagować tak samo. Pamiętajmy o tym. Pierwsza taka transakcja w grze, druga czy trzecia, gdzie my jeszcze stoimy i monitorujemy, może sprawić, że uznamy, że nasze dziecko jest już na tyle rozsądne, że samo potrafi takie rzeczy robić. A później, w pełni zaufania, przechodzi dalej do jakichś płatności, i wtedy potrafimy dać się naciąć na transakcję, której my byśmy już nie zaakceptowali. Więc to pierwsza rzecz. Druga rzecz to są właśnie wyłudzenia w drugą stronę. Np. dzieci też potrafią sprzedawać. I to co ty mówisz, jak dałaś się nabrać przy sprzedaży jakieś rzeczy. Ktoś cię podszedł w jakiś sposób, dotyczący np. nadania paczki. I tak naprawdę straciłaś tylko swój przedmiot, nie uzyskując za niego zapłaty. No to też jest oszustwo materialne. Więc to działa tak samo w dwie strony. I nasze dzieci tak samo są na to podatne. Więc warto dzieci uczyć, że w internecie wszystko można kupić i naprawdę ułatwia to życie, ale stosujmy dla dzieci karty podarunkowe, którymi się będą posługiwać, jeżeli już robią dużo transakcji. Załóżmy dziecku konto bankowe, do którego dostanie kartę i może korzystać. Nie wyczyści naszego konta, tylko co najwyżej swoje. Ewentualnie możemy używać kart do płatności internetowych do swojego konta. Takich prepaidowych. Czyli w momencie, kiedy dziecko chce dokonywać transakcji, musi nam powiedzieć, jaka to ma być kwota. My tę kwotę na tę kartę przelejemy, a on sobie może tej transakcji dokonać. Ale nie ma tego niebezpieczeństwa, że ktoś mówił mu, że to będzie kosztować x, a nagle po potwierdzeniu i wyjściu z konta okaże się, że to jest kilka razy x. Więc miejmy też taką świadomość. To też jest już dla starszych dzieci. Wiadomo, że maluchów takich rzeczy nie uczymy. Ale wraz z wiekiem nowe zagrożenia się pojawiają i musimy mieć świadomość. Nie musimy wiedzieć wszystkiego, ale spróbujmy reagować na poziomie naszego dziecka. Czyli na pewno w internecie jest pełno stron z informacjami, z podziałem nawet na wiek dziecka. Z czym takie dziecko może się zmagać i czego może doświadczyć w internecie. Wiadomo, że dla dzieci do szóstego roku życia, które nie umieją czytać i pisać, czaty i komunikatory internetowe nie są zbyt dużym zagrożeniem. Bo nawet nie przeczyta tego, co tam jest, ani nikomu nie odpowie, więc nikt tego dziecka w internecie nie będzie w jakiś sposób zagadywał.
Może, tylko mówię, bez słuchawek.
Słuchawki to zło. Rzeczywiście zabraniamy dzieciom używania słuchawek do codziennego użytku. Więc jeśli tak przelotem gdzieś przez ucho nam przelecą treści, które też docierają do naszego dziecka, to stosunkowo wcześnie będziemy w stanie zareagować, jakby zaszła taka potrzeba.
Zagrożenia, ale też szansy na pewno. Tak jak z internetem, gdzie jest mnóstwo wiedzy tej dobrej i tej złej, tak samo sztuczna inteligencja niesie ze sobą bardzo dużo dobrego. Nasze dzieci nie będą musiały spędzać x godzin, żeby pozyskiwać ciekawe informacje, tylko będą dostawały od razu przetworzone. Też pewnie zagrożenie, bo czytanie książek jednak nas rozwija emocjonalnie, naszą wyobraźnię i sposób postrzegania świata. Tymczasem AI tak naprawdę szybko streści każdą książkę. Ale jeżeli chodzi o pracę, o późniejsze, zawodowe życie naszych dzieci, to wydaje mi się, że sztuczna inteligencja jednak będzie w stanie dużo poprawiać: wydajność, wykonywanie różnych zadań naszych dzieci. Więc one na pewno muszą się tego nauczyć i to na pewno będzie duże wyzwanie dla nas, rodziców, ale i dla systemu edukacji i wszystkiego co się z tym wiąże.
Zagrożenia już mamy. Nowe będą powstawać. Dlatego, jako rodzice, nigdy nie możemy spocząć na laurach i jednak o tym cyberbezpieczeństwie musimy sobie raz na jakiś czas doczytać. Z takich najprostszych aktualnie problemów, z którymi nasze dzieci będą się mierzyć, to jest cała ta cyberprzemoc, gdzie z pomocą sztucznej inteligencji możemy generować fejkowe treści, czyli nieprawdziwe informacje, nieprawdziwe zdjęcia, ośmieszające. Niby fajna zabawa. Ale może to też być wygenerowanie czyjejś sylwetki powiedzmy bez ubrania i wrzucenie do internetu, albo nawet filmiku, który przecież rusza ustami i tak dalej, z twarzą naszego dziecka, albo nas samych. I okazuje się, że to jest bardzo proste, a konsekwencje naprawdę mogą być daleko idące. I my znowu musimy pamiętać, że to ma dwie strony. Musimy uczulić nasze dzieci, że takich rzeczy nie wolno robić. Tutaj już nawet trudno jest mi sobie wyobrazić, jak wytłumaczyć dziecku, żeby zignorowało takie treści, bo to jest chyba zbyt mocno wpływające na psychikę. Więc to już naprawdę podlega pod jakieś wydziały sprawiedliwości i wydziały karne. Ale mówię, nauczmy nasze dzieci z takich materiałów nie korzystać. Przede wszystkim żebyśmy nauczyli używania tej sztucznej agencji tylko w celach pozytywnych, dobrych. Żeby to nie czyniło szkody i spustoszenia.
Popełnia błędy. Póki co zawsze wie tyle, ile tej wiedzy jej dostarczono. Więc, tak jak w statystyce: jeżeli mamy zbyt małą próbę danych, to wyniki mogą odbiegać od rzeczywistości. Ważna jest próba, czyli liczba badań, z których będziemy czerpali informacje. Sztuczna inteligencja wyciąga informacje z każdej ilości danych. Czyli nawet jeżeli ma bardzo mizerne dane na jakiś temat, to i tak podejmie decyzję. Te decyzje mogą być też różnie interpretowane przez sztuczną inteligencję. Dlatego musimy nauczyć dzieci korzystania z tego. A mi się wydaje, że nawet dorośli nie potrafią jeszcze wyobrazić sobie, jak to mogłoby ich wspierać w codziennych obowiązkach. To jest temat na tyle nowy, który się będzie rozwijał, z którym każdy się w pewnym momencie zetknie. Ogromna, daleko idąca wiedza, nawet pana Hopkinsa, była taka, że jeżeli chcemy podbijać kosmos, to musimy pozbyć się naszego ciała białkowego. I de facto sztuczna inteligencja nam będzie to ułatwiać, czyli zaimplementowanie siebie w jakimś modelu danych rzeczywiście będzie miało kiedyś rację bytu. Już teraz nawet w zwykłych telefonach są przecież syntezatory mowy oparte o jakieś modele AI, które możemy nauczyć naszego głosu. One będą rozmawiać naszym głosem. Znowu, jakie proste i niebezpieczne narzędzie do wykorzystania przez kogoś, kto z takiej wiedzy chciałby w nie do końca etyczny sposób korzystać. Nawet wykonanie telefonu do koleżanki czy do pani nauczycielki z wytworzonym głosem swojego kolegi, z przekazem, który nie do końca mógłby pasować do takiej rozmowy, może nieść dosyć duże konsekwencje dla naszego dziecka. Więc ta cyberprzemoc w jakiejś nowej odsłonie będzie się pokazywać wszędzie.
Wiesz co, chyba nie. Do tej pory na razie, tak jak widzimy się teraz na żywo, my we dwójkę, jesteśmy w stanie ocenić: OK, to jest człowiek, z którym się spotkałem. W świecie realnym on musi być prawdziwy. Nie mamy rozwiniętych hologramów, więc nie da się oszukać prawdziwego człowieka. Ale jeżeli chodzi o monitor, to po tej drugiej stronie zaczyna być problem, żeby ocenić, czy to rzeczywiście jest ta osoba. Już nie mówię tylko o samym czacie. Teraz ten rozwój technologii poszedł tak do przodu, że nawet rozmawiając z jakąś osobą na wideoczacie, nie mamy pewności, że to jest na pewno ta osoba. Czy to w ogóle jest osoba. Ona może mieć głos, który znamy, może mieć wygląd osoby, którą znamy. Więc niedługo, tak jak teraz potwierdzamy swoją tożsamość wieloetapowo, np. logując się do poczty czy do jakiegokolwiek innego systemu, oprócz tego, że podajemy swoje dane, czyli pokazujemy, jak wyglądamy, musimy to jeszcze dodatkowo potwierdzić jakimś drugim sposobem, np. kodem jednorazowym. Może taki mObywatel będzie kiedyś taką aplikacją, że mimo, że się spotkaliśmy online, zaczynamy ze sobą rozmawiać, to jednak musisz mi pokazać twój QR kod. Ja go zeskanuję i w ten sposób potwierdzę twoją tożsamość, że ty to ty, a nie, że udajesz po prostu kogoś. A wygenerowanie takiego wizerunku już zaczyna być bardzo proste. To będą następne zagrożenia, których do tej pory pewnie nawet nikt sobie nie wyobrażał.
Musimy być tak naprawdę na bieżąco, chociażby trochę starać się tej wiedzy zgłębiać i dalej wpajać ją naszym dzieciom, bo system edukacji nasz, moim zdaniem, jest trochę niedopasowany. To subiektywne podejście, tutaj nie będę się rozwodził na ten temat, ale jak dużą rolę w naszym życiu spełnia komputer, internet i ogólnie podłączenie online. A w szkole mamy godzinkę informatyki, gdzie dzieci uczą się, powiedzmy, programowania, obsługi Worda, Excel’a. Wszystko super, ale kto ich nauczy netykiety, kto ich nauczy tego, o czym my rozmawiamy? Jeżeli już mamy jakiś system edukacji, to on powinien być dostosowywany do realiów. Tak jak my rodzice dostosowujemy naszą wiedzę, którą przekazujemy naszym dzieciom. Niech ten system edukacji też nas rodziców wspiera w tym temacie. Niech ta edukacja wiąże się z wychowaniem tego człowieka online. To musi iść w parze, bo co z tego, że my będziemy dziecku zabraniać, wbijać wszystko do głowy, jak ono pójdzie do szkoły i tak jak rozmawialiśmy – tam rówieśnicy mają zupełnie inną edukację zapewnioną z domu i wszystkie nasze starania nie do końca będą przez dziecko rozumiane tak, jakbyśmy chcieli. To musi iść jakoś odgórnie. Wiadomo, że ten program edukacji stara się wywierać jakiś wspólny punkt widzenia u wszystkich dzieci uczestniczących w lekcjach. I moim zdaniem w tę stronę też powinna iść edukacja. Tego powinno być coraz więcej i lekcji informatyki powinno być na tyle dużo, żeby to dawało odzwierciedlenie, jak wygląda później nasze życie online. Ta informatyka jest marginalizowana, a potem całe życie siedzimy przypięci do internetu.
Najgorzej, że nikt nie uczy ich etyki, przynajmniej ja nie spotkałem się jeszcze. W szkole, do której uczęszcza moja córka, były jakieś zajęcia z panią policjant, gdzie rzeczywiście pojawiły się zalążki informacji o cyberbezpieczeństwie, ale to bardzo mały margines tego wszystkiego. A wchodzimy w taki świat, gdzie tego jest tak dużo wszędzie. Mam nadzieję, trzymam kciuki, że to wszystko będzie ewoluować, może Wy postaracie się wyedukować dzieciaki w tym temacie, bo one czerpią wiedzę z internetu, więc trzeba im podsyłać też tę dobrą, wartościową wiedzę. A to na pewno wpłynie też na nie w sensowny sposób, na to co mogą, czego nie mogą, jak powinny się zachowywać w internecie i że to naprawdę jest część naszego życia już. Wszystko i wszyscy są online.
Gry, super. Ja jako młody pasjonat komputerowy dużo czasu spędzałem na grach, uwielbiałem gry tak naprawdę. Logiczne, strategiczne, gdzie teraz z perspektywy czasu wiem, jaki to może mieć wpływ na kreatywność naszego dziecka, na zrozumienie algorytmów i tak samo rozwój emocjonalny. Ale oczywiście z drugiej strony teraz mamy gry, które są online. Kiedyś wszystko było tylko dla nas. Były oczywiście i przemocowe i wszystko inne, teraz z kolei dochodzą następne zagrożenia i tych gier się naprawdę robi pełno, przeróżnych, dla każdego coś. Ważne, żebyśmy w jakikolwiek sposób moderowali dostęp naszego dziecka do takich gier. Jest klasyfikacja wiekowa, zwracajmy na to uwagę. Każda gra jest oznaczona. Głównie pudełkowe, w internecie trzeba samemu niestety pogrzebać. Jest oznaczenie PEGI, jest podane mniej więcej od jakiego wieku dzieci powinny grać, ale nie ufajmy temu w stu procentach. Są gry popularne, gdzie to nie jest do końca gra. Ludzie myślą, że to jest gra i mylą ją z inną popularną grą, taką klockową, kreatywną, a to tak naprawdę jest też platforma do gier. Czyli mamy niby grę, która w sobie zawiera dużo małych gierek i te gierki również mogą być tworzone przez społeczność, czyli każdy, kto posiada konto na takiej platformie, może sam próbować jakiś scenariusz gry układać. I w czymś, co jest klasyfikowane dla siedmiolatków, czyli jest trochę przemocy, nie ma krwi, nie ma bezpośredniej wizualizacji cierpienia itd., okazuje się, że można jednak znaleźć treści, które zupełnie odbiegają od tego założenia. Scenariusze, które pozwalają na męczenie zwierząt, które pozwalają nawet sadystycznie podchodzić do traktowania ludzi i zwierząt. Więc uważajmy na to. Nie bierzmy wszystkiego tak, jak jest napisane, tylko jako rodzic zawsze starajmy się gdzieś tam te swoje 5 zł włożyć i nawet jeżeli widzimy takie rzeczy, ale nie chcemy zabraniać dziecku, bo związane jest akurat z tą, a nie z inną społecznością, to starajmy mu się wyłożyć to co jest dobre, a co złe. Zawsze podkreślajmy to, że jeżeli ma jakiekolwiek wątpliwości co do wagi dla jakichś rzeczy w świecie online, to niech przyjdzie i zapyta. Niech się nie krępuje. Nie karajmy dzieci za to, że się pytają albo zrobiły coś złego online, one też muszą się nauczyć, mogą popełniać błędy, na pewno będą je popełniać, a my wyrozumiale musimy po prostu ich słuchać i służyć radą.
Od tego trzeba zacząć.
Ogólnie prywatność powinniśmy zachowywać zawsze. To jednak jest ważny aspekt życia w internecie, jednak wymagałoby to szerszego zrozumienia tego, jak działa sieć. Przede wszystkim wszystkie informacje, które umieszczamy w internecie, nigdy nie znikają. One zawsze gdzieś tam będą, zawsze będą przetwarzane, udostępniane, czy nam się to podoba czy nie. W formie i w sposób, których też nie kontrolujemy. Więc musimy mieć świadomość tego, że jeżeli coś raz wrzucimy do internetu, to naprawdę tracimy nad tym jakąkolwiek kontrolę Wydaje nam się, że możemy kreować swój wizerunek w internecie. Czyli możemy stworzyć swojego awatara, swój nickname i to nie będziemy my, tylko będziemy sobie pod jakąś inną postacią występować w internecie. To jest pewnego rodzaju zachowanie tej prywatności i internet nam w tym pomaga. Ale jeżeli nad tym nie panujemy, nie mamy świadomości, wrzucamy zdjęcia ogólnodostępne dla wszystkich, zmieniamy zdjęcia profilowe, wrzucamy zdjęcia ze świąt, z wewnątrz naszego domu, z wewnątrz przestrzeni naszych prywatnych, to nie mamy świadomości zagrożeń. Złodziej bardzo łatwo może ocenić przez takie portale, na których za dużo informacji udostępniamy publicznie, jak wygląda nasze mieszkanie czy dom wewnątrz. Czy jesteśmy majętni czy nie? Czy w tym momencie jesteśmy na wakacjach czy nie? Czyli jeżeli wrzucamy zdjęcia z jakichś ciepłych krajów, najprawdopodobniej nie ma nas w domu. A jeżeli mamy ładne wnętrze w domu, to automatycznie narażamy się na to, że komuś te rzeczy mogą się spodobać i chciałby wejść w ich posiadanie. Tak samo jeżeli udostępniamy zdjęcia, nie tylko naszych dzieci, ale również nasze, wymowne i niewymowne, to możemy się komuś spodobać bardziej lub mniej, bo to działa w dwie strony. Czyli możemy mieć stalkera na przykład, któremu się podobamy, albo który nas znielubił za jakieś zachowania.
Jeżeli wrzucamy chociażby nasze trasy biegowe, udostępniamy na profilach sportowych, to bardzo łatwo jest nas wytropić w internecie. Zobaczyć, gdzie mieszkamy, którędy biegamy, gdzie zaczynamy bieg, gdzie kończymy. Bardzo łatwo można dotrzeć po zdjęciach z internetu do tego, kto gdzie mieszka. Czyli odszukać osobę niby z internetu w świecie realnym, a dla nas to jest jeszcze takie odseparowane. Czyli nie przekładamy tego, co robimy w internecie, na życie nasze w realu, a to naprawdę ma bardzo duży związek. Bo kiedy udostępniamy informacje o naszych dzieciach, to ludzie też mogą te informacje wykorzystywać potem w niecny sposób. Jest cała siatka pedofilii w internecie. Jeden z bardziej palących problemów, oprócz pornografii zwykłej, to jest pornografia dziecięca, gdzie jeżeli nie postępujemy odpowiedzialnie, możemy tak naprawdę podsycać cały ten proceder w internecie.
Więc naprawdę ważną rzeczą jest nauczyć się prywatności. Jeżeli już mamy potrzebę dzielenia się wszystkim i wszędzie, do jakich restauracji chodzimy, co jemy, co robimy w ciągu dnia itd., to róbmy to na tyle odpowiedzialnie, że udostępniajmy to tylko w takim gronie, które wiemy, że jest sprawdzone.
Tak jak już wcześniej zaczęliśmy o influencerach, to naprawdę trzeba być też silnym emocjonalnie, żeby znosić taką ilość krytyki, która na każdego, kto wystawia się publicznie, wcześniej czy później spadnie. Czyli jakakolwiek popularność wiąże się z falą hejtu, o który w internecie jest bardzo łatwo. Nasze dzieci w szerokim gronie chcą być influencerami, streamerami i nawet niejednokrotnie widzę dzieciaki, które wrzucają, nie wiem, czy za zgodą rodziców, czy nie, ale wrzucają swoje filmy do internetu. I dla nich to jest pewnego rodzaju zabawa, ale my dorośli powinniśmy to jednak ocenić po swojemu i z mojego punktu widzenia to jest duże, duże zaniedbanie ze strony rodziców. Chodzi o to, żeby jednak rozmawiać z tymi dzieciakami o tym, co się wiąże z taką popularnością. Bo pod każdym takim filmikiem może się pojawić bardzo dużo negatywnych komentarzy, które wpłyną na samopoczucie dziecka. Jeden, drugi, trzeci film. Jak dzieci otrzymują pozytywne komentarze, to jest znowu coś fajnego, coś co sprawia nam przyjemność. Czyli to zdobywanie lajków czy jakichkolwiek innych pochwał. Każdy lubi być chwalony, ale bycie osobą publiczną ma dwie strony medalu. Mamy tych, którzy nas kochają i tych, którzy będą nas nienawidzą. Bez tego nie da się być osobą publiczną w jakikolwiek sposób, mniejszy czy większy, bo teraz każdy może być publiczny posiadając kamerę i dostęp do internetu. Nie da się być tylko lubianym albo tylko nielubianym. Na pewno będziemy mieć całą rzeszę zwolenników i przeciwników. I to jest najtrudniejsze chyba do przeprocesowania z dzieckiem i potem przez dziecko, które się z tym zmierzy.
Są przecież te różnego rodzaju wyzwania. Czyli cała zabawa polega na tym, kto wymyśli głupsze wyzwanie i potem ludzie, głównie dzieciaki, się w to bawią. Oblewanie się wodą z lodem, niby śmieszne, niewinne. Ale przychodzą też pomysły, tak jak rozmawialiśmy, o patostreamerach, gdzie wyzwaniem może być szkalowanie jakiejś innej osoby na ulicy. Nie podejdziesz do kogoś i nie powiesz komuś, że brzydko wygląda. I zaczyna się od niewinnych wyzwań, które potem się nakręcają same ze sobą i tak powstaje cała fala hejtu tak naprawdę w internecie. Bo najczęściej to jest małe ognisko, gdzieś przez jedną osobę zapoczątkowane, może to być nasze dziecko, i potem się rozsiewa tak naprawdę, jak wirus, po portalu internetowym czy po jakiejś osobie. Najgorzej, jeżeli to się wszystko skumuluje gdzieś na jednej jednostce w internecie.
Na pewno te pozytywne komentarze, opinie wpływają na poczucie naszej wartości. Wszystkie negatywne w drugą stronę. Odnoszę wrażenie, że internet stał się takim śmietnikiem do wywalania tak naprawdę swoich negatywnych emocji. Czyli nie umiemy tego zrobić w świecie realnym. Nie potrafimy podejść do kogoś i powiedzieć mu, co o nim myślimy, tylko trzymamy te informacje dla siebie i wyrzucimy je wtedy, kiedy ona się pojawi w internecie. To jest takie miejsce, gdzie nie mamy kontaktu twarzą w twarz, ta osoba nie jest w stanie nam automatycznie od razu odpowiedzieć. Czyli wrzucamy negatywny komentarz, zamykamy laptopa i mamy spokój. Tamta osoba nawet jak będzie próbowała się obronić czy odpowiedzieć na nasz komentarz, to hejterzy najczęściej już nawet nie wchodzą drugi raz na taki profil i nie czytają odpowiedzi, tylko po prostu ciągną tę swoją negatywną energię wszem i wobec i nie zwracają uwagi. To nie jest tak, że komuś, kto nas ocenia negatywnie, zależy na krytycznej ocenie naszej osoby. Że powinniśmy wziąć to do siebie, przeanalizować i być lepszym człowiekiem. Właśnie tak postępujemy w gronie pięciu osób, które się lubią. Jeżeli ktoś kogoś krytykuje, to raczej po to, żeby ta druga osoba była lepsza. Czyli chcielibyśmy, żebyśmy dążyli do jakiejś doskonałości. W internecie to jest tak naprawdę tylko i wyłącznie przejaw zabawy tą negatywną emocją i na tym to się kończy. I my, jako ludzie, musimy mieć tego świadomość, musimy uczyć tak samo nasze dzieci, że te wszystkie opinie, które powstają na nasz temat w internecie, nie są słuszne. Chyba że są, ale to już musimy sami ocenić. Ale w większości przypadków podejrzewam, że nie są słuszne. Możemy się przed tym bronić właśnie albo mając bardzo silną psychikę, będąc silni emocjonalnie, albo po prostu dbać troszeczkę bardziej o tę prywatność. Nie wystawiajmy się na te komentarze wszem i wobec, ludziom nieznajomym, bo większość hejterów to są osoby, których nawet nie znamy. Nigdy nie mieliśmy z nimi styczności. Tylko komuś się nie spodoba kolor naszej bluzki i wrzuci nam negatywny komentarz, że brzydko wyglądamy. Ale nie napisze dlaczego, co spowodowało takie, a nie inne podjęcie decyzji o atrakcyjności naszej osoby. A my z drugiej strony będziemy dochodzić, analizować taki jeden komentarz, który zepsuje nam bardzo dużo krwi tak naprawdę bez sensu.
Wydaje mi się, że też jest efekt tłumu. Wydaje nam się, że jak jesteśmy w takim wielkim świecie, gdzie jesteśmy takim małym elementem, to nas nie widać. I ludzie chyba mają w internecie ciągle poczucie tej anonimowości, że oni niby są podpisani z imienia i nazwiska, no ale ile mamy Kowalskich w Polsce. I błędne założenie jest takie, że internet jest anonimowy, albo że w jakikolwiek sposób dba o naszą anonimowość. To jest totalnie złudne i nieprawdziwe. Tak naprawdę wszyscy pragną nas identyfikować. Każda nasza czynność, każde nasze słowo, każdy nasz ruch w internecie jest identyfikowany. Jest zapisywany, jest odnotowany, jest budowany nasz profil, który potem jest wykorzystywany do różnych celów, chociażby do wzbudzania w nas negatywnych emocji. Jeżeli algorytm stwierdzi, że ten jest fajny, bo jego komentarze zawsze wywołują burzę, to algorytm będzie mu podsyłał takie wiadomości, które wiadomo, że w nim wzbudzą emocje, pod którymi on wywoła następną burzę. Bo co? Bo jest ruch. Jak jest ruch, wiadomo, są odsłony. Jak są odsłony, można to monetyzować i te zera gdzieś przelatują przez ten komputer. A o to chodzi w internecie, przynajmniej tym dużym graczom, którzy mają na tym jakiś zarobek. Więc nie uważajmy, że to wszystko co robimy, to robimy dla siebie. Broń Boże, to nie jest dla nas.
Internet nigdy nie zapomina. Musimy mieć tę świadomość, wrzucając jakąkolwiek informację do internetu. Ona tam już zostanie na zawsze. Ona będzie powielana, będzie udostępniana, będzie przetwarzana na przeróżne sposoby i tak naprawdę my w momencie wrzucenia czegokolwiek do internetu tracimy nad tym kontrolę. Musimy też pamiętać, i to też chciałbym zaznaczyć, że to nie chodzi tylko o nasze informacje, na nasz temat, który wrzucamy. Informacje, które udostępniamy o innych osobach, działają dokładnie tak samo. Nie wrzucajmy zdjęć z innymi osobami, którzy sobie tego na przykład mogą nie życzyć. Jeżeli w tle jest niechcący jakaś pani, która akurat się przebierała i może mieć obiekcje co do takiego zdjęcia, zerknijmy na kadr drugi, trzeci, co na tym zdjęciu się dzieje, czy na pewno musimy udostępnić to zdjęcie. Czy może nie lepiej zrobić lepszy kadr albo wyciąć kawałek tego zdjęcia, jeżeli już musimy siebie udostępnić. Ale dbajmy o tę kosmetykę nie tylko nas, ale też o tych wszystkich ludzi naokoło. Którzy mają inne światopoglądy i mogą sobie takich informacji o sobie w internecie nie życzyć. Jest mnóstwo historii, nawet ze swojego doświadczenia, dostawałem prośby o to, że jakiś chłopak udostępnił zdjęcia dziewczyny w internecie, robione w dobrej wierze, w parze, a potem się one pokazują gdzieś w internecie. No i co z tym zrobić? Nic, tego się nie da cofnąć. Nawet jeżeli uda nam się usunąć jakiś materiał z internetu, to nie mamy żadnej pewności, że nie ma jakichś kopii, że on nie wypłynie zaraz gdzieś indziej. Ten materiał zawsze gdzieś się będzie pojawiać. I wtedy tak naprawdę już rzeczywiście trzeba się skontaktować z psychologiem, przepracować swoją osobowość na nowo i tyle. To jest jedyna szansa wtedy na jakieś normalne życie. Więc co raz zaistnieje w internecie, tego nie da się już w żaden sposób odkręcić.
Oczywiście. Tak naprawdę sposobów manipulacji, szczególnie w stosunku do młodych ludzi, ale nawet starszych, jest tak dużo i tak łatwo wpływać na pozyskiwanie takiej informacji. Ktoś wrzuca do internetu ogłoszenie, że sprzeda spodnie i zaraz dostaje pytania o długość, o szerokość i tak dalej. A jak te spodnie wyglądają na pani? A niech pani podniesie trochę wyżej bluzkę, bo chciałabym zobaczyć, jak one leżą na pani. Nie wiadomo kto z drugiej strony siedzi. Można tak prosto pozyskać zdjęcia jakiejś osoby, manipulując informacjami, które będziemy przedstawiać jako nam niezbędne. To nie musi być takie dosadne tak naprawdę, jakaś pornografia albo wyłudzanie zdjęć nagich, chociaż takie rzeczy też są bardzo proste. Wystarczy zaoferować nieświadomej osobie pieniądze za przesłanie nagiego zdjęcia i założę się, że grono ludzi się zgodzi. Szczególnie jeżeli ufa tej drugiej osobie albo jakieś tam relacje wcześniej udało się zbudować. Albo chociażby właśnie nawiązanie jakiejś bliższej relacji z kimś w internecie, na videoczatach itd. Puszczenie w pewnym rodzaju tej blokady albo przesadne zaufanie jakiejś obcej osobie z internetu może też być dramatyczne w skutkach, bo ktoś niby w dobrej wierze chce pomóc, chce spełnić oczekiwania tej drugiej osoby, a nie wie, nigdy nie będziemy wiedzieć, jak ta informacja zostanie wykorzystana i w jaki sposób. To samo dotyczy się pieniędzy, czyli dostajemy informację, że trzeba przelać, żeby pomóc, szybko, bo tam piesek leży, albo babcia, albo wnuczek. Przecież sposobów tak naprawdę jest nieskończenie wiele, co chwilę ktoś wymyśli sobie lepszy, nowszy, bardziej dopasowany do sytuacji. I to nie chodzi o to, żeby wszystkich złapać na ten haczyk. Wystarczy jakiś promil użytkowników, ale korzyści z tego promila już są na tyle duże, że to się opłaca, że tym ludziom się to opłaca i oni to będą zawsze robić, zawsze będą wyłudzać w jakiś sposób nasze dane.
Teraźniejszość.
Zawsze chcemy chronić nasze dzieci, ale żeby je chronić, musimy mieć świadomość, co im grozi. Więc wystarczy, że skupimy się nawet na najprostszych, bez wydziwiania, najprostszych informacjach, które pozwolą nam, jako rodzicom, zapanować nad chaosem w domu, tym internetowym. W jakikolwiek sposób poukładać sobie tę kulturę korzystania z Internetu, kulturę przechowywania danych, kulturę udostępniania danych. I na pewno będzie nam o wiele, wiele łatwiej i naszym dzieciom w przyszłości też.
Ja też dziękuję.
Jeżeli będę mógł pomóc to oczywiście. Dziękuję.